niedziela, 29 grudnia 2013

VIII

Zawstydzona tym nagłym wtargnięciem w naszą prywatność chwyciłam oparcie kanapy i błyskawicznie wróciłam do pozycji siedzącej, gwałtownym szarpnięciem ściągając spódnicę w dół.
– ...przyszli na spotkanie o drugiej.
Wydawało mi się, że minęły wieki, zanim uświadomiłam sobie, że Bieber i ja nadal jesteśmy w biurze sami i że głos, który usłyszałam, dobiega z głośnika. Bieber stał przy drugim końcu kanapy, gniewny i rozpalony, a jego klatka piersiowa falowała w rytm szybkich, gwałtownych oddechów. Krawat miał poluzowany, a rozporek spodni wybrzuszał się pod naporem imponującej erekcji.
Przez głowę przemknęła mi upiorna wizja tego, jak ja sama wyglądam. A musiałam szybko wracać do pracy. Byłam nieźle spóźniona.
– Jezu. – Przeczesał dłońmi zmierzwione włosy. – W środku pieprzonego dnia. W moim pieprzonym biurze!
Wstałam z kanapy i próbowałam doprowadzić się do porządku.
– Poczekaj. – Podszedł do mnie i bardziej obciągnął mi spódnicę. Odepchnęłam jego dłoń, wściekła, że w ogóle dopuściłam do tej sytuacji, zamiast trzymać się pierwotnego planu i wrócić od razu do siebie.
– Przestań. Zostaw mnie w spokoju.
– Zamknij się, Eva – uciszył mnie zdecydowanym tonem, łapiąc za brzeg mojej czarnej jedwabnej bluzki i poprawiając ją tak, by guziki tworzyły równy rządek. Następnie znów skupił się na spódnicy, wygładzając ją łagodnymi, wprawnymi ruchami.
– Popraw włosy.
Bieber zdjął z wieszaka marynarkę, nałożył ją i podciągnął krawat. Dotarliśmy do drzwi równocześnie i gdy przykucnęłam, by podnieść torebkę, on zrobił to samo. Ujął mój podbródek i zmusił mnie, bym na niego spojrzała.
– Hej – powiedział łagodnie. – Wszystko w porządku?
Paliło mnie w gardle. Byłam pobudzona, wściekła i totalnie zażenowana. Nigdy wcześniej nie straciłam głowy w taki sposób. I do szału doprowadzało mnie, że stało się to właśnie z nim, mężczyzną, którego podejście do aktu seksualnego było tak kliniczne, że
sama myśl o tym dołowała. Przesunęłam po twarzy dłonią, by uwolnić podbródek.
– Czy wyglądam, jakby wszystko było w porządku?
– Wyglądasz pięknie i tak cholernie podniecająco, że mam wielką ochotę cię zerżnąć. Jestem o krok od tego, by rzucić cię z powrotem na kanapę i doprowadzać do orgazmu tyle razy, że sama będziesz błagała, bym przestał.
– A toś posunął, Jasiu Złotousty – wymamrotałam, ale tak naprawdę nie czułam się urażona. Szczerze mówiąc, świadomość, że wzbudzałam w nim tak dzikie pożądanie, działała na mnie jak prawdziwy afrodyzjak. Ściskając pasek torebki, stanęłam na
chwiejnych nogach. Musiałam się od niego uwolnić. A po pracy musiałam pobyć trochę sama, z dużą butelką wina pod ręką.
Bieber podniósł się razem ze mną.
– Powinienem wyrobić się przed piątą. Odbiorę cię.
– O co to, to nie. To niczego nie zmieniło.
– Ależ tak, do cholery.
– Nie bądź arogancki, Bieber. Straciłam na chwilę głowę, ale nadal nie jestem zainteresowana.
Jego palce zamknęły się na klamce.
– Jesteś. Nie podoba ci się tylko sposób, w jaki chcę ci to dać. Zatem musimy spotkać się ponownie i renegocjować metody.
Znowu interesy. Omówione, przyklepane. Cała zesztywniałam. Kładąc rękę na jego dłoni, pociągnęłam za klamkę i przecisnęłam się przez drzwi, nurkując mu pod ramieniem. Jego asystent zerwał się z krzesła z rozdziawionymi ustami, podobnie jak jakaś kobieta i dwóch mężczyzn, którzy czekali na spotkanie z Bieberem. Za plecami usłyszałam jego głos:
– Scott zaprowadzi państwa do biura. Zaraz wracam.
Dogonił mnie przy recepcji, jego dłoń przesunęła się po moim krzyżu i chwyciła za biodro. Nie chciałam robić sceny, dlatego wyrwałam się z jego uścisku dopiero, gdy dotarliśmy do wind.
Z opanowaniem nacisnął przycisk, by przywołać windę.
– Do zobaczenia o piątej, Evo.
Wpatrywałam się w lampkę świecącą nad wejściem.
– Będę zajęta.
– W takim razie jutro.
– Jestem zajęta przez cały weekend.
Zagrodził mi drogę do drzwi windy i zapytał zdławionym głosem:
– A z kim?
– To nie twój...
Zakrył mi usta dłonią.
– Przestań. Powiedz mi w takim razie kiedy. I zanim przyjdzie ci do głowy pomysł, by odpowiedzieć, że nigdy, przyjrzyj mi się jeszcze raz dokładnie i zastanów się, czy widzisz przed sobą mężczyznę, który łatwo daje za wygraną.
Jego twarz była napięta, a oczy zwężone i pełne determinacji. Nie byłam pewna, czy uda mi się odnieść zwycięstwo w tym pojedynku na siłę woli z Justinem Bieberem.
Przełknęłam ślinę i czekałam. W końcu opuścił dłoń i powiedział:
– Myślę, że oboje powinniśmy nieco ochłonąć. Dać sobie kilka dni, żeby to wszystko poukładać.
Nie odpuszczał.
– Poniedziałek po pracy – powiedział.
Weszłam do windy. Odwracając się do niego, odparowałam:
– Poniedziałkowy lunch.
Ta opcja ograniczała moje tortury do godziny i dawała mi gwarancję ucieczki. W ostatniej chwili, zanim drzwi się zamknęły, rzucił:
– Jesteśmy na siebie skazani.
Brzmiało to trochę jak groźba, trochę jak obietnica.
*
– Nie stresuj się – zapewnił mnie Harry, gdy dopadłam mojego biurka. – Nic cię nie ominęło. Poszedłem na późny lunch z panem Leamanem. Sam dopiero co wróciłem.
– Dziękuję. – Bez względu na to, co mówił, i tak miałam ogromne wyrzuty sumienia. Byłam wściekła, że zepsułam dobre wrażenie po moim popisowym poranku. Pracując bez przerwy do piątej, omówiliśmy strategię dla klienta z branży fast foodów i rozważaliśmy poprawki do tekstu reklamowego dla sieci sklepów z żywnością organiczną.
