niedziela, 29 grudnia 2013

VIII

Zawstydzona tym nagłym wtargnięciem w naszą prywatność chwyciłam oparcie kanapy i błyskawicznie wróciłam do pozycji siedzącej, gwałtownym szarpnięciem ściągając spódnicę w dół.
– ...przyszli na spotkanie o drugiej.
Wydawało mi się, że minęły wieki, zanim uświadomiłam sobie, że Bieber i ja nadal jesteśmy w biurze sami i że głos, który usłyszałam, dobiega z głośnika. Bieber stał przy drugim końcu kanapy, gniewny i rozpalony, a jego klatka piersiowa falowała w rytm szybkich, gwałtownych oddechów. Krawat miał poluzowany, a rozporek spodni wybrzuszał się pod naporem imponującej erekcji.
Przez głowę przemknęła mi upiorna wizja tego, jak ja sama wyglądam. A musiałam szybko wracać do pracy. Byłam nieźle spóźniona.
– Jezu. – Przeczesał dłońmi zmierzwione włosy. – W środku pieprzonego dnia. W moim pieprzonym biurze!
Wstałam z kanapy i próbowałam doprowadzić się do porządku.
– Poczekaj. – Podszedł do mnie i bardziej obciągnął mi spódnicę. Odepchnęłam jego dłoń, wściekła, że w ogóle dopuściłam do tej sytuacji, zamiast trzymać się pierwotnego planu i wrócić od razu do siebie.
– Przestań. Zostaw mnie w spokoju.
– Zamknij się, Eva – uciszył mnie zdecydowanym tonem, łapiąc za brzeg mojej czarnej jedwabnej bluzki i poprawiając ją tak, by guziki tworzyły równy rządek. Następnie znów skupił się na spódnicy, wygładzając ją łagodnymi, wprawnymi ruchami.
– Popraw włosy.
Bieber zdjął z wieszaka marynarkę, nałożył ją i podciągnął krawat. Dotarliśmy do drzwi równocześnie i gdy przykucnęłam, by podnieść torebkę, on zrobił to samo. Ujął mój podbródek i zmusił mnie, bym na niego spojrzała.
– Hej – powiedział łagodnie. – Wszystko w porządku?
Paliło mnie w gardle. Byłam pobudzona, wściekła i totalnie zażenowana. Nigdy wcześniej nie straciłam głowy w taki sposób. I do szału doprowadzało mnie, że stało się to właśnie z nim, mężczyzną, którego podejście do aktu seksualnego było tak kliniczne, że
sama myśl o tym dołowała. Przesunęłam po twarzy dłonią, by uwolnić podbródek.
– Czy wyglądam, jakby wszystko było w porządku?
– Wyglądasz pięknie i tak cholernie podniecająco, że mam wielką ochotę cię zerżnąć. Jestem o krok od tego, by rzucić cię z powrotem na kanapę i doprowadzać do orgazmu tyle razy, że sama będziesz błagała, bym przestał.
– A toś posunął, Jasiu Złotousty – wymamrotałam, ale tak naprawdę nie czułam się urażona. Szczerze mówiąc, świadomość, że wzbudzałam w nim tak dzikie pożądanie, działała na mnie jak prawdziwy afrodyzjak. Ściskając pasek torebki, stanęłam na
chwiejnych nogach. Musiałam się od niego uwolnić. A po pracy musiałam pobyć trochę sama, z dużą butelką wina pod ręką.
Bieber podniósł się razem ze mną.
– Powinienem wyrobić się przed piątą. Odbiorę cię.
– O co to, to nie. To niczego nie zmieniło.
– Ależ tak, do cholery.
– Nie bądź arogancki, Bieber. Straciłam na chwilę głowę, ale nadal nie jestem zainteresowana.
Jego palce zamknęły się na klamce.
– Jesteś. Nie podoba ci się tylko sposób, w jaki chcę ci to dać. Zatem musimy spotkać się ponownie i renegocjować metody.