– Fast food i zdrowa żywność. Nie mogła nam się trafić bardziej niedobrana para – zażartował Harry, nieświadomy, jak trafnie brzmiał ten komentarz w kontekście ostatnich wypadków w moim życiu osobistym.
Właśnie zamknęłam komputer i sięgałam po torebkę do dolnej szuflady, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał dokładnie piątą. Przez chwilę rozważałam zignorowanie telefonu, gdyż teoretycznie było już po godzinach pracy.
Wciąż jeszcze jednak cholernie źle się czułam z powodu tego przydługiego lunchu, dlatego uznałam to za zasłużoną karę i podniosłam słuchawkę.
– Biuro Harrego...
– Eva, słonko. Richard powiedział mi, że zostawiłaś komórkę w jego biurze.
Westchnęłam z rezygnacją i opadłam ciężko na fotel. Oczami wyobraźni widziałam już zmiętą chusteczkę, która zazwyczaj towarzyszyła temu zatroskanemu tonowi mojej matki. Doprowadzało mnie to do szału, a zarazem rozdzierało mi serce.
– Cześć, mamo. Co słychać?
– Och, cudownie, dziękuję. – Głos mamy był jednocześnie dziewczęcy i lekko ochrypły, niczym połączenie Marilyn Monroe i Scarlett Johansson. – Clancy podrzucił ci telefon do domu i zostawił go w recepcji. Naprawdę nie powinnaś ruszać się nigdzie bez niego. Nigdy nie wiesz, kiedy zajdzie potrzeba, by po kogoś zadzwonić...
Rozważałam w myślach, czy byłoby logistycznie możliwe, by dla świętego spokoju zostawić starą komórkę i po prostu ustawić przekazywanie rozmów na nowy numer, którego nie zdradziłabym mamie. To jednak nie był teraz mój największy problem.
– Co doktor Petersen myśli na temat tego, że śledzisz mnie za pomocą telefonu?
Po drugiej stronie słuchawki zapanowała wymowna cisza.
– Doktor Petersen wie, że martwię się o ciebie.
Pocierając nerwowo czubek nosa, zaryzykowałam.
– Wydaje mi się, że nadszedł czas, żebyśmy odbyły kolejną wspólną sesję, mamo.
– Och... oczywiście. Faktycznie wspominał, że chciałby się z tobą znowu spotkać.
Prawdopodobnie podejrzewa, że nie jesteś z nim do końca szczera, pomyślałam.
Postanowiłam zmienić temat.
– Naprawdę podoba mi się w nowej pracy.
– To wspaniale, Eva. Czy twój szef dobrze cię traktuje?
– Tak, jest świetny. Nie mogłam trafić lepiej.
– Przystojny?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Tak, bardzo. Ale zajęty.
– Niech to diabli. Zawsze tak jest z przystojniakami. – Zachichotała, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Uwielbiałam, gdy była szczęśliwa. Chciałam, żeby tych szczęśliwych momentów było w jej życiu jak najwięcej.
– Cieszę się, że zobaczymy się jutro na tym bankiecie dobroczynnym. Już nie mogę się doczekać.
Brylując na spotkaniach towarzyskich, przyjęciach i rautach, Monica Tramell Barker Mitchell Stanton czuła się w swoim żywiole – błyszcząca perła, niespotykana piękność, która przyciągała wszystkie męskie spojrzenia, gdziekolwiek się znalazła.
– Zabawmy się trochę przy tej okazji. – W jej głosie pojawiła się nutka podniecenia. – Ty, ja i Niall. Wybierzmy się do spa i zróbmy się na bóstwa. Jestem pewna, że przydałby ci się masaż po pracowitym tygodniu w biurze.
– Na pewno nie odmówię, spokojna głowa. I wiem, że Niall również będzie zachwycony.
– Och, jestem taka podekscytowana! Przyślę po was samochód około jedenastej, pasuje?
– Będziemy czekać.
Po odłożeniu słuchawki odchyliłam się w fotelu i odetchnęłam. Potrzebowałam gorącej kąpieli i orgazmu. Nawet gdyby Justin Bieber miałby jakimś cudem się dowiedzieć, że masturbowałam się, snując seksualne fantazje z jego udziałem, miałam to gdzieś.
Frustracja z powodu braku seksu działała na moją niekorzyść w zmaganiach z Bieberm. Jemu z pewnością wstrzemięźliwość seksualna nie groziła. Mogłam się założyć, że zanim zajdzie słońce, będzie czekała na niego długa kolejka wyselekcjonowanych cip.
Ledwo zdążyłam zmienić szpilki na płaskie buty, gdy telefon odezwał się ponownie. Niełatwo było ją zwieść.
Pięć minut, jakie minęło od czasu, gdy się rozłączyłyśmy, wystarczyło jej prawdopodobnie, by zdać sobie sprawę, że nie zdołała rozwiązać kwestii komórki. Po raz kolejny zastanowiłam się, czy nie zignorować dzwonka, ale chciałam mieć to już za sobą,
by nie wlec tego zasranego bagażu nierozwiązanych problemów do domu. Odebrałam więc, używając mojej standardowej formułki, ale zupełnie bez przekonania.
– Wciąż nie mogę przestać o tobie myśleć.
Na dźwięk aksamitnej chrypki Biebera rozlała się we mnie taka ulga, że zdałam sobie sprawę, iż tak naprawdę miałam nadzieję usłyszeć ten głos znowu. Dzisiaj.
Boże. Żądza była tak nieznośna, jakby obecność Biebera stała się narkotykiem dla mojego ciała, głównym źródłem najintensywniejszych doznań.
– Cały czas czuję cię, Eva. Twój smak. Wciąż cię smakuję. Kiedy wyszłaś, stał mi jeszcze przez dwa spotkania i telekonferencję. Zdobyłaś przewagę, postaw swoje żądania.
– Cóż – wymruczałam – niech pomyślę.
Kazałam mu czekać, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie komentarza Nialla o spuchniętych jajkach.
– Hmm... Nic nie przychodzi mi do głowy. Ale mam dla ciebie przyjacielską radę. Znajdź sobie panienkę, która zaślini się na twój widok i sprawi, że poczujesz się jak bóg. Rżnij ją, aż nie będziesz mógł chodzić. A gdy spotkamy się w poniedziałek, nie będziesz już miał głowy do dymania i twoje życie powróci do obsesyjno-kompulsywnego porządku.
W słuchawce usłyszałam skrzypienie skóry i zobaczyłam oczami wyobraźni, jak rozpiera się w swoim fotelu przy biurku.
– Tym razem puszczę ci to płazem, Eva. Następnym razem, gdy spróbujesz obrazić moją inteligencję, po prostu przełożę cię przez kolano i dam ci klapsa.
– Nie kręcą mnie tego typu zabawy. – A jednak ostrzeżenie wypowiedziane tym głosem wywołało u mnie podniecenie. Pan Mroczny i Niebezpieczny, niemoralny i niebezpieczny, bez dwóch zdań.