Znowu interesy. Omówione, przyklepane. Cała zesztywniałam. Kładąc rękę na jego dłoni, pociągnęłam za klamkę i przecisnęłam się przez drzwi, nurkując mu pod ramieniem. Jego asystent zerwał się z krzesła z rozdziawionymi ustami, podobnie jak jakaś kobieta i dwóch mężczyzn, którzy czekali na spotkanie z Bieberem. Za plecami usłyszałam jego głos:
– Scott zaprowadzi państwa do biura. Zaraz wracam.
Dogonił mnie przy recepcji, jego dłoń przesunęła się po moim krzyżu i chwyciła za biodro. Nie chciałam robić sceny, dlatego wyrwałam się z jego uścisku dopiero, gdy dotarliśmy do wind.
Z opanowaniem nacisnął przycisk, by przywołać windę.
– Do zobaczenia o piątej, Evo.
Wpatrywałam się w lampkę świecącą nad wejściem.
– Będę zajęta.
– W takim razie jutro.
– Jestem zajęta przez cały weekend.
Zagrodził mi drogę do drzwi windy i zapytał zdławionym głosem:
– A z kim?
– To nie twój...
Zakrył mi usta dłonią.
– Przestań. Powiedz mi w takim razie kiedy. I zanim przyjdzie ci do głowy pomysł, by odpowiedzieć, że nigdy, przyjrzyj mi się jeszcze raz dokładnie i zastanów się, czy widzisz przed sobą mężczyznę, który łatwo daje za wygraną.
Jego twarz była napięta, a oczy zwężone i pełne determinacji. Nie byłam pewna, czy uda mi się odnieść zwycięstwo w tym pojedynku na siłę woli z Justinem Bieberem.
Przełknęłam ślinę i czekałam. W końcu opuścił dłoń i powiedział:
– Myślę, że oboje powinniśmy nieco ochłonąć. Dać sobie kilka dni, żeby to wszystko poukładać.
Nie odpuszczał.
– Poniedziałek po pracy – powiedział.
Weszłam do windy. Odwracając się do niego, odparowałam:
– Poniedziałkowy lunch.
Ta opcja ograniczała moje tortury do godziny i dawała mi gwarancję ucieczki. W ostatniej chwili, zanim drzwi się zamknęły, rzucił:
– Jesteśmy na siebie skazani.
Brzmiało to trochę jak groźba, trochę jak obietnica.
*
– Nie stresuj się – zapewnił mnie Harry, gdy dopadłam mojego biurka. – Nic cię nie ominęło. Poszedłem na późny lunch z panem Leamanem. Sam dopiero co wróciłem.
– Dziękuję. – Bez względu na to, co mówił, i tak miałam ogromne wyrzuty sumienia. Byłam wściekła, że zepsułam dobre wrażenie po moim popisowym poranku. Pracując bez przerwy do piątej, omówiliśmy strategię dla klienta z branży fast foodów i rozważaliśmy poprawki do tekstu reklamowego dla sieci sklepów z żywnością organiczną.
– Fast food i zdrowa żywność. Nie mogła nam się trafić bardziej niedobrana para – zażartował Harry, nieświadomy, jak trafnie brzmiał ten komentarz w kontekście ostatnich wypadków w moim życiu osobistym.
Właśnie zamknęłam komputer i sięgałam po torebkę do dolnej szuflady, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał dokładnie piątą. Przez chwilę rozważałam zignorowanie telefonu, gdyż teoretycznie było już po godzinach pracy.
Wciąż jeszcze jednak cholernie źle się czułam z powodu tego przydługiego lunchu, dlatego uznałam to za zasłużoną karę i podniosłam słuchawkę.
– Biuro Harrego...
– Eva, słonko. Richard powiedział mi, że zostawiłaś komórkę w jego biurze.
Westchnęłam z rezygnacją i opadłam ciężko na fotel. Oczami wyobraźni widziałam już zmiętą chusteczkę, która zazwyczaj towarzyszyła temu zatroskanemu tonowi mojej matki. Doprowadzało mnie to do szału, a zarazem rozdzierało mi serce.
– Cześć, mamo. Co słychać?