– Przedyskutujemy to jeszcze. A na razie, może zdradzisz mi, co cię kręci.
Podniosłam się ze słuchawką przy uchu.
– Z pewnością z tym głosem zrobiłbyś karierę w sekstelefonie, ale muszę lecieć. Mam randkę z wibratorem.
By osiągnąć pełny efekt spławienia delikwenta, powinnam teraz odłożyć słuchawkę, ale moja ciekawość była silniejsza. Chciałam sprawdzić, czy będzie triumfował, tak jak podejrzewałam. Nie mówiąc już o tym, że dobrze się bawiłam jego kosztem.
– Och, Eva. – Bieber wypowiedział moje imię zmysłowym dekadenckim tonem. – Postawiłaś sobie za cel, by rzucić mnie na kolana, nieprawdaż? A co byś powiedziała na trójkącik z twoim chłopakiem na baterie i ze mną?
Zignorowałam oba pytania, zarzucając torebkę i torbę sportową na ramię, wdzięczna, że nie mógł widzieć, jak drżą mi dłonie. Nie miałam ochoty dyskutować o Kumplu z Sexshopu z Justinem Bieberem. Nigdy nie rozmawiałam otwarcie o masturbacji
z żadnym mężczyzną, więc tym bardziej nie zamierzałam tego robić z tym, którego moralność i intencje były mi całkiem obce.
– Moje relacje z chłopakiem na baterie opierają się na długotrwałym obopólnym zrozumieniu. Kiedy jest już po wszystkim, nie mamy wątpliwości, że to on został wykorzystany, a nie na odwrót. Dobranoc, Justin.
Rozłączyłam się i skierowałam w stronę schodów, podjąwszy decyzję, że piesza wycieczka z dwudziestego piętra na dół będzie doskonałą strategią uniknięcia przeciwnika, a zarazem ciekawą alternatywą dla wizyty na siłowni.
*
Po dniu, jaki miałam, powrót do domu był taką ulgą, że przekroczyłam próg mieszkania niemal tanecznym krokiem. Moje wejście z płynącym prosto z serca okrzykiem „Boże, jak dobrze być w domu!” i towarzyszącym mu piruetem wprawiło w osłupienie parę
spoczywającą na kanapie.
– Och – wydusiłam, w myślach karcąc się za popełnioną gafę. Gdy wparowałam do salonu, nie zastałam wprawdzie Nialla i jego gościa w niedwuznacznej sytuacji, ale siedzieli dostatecznie blisko, bym domyśliła się, że łączą ich miłosne relacje.
Chociaż bardzo się przed tym broniłam, moje myśli ponownie zdominował Justin Bieber, mężczyzna, który pragnął obedrzeć z wszelkiej intymności najbardziej intymny akt, jaki mogłam sobie wyobrazić. Zdarzały mi się wprawdzie przelotne jednonocne przygody czy kumpelski seks bez zobowiązań i nikt lepiej niż ja nie rozumiał różnicy między seksem a miłością, ale chyba nigdy nie byłabym w stanie postrzegać seksu w tak chłodny, pozbawiony emocji sposób, jakby to był zwykły uścisk dłoni. Podejście Biebera wydawało mi się przygnębiające, chociaż nie był typem człowieka, który wzbudzał żal czy współczucie.
– Hej, mała – wykrzyknął Niall, zrywając się z kanapy. – Miałem nadzieję, że zdołasz jeszcze zastać Zayna.
Rzuciłam torbę sportową na podłogę, a torebkę odłożyłam na wysoki stołek przy kontuarze.
– Za godzinę zaczynam zajęcia – wyjaśnił Zayn, okrążając stolik do kawy. – Ale cieszę się, że udało mi się spotkać cię przed wyjściem.
– Ja również. – Potrząsnęłam dłonią, którą wyciągnął w moim kierunku, dyskretnie mierząc go wzrokiem. Wydawało mi się, że był w moim wieku. Średniego wzrostu i ładnie zbudowany. Śliczna twarz z łagodnymi brązowymi oczami i postawiona do góry ciemna czupryna. W przeszłości musiał mieć złamany nos.
– Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli naleję sobie wina? – zapytałam. – To był długi dzień.
– Oczywiście, że nie. Na zdrowie – odparł Zayn.
– Ja też się skuszę. – Niall dołączył do nas przy kuchennym kontuarze. Miał na sobie luźne czarne dżinsy i czarny sweter z szeroko wyrobionym dekoltem, odsłaniającym niedbale jedno ramię. Stylizacja ta była zarazem swobodna i elegancka i świetnie
współgrała z jego jasnymi włosami i turkusowymi oczami. Podeszłam do chłodziarki z winami i chwyciłam pierwszą z brzegu butelkę. Z rękami w kieszeniach, kołysząc się na piętach, Zayn opowiadał coś Niallowi spokojnym głosem, podczas gdy ja zajęłam się otwieraniem i nalewaniem wina.
Nagle odezwał się telefon. Zdjęłam słuchawkę ze ściany.
– Halo?
– Eva? Cześć. Tu Liam Payne.
– Liam, cześć. – Oparłam się biodrem o kontuar. – Jak się masz?
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że pozwoliłem sobie zadzwonić. Twój ojczym podał mi ten numer.
Grr. Miałam już serdecznie dosyć Stantona na dzisiaj.
– Oczywiście, że nie. Co słychać?
– Szczerze? Wszystko zapowiada się coraz lepiej. Twój ojczym jest niczym męska wersja dobrej wróżki. Postanowił sfinansować dodatkowe środki bezpieczeństwa i zapłacić za kilka długo wyczekiwanych ulepszeń. Dlatego właśnie dzwonię. Studio będzie
nieczynne do końca tygodnia. Treningi zostaną wznowione od poniedziałku.
Zamknęłam oczy, starając się ugasić w sobie płomień gniewu. To przecież nie była wina Liama, że Stanton i moja matka byli nadopiekuńczymi, despotycznymi świrami z obsesją na punkcie mojego bezpieczeństwa. Najwyraźniej nie dostrzegali, jak
paradoksalny był pomysł, by chronić mnie w miejscu, gdzie byłam otoczona ludźmi wyszkolonymi właśnie w tym celu.
– Brzmi nieźle. Już nie mogę się doczekać naszych zajęć. Jestem bardzo podekscytowana.
– Też jestem podekscytowany. Zamierzam dać ci niezły wycisk. Twoi rodzice mogą być pewni, że ich pieniądze nie pójdą na marne.
Postawiłam pełen kieliszek przed Niallem i pociągnęłam spory łyk wina z mojego. Nigdy nie przestawało mnie dziwić, jak wiele życzliwości i entuzjazmu można było kupić za pieniądze. No ale przecież nie mogłam za to winić Liama.
– Nie widzę żadnych przeciwwskazań.
– Zaczniemy zaraz na początku przyszłego tygodnia. Twój kierowca dostał już grafik.