– Och, cudownie, dziękuję. – Głos mamy był jednocześnie dziewczęcy i lekko ochrypły, niczym połączenie Marilyn Monroe i Scarlett Johansson. – Clancy podrzucił ci telefon do domu i zostawił go w recepcji. Naprawdę nie powinnaś ruszać się nigdzie bez niego. Nigdy nie wiesz, kiedy zajdzie potrzeba, by po kogoś zadzwonić...
Rozważałam w myślach, czy byłoby logistycznie możliwe, by dla świętego spokoju zostawić starą komórkę i po prostu ustawić przekazywanie rozmów na nowy numer, którego nie zdradziłabym mamie. To jednak nie był teraz mój największy problem.
– Co doktor Petersen myśli na temat tego, że śledzisz mnie za pomocą telefonu?
Po drugiej stronie słuchawki zapanowała wymowna cisza.
– Doktor Petersen wie, że martwię się o ciebie.
Pocierając nerwowo czubek nosa, zaryzykowałam.
– Wydaje mi się, że nadszedł czas, żebyśmy odbyły kolejną wspólną sesję, mamo.
– Och... oczywiście. Faktycznie wspominał, że chciałby się z tobą znowu spotkać.
Prawdopodobnie podejrzewa, że nie jesteś z nim do końca szczera, pomyślałam.
Postanowiłam zmienić temat.
– Naprawdę podoba mi się w nowej pracy.
– To wspaniale, Eva. Czy twój szef dobrze cię traktuje?
– Tak, jest świetny. Nie mogłam trafić lepiej.
– Przystojny?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Tak, bardzo. Ale zajęty.
– Niech to diabli. Zawsze tak jest z przystojniakami. – Zachichotała, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Uwielbiałam, gdy była szczęśliwa. Chciałam, żeby tych szczęśliwych momentów było w jej życiu jak najwięcej.
– Cieszę się, że zobaczymy się jutro na tym bankiecie dobroczynnym. Już nie mogę się doczekać.
Brylując na spotkaniach towarzyskich, przyjęciach i rautach, Monica Tramell Barker Mitchell Stanton czuła się w swoim żywiole – błyszcząca perła, niespotykana piękność, która przyciągała wszystkie męskie spojrzenia, gdziekolwiek się znalazła.
– Zabawmy się trochę przy tej okazji. – W jej głosie pojawiła się nutka podniecenia. – Ty, ja i Niall. Wybierzmy się do spa i zróbmy się na bóstwa. Jestem pewna, że przydałby ci się masaż po pracowitym tygodniu w biurze.
– Na pewno nie odmówię, spokojna głowa. I wiem, że Niall również będzie zachwycony.
– Och, jestem taka podekscytowana! Przyślę po was samochód około jedenastej, pasuje?
– Będziemy czekać.
Po odłożeniu słuchawki odchyliłam się w fotelu i odetchnęłam. Potrzebowałam gorącej kąpieli i orgazmu. Nawet gdyby Justin Bieber miałby jakimś cudem się dowiedzieć, że masturbowałam się, snując seksualne fantazje z jego udziałem, miałam to gdzieś.
Frustracja z powodu braku seksu działała na moją niekorzyść w zmaganiach z Bieberm. Jemu z pewnością wstrzemięźliwość seksualna nie groziła. Mogłam się założyć, że zanim zajdzie słońce, będzie czekała na niego długa kolejka wyselekcjonowanych cip.
Ledwo zdążyłam zmienić szpilki na płaskie buty, gdy telefon odezwał się ponownie. Niełatwo było ją zwieść.
Pięć minut, jakie minęło od czasu, gdy się rozłączyłyśmy, wystarczyło jej prawdopodobnie, by zdać sobie sprawę, że nie zdołała rozwiązać kwestii komórki. Po raz kolejny zastanowiłam się, czy nie zignorować dzwonka, ale chciałam mieć to już za sobą,
by nie wlec tego zasranego bagażu nierozwiązanych problemów do domu. Odebrałam więc, używając mojej standardowej formułki, ale zupełnie bez przekonania.