– Świetnie. Do zobaczenia. – Rozłączyłam się i kątem oka dostrzegłam tęskne, pełne czułości spojrzenie, jakim Zayn obdarzył Nialla. To uświadomiło mi, że moje problemy mogą zaczekać. – Przykro mi, że dzisiaj nie udało nam się dłużej pogadać. Co powiesz na pizzę w środę wieczorem? Chciałabym, żebyśmy spędzili razem więcej czasu.
– W środę mam zajęcia – powiedział, uśmiechając się przepraszająco, i ponownie spojrzał ukradkiem na Nialla. – Ale mógłbym wpaść we wtorek.
– To świetnie. – Wysłałam w jego stronę uśmiech. – Moglibyśmy zamówić pizzę do domu i urządzić sobie wieczór filmowy.
– Dobry pomysł.
Niall nagrodził mnie, posyłając w powietrzu całusa, gdy odprowadzał Zayna do drzwi.
Kiedy wrócił do kuchni, wziął kieliszek do ręki i powiedział:
– No dobrze. Mów, co cię gryzie, Evo. Wyglądałaś na zestresowaną.
– Wciąż jestem – przyznałam, chwytając butelkę i przenosząc się do salonu.
– Chodzi o Justina Biebera, prawda?
– O tak. Ale nie mam ochoty o nim mówić. – Mimo że posunięcia Justina wydawały mi się ekscytujące, jego prawdziwe zamiary zalatywały tandetą. – Porozmawiajmy lepiej o tobie i Zaynie. Jak się poznaliście?
– Wpadłem na niego podczas jednego zlecenia. Zayn pracuje na pół etatu jako asystent fotografa. Seksowny jest, co? – Oczy Nialla promieniały szczęściem. – I jest prawdziwym dżentelmenem. W staroświeckim stylu.
– Któż by przypuszczał, że tacy jeszcze istnieją – mruknęłam pod nosem, kończąc pierwszy kieliszek.
– I skąd u ciebie to rozgoryczenie?
– Nieważne. Przepraszam, Niall. Zayn wydaje się fantastyczny i bez dwóch zdań leci na ciebie. Studiuje fotografię?
– Weterynarię.
– Łał. Jestem pod wrażeniem.
– Ja też. Ale zapomnijmy na chwilę o Zaynie. Powiedz, co cię trapi. Wyduś to w końcu z siebie.
Westchnęłam.
– Chodzi o mamę. Dowiedziała się o moim zainteresowaniu szkołą Liama i oczywiście robi z tego wielki dramat.
– Co takiego? Jak się o tym dowiedziała? Przysięgam, że nikomu nie mówiłem.
– Wiem, że nie. Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. – Wzięłam butelkę ze stołu i ponownie napełniłam kieliszek. – A teraz uważaj. Namierzała moją komórkę.
Brwi Nialla się uniosły.
– Poważnie? To jest... chore. Jak prześladowania maniaka z jakiegoś filmu grozy.
– Dokładnie tak. To właśnie próbowałam uświadomić Stantonowi, ale nie chciał mnie słuchać.
– O cholera. – Niall przeczesał dłonią długą grzywkę. – Więc co zamierzasz zrobić?
– Kupić nowy telefon. I przekonać doktora Petersena, żeby przemówił jej do rozumu.
– Sprytnie. Zepchnij to na doktorka. A... w pracy wszystko w porządku? Nadal jesteś zachwycona?
– Całkowicie. – Oparłam głowę o poduszkę i przymknęłam oczy. – Ty i praca jesteście w tej chwili moim wybawieniem.
– A co z tym gorącym multimiliarderem, który chce cię przelecieć? Nie daj się prosić, Eva. Wiesz, że umieram z ciekawości. Zdradź, co się wydarzyło.
Oczywiście wszystko mu opowiedziałam. Chciałam poznać jego zdanie na temat tego, co zaszło między mną a Bieberem. Ale gdy skończyłam, nie odezwał się ani słowem. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że przygryza dolną wargę, a wzrok mu płonie.
– Niall, co o tym wszystkim myślisz?
– Nie wiem, chyba ta historia trochę mnie podnieciła. – Zaczął się śmiać, a jego ciepły, głęboki męski głos był dla mnie niczym balsam łagodzący wcześniejsze poirytowanie. – Facet musi być teraz nieźle skołowany. Dużo bym dał, żeby zobaczyć jego minę, gdy
spławiłaś go tym mocnym tekstem. No wiesz, tym, za którego chciał dać ci klapsa.
– Nie mogę uwierzyć, że powiedział coś takiego. – Na samo wspomnienie głosu Biebera, gdy droczył się ze mną i wypowiadał groźby, moje dłonie stały się tak wilgotne, że pozostawiły ślady na kieliszku. – Co w ogóle chodzi mu po głowie?
– Nie przesadzaj, klapsy to żadna perwersja. Oprócz tego na kanapie kombinował, jak wziąć cię na misjonarza, więc najprawdopodobniej nie jest przeciwnikiem tradycji. – Opadł na kanapę z zawadiackim uśmiechem rozświetlającym jego urodziwą twarz. – Facet najwyraźniej jest typem zdobywcy, a ty stanowisz dla niego prawdziwe wyzwanie. I jest skłonny pójść na ustępstwa, by cię zdobyć, do czego z pewnością nie jest przyzwyczajony. Po prostu powiedz mu, czego oczekujesz.
Rozlałam między nas resztkę wina pozostałą w butelce. Z alkoholem krążącym w żyłach poczułam się odrobinę lepiej. A jakie były moje oczekiwania? Oprócz tych oczywistych?
– Nie pasujemy do siebie.
– To właśnie sobie pomyślałaś, wijąc się pod nim na kanapie w jego biurze?
– Niall, daj spokój. Nie wyolbrzymiaj tego. Sprawa wygląda tak, że spotkaliśmy się przelotnie kilka razy i nim się obejrzałam, oznajmił mi bezczelnie, że ma ochotę mnie bzyknąć. Tak po prostu. Pierwszy lepszy koleś z baru, którego zgarniam do domu po
pijackim wieczorze, wykazuje większą finezję. Hej, jak masz na imię? Często tu przychodzisz? Kim jest twoja przyjaciółka? Czego się napijesz? Chcesz potańczyć? Pracujesz gdzieś w okolicy?
– Dobrze już, dobrze. Zrozumiałem. – Odstawił kieliszek na stolik. – Chodźmy się zabawić. Walmy do baru. Wytańczymy się, wyszalejemy na całego. Może spotkamy jakichś facetów, którzy zabawią cię kulturalną rozmową.
– Albo przynajmniej postawią mi drinka.
– Hej, Bieber zaoferował ci coś do picia w swoim gabinecie.
Potrząsnęłam głową z rozdrażnieniem i wstałam.
– Nieważne. Wezmę tylko prysznic i idziemy.