– Wciąż nie mogę przestać o tobie myśleć.
Na dźwięk aksamitnej chrypki Biebera rozlała się we mnie taka ulga, że zdałam sobie sprawę, iż tak naprawdę miałam nadzieję usłyszeć ten głos znowu. Dzisiaj.
Boże. Żądza była tak nieznośna, jakby obecność Biebera stała się narkotykiem dla mojego ciała, głównym źródłem najintensywniejszych doznań.
– Cały czas czuję cię, Eva. Twój smak. Wciąż cię smakuję. Kiedy wyszłaś, stał mi jeszcze przez dwa spotkania i telekonferencję. Zdobyłaś przewagę, postaw swoje żądania.
– Cóż – wymruczałam – niech pomyślę.
Kazałam mu czekać, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie komentarza Nialla o spuchniętych jajkach.
– Hmm... Nic nie przychodzi mi do głowy. Ale mam dla ciebie przyjacielską radę. Znajdź sobie panienkę, która zaślini się na twój widok i sprawi, że poczujesz się jak bóg. Rżnij ją, aż nie będziesz mógł chodzić. A gdy spotkamy się w poniedziałek, nie będziesz już miał głowy do dymania i twoje życie powróci do obsesyjno-kompulsywnego porządku.
W słuchawce usłyszałam skrzypienie skóry i zobaczyłam oczami wyobraźni, jak rozpiera się w swoim fotelu przy biurku.
– Tym razem puszczę ci to płazem, Eva. Następnym razem, gdy spróbujesz obrazić moją inteligencję, po prostu przełożę cię przez kolano i dam ci klapsa.
– Nie kręcą mnie tego typu zabawy. – A jednak ostrzeżenie wypowiedziane tym głosem wywołało u mnie podniecenie. Pan Mroczny i Niebezpieczny, niemoralny i niebezpieczny, bez dwóch zdań.
– Przedyskutujemy to jeszcze. A na razie, może zdradzisz mi, co cię kręci.
Podniosłam się ze słuchawką przy uchu.
– Z pewnością z tym głosem zrobiłbyś karierę w sekstelefonie, ale muszę lecieć. Mam randkę z wibratorem.
By osiągnąć pełny efekt spławienia delikwenta, powinnam teraz odłożyć słuchawkę, ale moja ciekawość była silniejsza. Chciałam sprawdzić, czy będzie triumfował, tak jak podejrzewałam. Nie mówiąc już o tym, że dobrze się bawiłam jego kosztem.
– Och, Eva. – Bieber wypowiedział moje imię zmysłowym dekadenckim tonem. – Postawiłaś sobie za cel, by rzucić mnie na kolana, nieprawdaż? A co byś powiedziała na trójkącik z twoim chłopakiem na baterie i ze mną?
Zignorowałam oba pytania, zarzucając torebkę i torbę sportową na ramię, wdzięczna, że nie mógł widzieć, jak drżą mi dłonie. Nie miałam ochoty dyskutować o Kumplu z Sexshopu z Justinem Bieberem. Nigdy nie rozmawiałam otwarcie o masturbacji
z żadnym mężczyzną, więc tym bardziej nie zamierzałam tego robić z tym, którego moralność i intencje były mi całkiem obce.
– Moje relacje z chłopakiem na baterie opierają się na długotrwałym obopólnym zrozumieniu. Kiedy jest już po wszystkim, nie mamy wątpliwości, że to on został wykorzystany, a nie na odwrót. Dobranoc, Justin.
Rozłączyłam się i skierowałam w stronę schodów, podjąwszy decyzję, że piesza wycieczka z dwudziestego piętra na dół będzie doskonałą strategią uniknięcia przeciwnika, a zarazem ciekawą alternatywą dla wizyty na siłowni.
*
Po dniu, jaki miałam, powrót do domu był taką ulgą, że przekroczyłam próg mieszkania niemal tanecznym krokiem. Moje wejście z płynącym prosto z serca okrzykiem „Boże, jak dobrze być w domu!” i towarzyszącym mu piruetem wprawiło w osłupienie parę
spoczywającą na kanapie.