*
Rzuciłam się w wir clubbingu zupełnie jak nie ja. Wraz z Niallem skakaliśmy od klubu do klubu w centrum, od Tribeca po East Village, przepuszczając pieniądze na bilety wstępu i doskonale się przy tym bawiąc. Hulałam na parkiecie z taką energią, że
w pewnym momencie nie czułam już stóp, ale przetrzymałam ból i tańczyłam dalej, dopóki Niall pierwszy nie zaczął uskarżać się na swoje buty na obcasach. Wytoczyliśmy się właśnie z klubu, gdzie królował techno-pop, z planem kupienia mi pary japonek w pobliskiej samoobsługowej drogerii, gdy zaczepił nas naganiacz namawiający do odwiedzenia baru kilka przecznic dalej.
– Świetne miejsce, by na chwilę dać odpocząć nogom – powiedział spokojnie, bez efekciarskiego uśmiechu czy nachalnej agitacji, sztuczek typowych dla większości naganiaczy. Zaintrygowały mnie jego markowe ciuchy, czarne dżinsy i golf, które również
wyróżniały go spośród innych trudniących się tą profesją. Nie miał także żadnych ulotek czy pocztówek. Wręczył mi jedynie elegancką wizytówkę z papieru czerpanego, z napisem wytłoczonym złotą czcionką, która mieniła się w świetle otaczających nas neonów. W myślach postanowiłam sobie zapamiętać ten wzór jako świetny przykład drukowanej reklamy.
Wokół nas płynęła rzeka poszukiwaczy wrażeń piątkowej nocy. Niall, który wlał w siebie o kilka drinków więcej niż ja, zmrużył oczy, usiłując przeczytać literki na wizytówce.
– To chyba jakiś bar dla snobów.
– Pokażcie tę wizytówkę przy wejściu – zachęcał naganiacz. – Nie będziecie musieli płacić za wejście.
– To słodkie. – Niall złapał mnie pod ramię i pociągnął za sobą. – Chodźmy. Może w takiej bajeranckiej melinie znajdziesz markowego faceta.
Zanim dotarliśmy na miejsce, moje stopy dawały mi się już nieźle we znaki, ale przestałam marudzić, gdy ujrzałam zachwycające drzwi wejściowe. Kolejka przed klubem była długa, ciągnęła się wzdłuż ulicy i zakręcała za rogiem. Z klubu wypływały grupki
dobrze ubranych gości z szerokimi uśmiechami na ustach. Żegnał ich soulowy, rozdzierający głos Amy Winehouse, dobiegający zza otwartych drzwi. Zgodnie z obietnicą naganiacza wizytówka zdziałała cuda, zapewniając nam natychmiastowe darmowe wejście do klubu. Zjawiskowa hostessa zaprowadziła nas na górę do bardziej kameralnego baru dla VIP-ów, z którego roztaczał się widok na scenę i parkiet na dole. Podążyliśmy za nią do zacisznego zakątka przy balkonie i usadowiliśmy się przy stoliku okolonym dwoma aksamitnymi sofami w kształcie półksiężyców. Hostessa postawiła kartę drinków na środku stołu i powiedziała:
– Wszystkie drinki na koszt firmy. Życzę państwu miłego wieczoru.
– Fiu, fiu – zagwizdał Niall. – Szczęście nam sprzyja.
– Możliwe, że naganiacz rozpoznał cię z reklamy.
– Czy to nie byłoby obłędne? – Uśmiechnął się. – Co za cudowny wieczór. Spędzam czas z najlepszą kumpelą, a do tego w moim życiu pojawił się przystojniak, w którym zaczynam się bujać.
– Naprawdę?
– Chyba spróbuję dać nam szansę i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Bardzo mnie to ucieszyło. Miałam wrażenie, że całe wieki czekałam, aż znajdzie sobie kogoś, kto będzie traktował go z szacunkiem.
– Zaprosił cię już na randkę?
– Jeszcze nie, ale raczej nie dlatego, że nie ma ochoty. – Wzruszył ramionami i wygładził swój artystycznie poszarpany T-shirt. Jego seksownego i dzikiego image’u dopełniały czarne skórzane spodnie i nabijana ćwiekami bransoletka. – Wydaje
mi się, że chce najpierw wybadać sytuację z tobą. Spanikował, kiedy powiedziałem mu, że mieszkam z kobietą, dla której przeniosłem się do Nowego Jorku z drugiego końca kraju. Stresuje się, że kręcą mnie również babki i że wzdycham do ciebie potajemnie. Dlatego właśnie chciałem was dzisiaj zapoznać, żeby zobaczył, jak się sprawy mają między nami.
– Przykro mi, Niall. Zrobię wszystko, żeby nie miał podobnych obaw.
– To nie jest twoja wina. Nie przejmuj się tym. Wszystko samo się ułoży, jeśli tak nam jest pisane.
Jego zapewnienia nie poprawiły mi samopoczucia. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić, żeby pomóc.
Dwóch facetów zatrzymało się przy naszym stoliku.
– Możemy się przyłączyć? – zapytał wyższy.
Zerknęłam na Nialla, a następnie z powrotem na nieznajomych. Obstawiałam, że byli braćmi. Stali przed nami w swobodnych pozach, obaj bardzo przystojni, uśmiechnięci i wyluzowani.
Właśnie miałam odpowiedzieć „Pewnie”, gdy na odkrytym ramieniu poczułam stanowczy uścisk ciepłej dłoni.
– Ta pani ma już towarzystwo.
Naprzeciwko mnie Niall gapił się na tę scenę z otwartymi ustami. Justin Bieber okrążył sofę i podał mu dłoń.
– Horan, prawda? Justin Bieber.
– Niall Horan. – Uścisnął dłoń Justina, rozpływając się w uśmiechu. – No tak, to już wiedziałeś wcześniej. Miło cię poznać. Dużo o tobie słyszałem.
Mogłabym go zabić. Poważnie to rozważałam.
– Dobrze wiedzieć. – Justin usadowił się obok mnie i nonszalancko położył ramię na oparciu sofy za moimi plecami, by jego palce mogły swobodnie, niby od niechcenia przesuwać się po moim ramieniu tam i z powrotem, jakby znaczył swoje terytorium. – A więc może jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja.
Obracając się w bok, spojrzałam mu w twarz i wyszeptałam z wściekłością:
– Co ty robisz?
Rzucił mi surowe spojrzenie.
– Wszystko, co konieczne.
– Idę potańczyć. – Niall podniósł się z sofy z szelmowskim uśmiechem. – Wrócę jak wrócę.
Ignorując moje błagalne spojrzenie, mój najlepszy przyjaciel przesłał mi całusa i odszedł w towarzystwie dwóch nieznajomych. Gdy odprowadzałam ich wzrokiem, moje serce zaczęło walić jak szalone. Minęła kolejna minuta i dalsze ignorowanie Justina stawało się
nie tylko absurdalne, ale wręcz niemożliwe. Mój wzrok prześlizgnął się po jego sylwetce. Miał na sobie grafitowe spodnie z cienkiej wełny i czarny sweter z dekoltem w szpic, co dawało ogólny efekt beztroskiej wytworności. Byłam zachwycona tą stylizacją, również dlatego, że nadawała jego twarzy i sylwetce pewną łagodność, przez którą mimowolnie lgnęłam do niego, chociaż
wiedziałam, że to tylko iluzja. Był przecież twardym człowiekiem i okazywał to na każdym kroku.
Wzięłam głęboki oddech, jak gdyby prowadzenie z nim towarzyskiej rozmowy wymagało ode mnie wysiłku. Ale czyż to właśnie nie był mój podstawowy zarzut wobec niego? To, że chciał, abyśmy pominęli etap poznawania się i od razu wskoczyli do łóżka?
– Wyglądasz... – Zawiesiłam głos. Fantastycznie. Wspaniale. Niesamowicie. Tak cholernie seksownie... Ostatecznie zdecydowałam się na banał. – Podoba mi się, jak wyglądasz.
Uniósł brew.
– O, jednak jest coś, co ci się we mnie podoba. Czy ta przychylność dotyczy zarówno opakowania, jak i tego, co kryje się wewnątrz? A może ogranicza się tylko do opakowania? Tylko swetra? Tylko spodni?
Uszczypliwość jego tonu rozdrażniła mnie.
– A jeśli powiem, że chodzi tylko o sweter?
– Wykupiłbym ich cały zapas i nosił każdego pieprzonego dnia.
– A to byłaby szkoda.
– Czyli jednak nie podoba ci się sweter? – Wyrzucał z siebie szybkie, urywane słowa. Był wyraźnie podminowany.
Zaciskałam nerwowo dłonie na kolanach.
– Ależ podoba, lecz w garniturach też wyglądasz świetnie.
Przyglądał mi się przez dobrą minutę, po czym skinął głową.
– Jak udała się randka z chłopakiem na baterie?
Cholera. Odwróciłam wzrok. O wiele łatwiej było prowadzić pogawędkę o masturbacji przez telefon. Teraz na samo wspomnienie tamtej rozmowy płonęłam ze wstydu pod przeszywającym spojrzeniem jego karmelowych oczu.
– Jestem damą, nie zdradzam tajemnic alkowy.
Musnął mój policzek zewnętrzną częścią palców i wymruczał:
– Zarumieniłaś się.
Usłyszałam nutkę rozbawienia w jego głosie, więc pospiesznie zmieniłam temat:
– Często tutaj bywasz?
Jasna cholera. Jakim cudem ten wyświechtany tekst wyszedł z moich ust? Przeniósł rękę na moje kolano i oplótł palcami moją dłoń.
– Kiedy jest mi to potrzebne.
Sparaliżowało mnie niespodziewane ukłucie zazdrości. Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie, chociaż tak naprawdę byłam wściekła na siebie, że w ogóle mnie to obeszło.
– To znaczy co? Polujesz tutaj na panienki?
Na twarzy Justina po raz pierwszy pojawił się szczery, niewymuszony uśmiech, który dosłownie zwalił mnie z nóg.
– Przychodzę tutaj, kiedy trzeba podjąć ważne decyzje finansowe. Ten klub należy do mnie, Eva.
No jasne, przecież to takie oczywiste. Niech to szlag. Ładniutka kelnerka postawiła na stoliku dwie prostokątne szklanki wypełnione różowawym płynem i kostkami lodu. Spojrzała na Justina i posłała mu zalotny uśmiech.
– Proszę bardzo, panie Bieber. Dwa razy Stolicznaja Elite z sokiem żurawinowym. Czy życzy pan sobie coś jeszcze?
– To na razie wszystko. Dziękuję.
Z całą pewnością mogłam stwierdzić, że robiła, co się dało, by znaleźć się na liście tych wyselekcjonowanych. Najeżyłam się na myśl o tym, ale zaraz moją uwagę zwróciło to, co nam podała. To był mój ulubiony drink, gdy bawiłam się w klubach, i to właśnie piłam dzisiaj przez całą noc. Poczułam mrowienie na całym ciele. Obserwowałam, jak podnosi szklankę do ust, przytrzymuje napój w ustach, smakując go tak, jak smakuje się wino, po czym przełyka. Poczułam falę gorąca na widok jego poruszającego się jabłka Adama, ale to było nic w porównaniu z podnieceniem, jakie wywoływała we mnie intensywność jego spojrzenia.
– Niezłe – mruknął. – Oceń, czy przyrządziliśmy go jak trzeba.
Pocałował mnie. Wpił się w moje usta błyskawicznie, ale spodziewałam się tego i nie odwróciłam głowy. Jego wargi były zimne i smakowały żurawiną z lekką nutką alkoholu. Przepyszne. Cała nagromadzona energia, wszystkie nieuporządkowane emocje, które
kłębiły się we mnie przez cały dzień, stały się tak intensywne, że nie byłam w stanie powstrzymać eksplozji. Wplotłam palce w jego cudowne włosy i chwyciłam mocno, przytrzymując go w miejscu, gdy ssałam jego język. Wydał z siebie jęk, który był
najbardziej erotycznym dźwiękiem, jaki słyszałam w życiu, i pod którego wpływem płatki między moimi udami nabrzmiały gwałtownie.

----
haha wiem wredna jestem przerywając w takim momencie :)))))
10 komentarzy = następny rozdział.
xoxo

niedziela, 15 grudnia 2013

VII

– Nie mam na to ochoty.
Bieber odwrócił głowę i rzucił mi spojrzenie przez ramię. Jego koszula i krawat miały w sobie tę swoją niesamowitą błękitną barwę. Efekt był piorunujący.
– Żadnych kłamstw, Evo. Nigdy.
– To nie kłamstwo. Może i w jakiś sposób fascynuje mnie pan, ale co z tego? Pewnie tak odbiera pana większość kobiet. – Zawinęłam w papierek resztki batonika i wcisnęłam do reklamówki, a tę do torebki. Nie potrzebowałam innych doznań zmysłowych, gdy
dzieliłam przestrzeń z Justinem Bieberem. – Po prostu nie mam ochoty ulegać tej fascynacji.
Obrócił się leniwie i stanął ze mną twarzą w twarz, z cieniem uśmiechu igrającym na grzesznych ustach. Jego spokój i beztroska rozjątrzyły mnie jeszcze bardziej.
– Fascynacja to zbyt banalne słowo na określenie... – wskazał dłonią na przestrzeń pomiędzy nami – tego.
– Może wyda się to panu szalone, ale muszę najpierw polubić drugą osobę, zanim zerwiemy z siebie ubrania i wylądujemy w łóżku.
– Nie szalone – odparł – ale ja nie mam czasu ani skłonności, żeby umawiać się na randki.
– W takim razie jest nas dwoje. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy.
Podszedł bliżej, unosząc dłoń ku mojej twarzy. Zmusiłam się, aby nie drgnąć. Nie chciałam dawać mu satysfakcji, że może mnie zastraszyć. Musnął kciukiem kącik moich ust, po czym podniósł do warg. Polizał opuszek palca i wymruczał:
– Czekolada i ty. Przepyszne.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a kiedy wyobraziłam sobie, że zlizuję rozlewającą się czekoladę z jego zabójczo seksownego ciała, poczułam słodki skurcz w dole brzucha. Jego spojrzenie nabrało niepokojącego wyrazu, a tembr głosu stał się niższy i bardziej zmysłowy.
– Nie mam romantyzmu w repertuarze, Evo. Znam za to tysiące sposobów, żeby doprowadzić cię do orgazmu. Pozwól mi na to.
Winda zwolniła, wreszcie stanęła. Wyciągnął klucz z gniazdka i drzwi się otworzyły. Wycofałam się w róg windy i odtrąciłam go machnięciem nadgarstka.
– Naprawdę nie mam na to ochoty.
– Przedyskutujemy to jeszcze. – Bieber złapał mnie za łokieć i delikatnie, acz stanowczo wyprowadził na zewnątrz.
Przystałam na tę grę, ponieważ podniecał mnie ten ładunek energii, jaki czułam, będąc blisko niego, i ponieważ byłam ciekawa, na co go stać, gdy dostanie więcej niż pięć minut mojego czasu.
Odblokowano przed nim drzwi tak szybko, że nawet nie musiał zwalniać kroku. Ładna rudowłosa recepcjonistka poderwała się momentalnie z miejsca z zamiarem przekazania mu jakichś informacji, ale tylko pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. Słowa zamarły jej na wargach i zamknęła usta, nie wydawszy żadnego dźwięku, a gdy mijaliśmy jej biurko w energicznym tempie, przypatrywała mi się szeroko otwartymi oczami. Droga do biura Biebera szczęśliwie nie trwała długo. Jego asystent wstał na widok szefa, ale nie odezwał się słowem, widząc, że ten ma towarzystwo.
– Nie łącz mnie z nikim, Scott – rzucił jego pan, wprowadzając mnie do biura przez podwójne szklane drzwi.
Pomimo mojej irytacji wciąż byłam pod wrażeniem przestronnego centrum dowodzenia Justina Biebera. Okna sięgające od podłogi do sufitu wychodziły na dwie strony miasta, a od reszty piętra oddzielała biuro kolejna szklana bariera. Na jedynej masywnej ścianie
naprzeciwko imponującego biurka wisiało kilka płaskich ekranów, z których płynęły wiadomości z całego świata. Powierzchnia biura była tak ogromna, że wygospodarowano na niej trzy odrębne strefy przeznaczone do różnego typu spotkań, z kanapami, fotelami
lub stołami konferencyjnymi, każda z nich większa od biura Harrego. Znajdował się tu również bar z kryształowymi karafkami, wysadzanymi szlachetnymi kamieniami, które były jedynymi plamkami koloru w tej czarno-szaro-białej palecie.
Bieber nacisnął przycisk, którym zamknął drzwi, a po chwili kolejny, co sprawiło, że krystalicznie przezroczyste szkło pokryło się szronem, skutecznie osłaniając nas przed ciekawskimi spojrzeniami podwładnych. Szafirowa osłona na zewnętrznych oknach,
mieniąca się refleksami światła, zapewniła nam całkowitą prywatność. Bieber zdjął marynarkę i powiesił ją na chromowanym wieszaku. Następnie powrócił do miejsca, w którym stałam, onieśmielona, tuż za drzwiami.
– Napijesz się czegoś, Evo?
– Nie, dziękuję. – Niech to diabli. W kamizelce był jeszcze bardziej ponętny. Miałam okazję dokładniej przyjrzeć się, jak wysportowane było jego ciało. Jak silne były jego ramiona. Jak cudownie poruszały się jego bicepsy i pośladki.
Wskazał na czarną skórzaną kanapę.
– Siadaj.
– Muszę wracać do pracy.
– A ja mam spotkanie o drugiej. Im szybciej dojdziemy do porozumienia, tym szybciej wrócimy do naszych spraw. A teraz siadaj.
– Niby w jakiej sprawie mamy dojść do porozumienia?
Wzdychając, wziął mnie na ręce jak pannę młodą i zaniósł w kierunku sofy. Posadził mnie tam, po czym usiadł koło mnie.
– W sprawie twojego oporu. Najwyższy czas, aby przedyskutować, co musi się zdarzyć, żebyś mi w końcu uległa.
– Cud. – Odsunęłam się od niego, zwiększając dystans. Obciągnęłam brzegi szmaragdowej spódnicy, żałując, że nie włożyłam spodni.
– Uważam pańskie zachowanie za ordynarne i obraźliwe.
I diabelnie podniecające, ale tego nigdy bym nie powiedziała głośno. Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
– Jestem może nieco bezpośredni, ale szczery. Nie wyglądasz mi na kobietę, która wolałaby tanie pochlebstwa i bujdy zamiast prawdy.
– Wolałabym, by postrzegano mnie jak kogoś, kto ma więcej do zaoferowania niż dmuchana lala.
Brwi Biebera się uniosły.
– No cóż.
– Czy to już wszystko? – powiedziałam, wstając.
Oplatając palce wokół mojego nadgarstka, pociągnął mnie z powrotem w dół.
– Bynajmniej. Ustaliliśmy dopiero tematy do negocjacji. A więc czujemy do siebie silny pociąg seksualny i żadne z nas nie ma czasu na randki. Czego zatem dokładnie oczekujesz? Uwiedzenia, Evo? Chcesz być uwodzona?
Byłam zarówno zbulwersowana, jak i zafascynowana tą rozmową. I tak, kusiło mnie. Musiałoby być ze mną coś grubo nie w porządku, żeby nie kusiło mnie, gdy tak wspaniały, pełen temperamentu samiec był gotów mnie rozpalić i posunąć. Konsternacja jednak
zwyciężyła.
– Myśl o seksie zaplanowanym niczym transakcja biznesowa wydaje mi się odrażająca.
– Jasne wyznaczenie zasad na początku pozwala na uniknięcie wygórowanych oczekiwań czy rozczarowania przy rozstaniu.
– Czy pan sobie żartuje? – żachnęłam się. – Niech pan siebie posłucha. Dlaczego w ogóle nazywać to seksem? Dlaczego nie być bardziej dosłownym i nie nazwać tego emisją nasienia do wyselekcjonowanej waginy?
Odchylił głowę do tyłu i zaniósł się śmiechem. Głęboki gardłowy dźwięk spłynął na mnie niczym strumień gorącej wody. Osiągnęłam stan, w którym odczuwałam niemal fizyczny ból na myśl o jego bliskości. To, że potrafił tak zwyczajnie odczuwać radość, uczyniło tego boga seksu bardziej ludzkim. Człowiekiem z krwi i kości. Prawdziwym.
Skoczyłam na nogi i odsunęłam się, by nie mógł mnie dosięgnąć.
– Przygodny seks nie musi koniecznie zawierać w pakiecie wina i róż, ale, na miłość boską, jakikolwiek by był, musi mieć charakter osobisty. Nawet przyjacielski. A przynajmniej kochankowie powinni czuć do siebie szacunek.
Gdy wstał, jego dobry humor gdzieś się ulotnił.
– W moich prywatnych relacjach nie ma miejsca na sprzeczne sygnały. Chcesz, żebym zatarł te granice. Nie widzę powodu, dla którego warto byłoby to zrobić.
– Nikt nie każe panu nic robić, gówno mnie to obchodzi. Byle pozwolił mi pan w końcu wrócić do pracy. – Podeszłam zdecydowanym krokiem do drzwi i szarpnęłam za klamkę, ale ani drgnęły. Zaklęłam pod nosem.
– Wypuść mnie, Bieber.
Poczułam, jak zachodzi mnie od tyłu. Oparł dłonie na szybie z dwóch stron, zamykając mnie w klatce swych ramion. Mój instynkt samozachowawczy zawodził, gdy był tak blisko.
Siła i kategoryczność jego woli roztaczały niemal namacalne pole siłowe. Kiedy postąpił krok bliżej, otoczyło mnie i zamknęło z nim w swym ciasnym kręgu. Świat na zewnątrz przestał istnieć, a wewnątrz każda cząstka mego ciała rwała się ku niemu. To zaś, że
wywierał na mnie tak dogłębny, przemożny wpływ, było jednocześnie na tyle wkurzające, że aż mózg mi kipiał. Jak to możliwe, że byłam tak podniecona przez mężczyznę, którego zachowanie powinno budzić we mnie wstręt?
– Odwróć się.
Przymknęłam oczy wobec napływu pobudzenia, które wyczułam w jego władczym tonie. Boże, pachniał tak nieziemsko. Mocarna rama, w którą mnie ujął, promieniowała żarem i głodem, potęgując moje pożądanie wobec niego. Ta niekontrolowana reakcja była
zintensyfikowana przez moją frustrację po spotkaniu ze Stantonem i najnowszą potyczkę z samym Bieberem.
Pragnęłam go. Szaleńczo. Ale wiedziałam, że był draniem. Szczerze mówiąc, mogłam sobie przez to spieprzyć życie. Na własne życzenie.
Moje rozpalone czoło dotknęło zimnej szyby.
– Daj mi spokój, Bieber.
– To właśnie zamierzam. Sprawiasz za dużo trudności. – Musnął wargami wrażliwe miejsce za moim uchem. Jego otwarta dłoń przylgnęła mocno do mojego brzucha, by przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. Był równie pobudzony jak ja, czułam napór jego potężnej
erekcji nad moimi pośladkami. – Odwróć się i powiedz do widzenia.
Zawiedziona i pełna żalu odwróciłam się w jego uścisku, opierając bezwładnie rozpalone lędźwie o zimne szkło, by je ostudzić. Bujne włosy opadały na jego piękną twarz, gdy tak pochylał się nade mną z przedramieniem wspartym o drzwi, osaczając mnie jeszcze
bardziej. Z trudem łapałam powietrze. Dłoń, którą wcześniej trzymał mnie w pasie, powędrowała na biodro, głaszcząc je miarowo i doprowadzając mnie do szału. Wpatrywał się we mnie płonącym wzrokiem.
– Pocałuj mnie – powiedział ochryple. – Daj mi chociaż tyle.
Lekko dysząc, oblizałam suche wargi. Zamruczał, nachylił głowę i zamknął usta na moich. Zaskoczyło mnie, jak miękkie w dotyku były jego mocne wargi i jak delikatnie naciskały na moje. Westchnęłam, lekko je rozchylając, a wtedy jego język wtargnął
pomiędzy nie i zanurzył się głębiej, liżąc i smakując mnie od środka długimi, powolnymi ruchami. Jego pocałunek był śmiały i perfekcyjny. Zawierał odpowiednią dawkę drapieżności, by rozbudzić we mnie dziką żądzę.
Kątem oka zauważyłam na wpół świadomie, że moja torebka upada na podłogę, potem moje dłonie zanurzyły się w jego włosach. Chwyciłam te jedwabiste pasma, by przyciągnąć jego głowę i pokierować ustami. Wydał z siebie głośny pomruk, po czym
zaczął całować jeszcze mocniej i jeszcze głębiej, łapczywie eksplorując i oplatając mój język swoim. Czułam szaleńcze bicie jego serca na moich piersiach, namacalny dowód na to, że nie był nieosiągalnym ideałem zrodzonym przez rozpaloną wyobraźnię.
Odepchnął się od drzwi. Jedną ręką podtrzymał mi z tyłu głowę, a drugą chwycił pod pośladki i uniósł mnie z ziemi.
– Pragnę cię, Eva. Bez względu na to, ile sprawiasz trudności, nie mogę się powstrzymać.
Obejmowałam go mocno, rozpaczliwie łaknąc każdego rozgrzanego, twardego centymetra jego ciała. Oddałam pocałunek z taką siłą, jakbym chciała zjeść go żywcem. Skórę miałam wilgotną i nadmiernie wrażliwą, piersi nabrzmiałe i czułe na dotyk. Moja
łechtaczka domagała się pieszczot, pulsując w tym samym rytmie, co rozszalałe serce. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, aż poczułam pod sobą kanapę. Bieber pochylał się nade mną, z jedną nogą na podłodze i kolanem drugiej wspartym o poduszki
kanapy. Oparł się na lewej ręce, prawą zaś wsunął pod wewnętrzną stronę mojego kolana. Zaczął przesuwać dłoń w górę uda zdecydowanym, władczym ruchem, niczym konkwistador podbijający nowy ląd. Kiedy dotarł do miejsca, w którym podwiązka łączyła
się z elastyczną koronką pończochy, jego oddech aż zasyczał. Oderwał wzrok od mojej twarzy i spojrzał w dół, równocześnie podciągając mi spódnicę do góry i obnażając biodra.
– Boże, Eva. – Z jego piersi wyrwał się wibrujący głęboki pomruk, zwierzęcy odgłos, który przyprawił mnie o gęsią skórkę na całym ciele. – Twój szef ma cholerne szczęście, że jest gejem.
W zamroczeniu patrzyłam, jak jego ciało opuszcza się coraz niżej i moje nogi rozchylają się bezwolnie, by je przyjąć. Moje mięśnie naprężyły się, aby chłonąć jego bliskość, aby przyspieszyć zespolenie, którego pragnęłam od pierwszego przelotnego spotkania. Nachylił się nad moją twarzą i ponownie zaanektował wargi, szarpiąc je i gryząc w eksplozji agresywnej namiętności.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, poderwał się chwiejnie na równe nogi. Ja zaś leżałam, zdyszana i wilgotna, tak chętna i gotowa na niego. I wówczas zdałam sobie sprawę, dlaczego zareagował tak gwałtownie.
Ktoś był w pokoju.