– Och – wydusiłam, w myślach karcąc się za popełnioną gafę. Gdy wparowałam do salonu, nie zastałam wprawdzie Nialla i jego gościa w niedwuznacznej sytuacji, ale siedzieli dostatecznie blisko, bym domyśliła się, że łączą ich miłosne relacje.
Chociaż bardzo się przed tym broniłam, moje myśli ponownie zdominował Justin Bieber, mężczyzna, który pragnął obedrzeć z wszelkiej intymności najbardziej intymny akt, jaki mogłam sobie wyobrazić. Zdarzały mi się wprawdzie przelotne jednonocne przygody czy kumpelski seks bez zobowiązań i nikt lepiej niż ja nie rozumiał różnicy między seksem a miłością, ale chyba nigdy nie byłabym w stanie postrzegać seksu w tak chłodny, pozbawiony emocji sposób, jakby to był zwykły uścisk dłoni. Podejście Biebera wydawało mi się przygnębiające, chociaż nie był typem człowieka, który wzbudzał żal czy współczucie.
– Hej, mała – wykrzyknął Niall, zrywając się z kanapy. – Miałem nadzieję, że zdołasz jeszcze zastać Zayna.
Rzuciłam torbę sportową na podłogę, a torebkę odłożyłam na wysoki stołek przy kontuarze.
– Za godzinę zaczynam zajęcia – wyjaśnił Zayn, okrążając stolik do kawy. – Ale cieszę się, że udało mi się spotkać cię przed wyjściem.
– Ja również. – Potrząsnęłam dłonią, którą wyciągnął w moim kierunku, dyskretnie mierząc go wzrokiem. Wydawało mi się, że był w moim wieku. Średniego wzrostu i ładnie zbudowany. Śliczna twarz z łagodnymi brązowymi oczami i postawiona do góry ciemna czupryna. W przeszłości musiał mieć złamany nos.
– Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli naleję sobie wina? – zapytałam. – To był długi dzień.
– Oczywiście, że nie. Na zdrowie – odparł Zayn.
– Ja też się skuszę. – Niall dołączył do nas przy kuchennym kontuarze. Miał na sobie luźne czarne dżinsy i czarny sweter z szeroko wyrobionym dekoltem, odsłaniającym niedbale jedno ramię. Stylizacja ta była zarazem swobodna i elegancka i świetnie
współgrała z jego jasnymi włosami i turkusowymi oczami. Podeszłam do chłodziarki z winami i chwyciłam pierwszą z brzegu butelkę. Z rękami w kieszeniach, kołysząc się na piętach, Zayn opowiadał coś Niallowi spokojnym głosem, podczas gdy ja zajęłam się otwieraniem i nalewaniem wina.
Nagle odezwał się telefon. Zdjęłam słuchawkę ze ściany.
– Halo?
– Eva? Cześć. Tu Liam Payne.
– Liam, cześć. – Oparłam się biodrem o kontuar. – Jak się masz?
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że pozwoliłem sobie zadzwonić. Twój ojczym podał mi ten numer.
Grr. Miałam już serdecznie dosyć Stantona na dzisiaj.
– Oczywiście, że nie. Co słychać?
– Szczerze? Wszystko zapowiada się coraz lepiej. Twój ojczym jest niczym męska wersja dobrej wróżki. Postanowił sfinansować dodatkowe środki bezpieczeństwa i zapłacić za kilka długo wyczekiwanych ulepszeń. Dlatego właśnie dzwonię. Studio będzie
nieczynne do końca tygodnia. Treningi zostaną wznowione od poniedziałku.
Zamknęłam oczy, starając się ugasić w sobie płomień gniewu. To przecież nie była wina Liama, że Stanton i moja matka byli nadopiekuńczymi, despotycznymi świrami z obsesją na punkcie mojego bezpieczeństwa. Najwyraźniej nie dostrzegali, jak
paradoksalny był pomysł, by chronić mnie w miejscu, gdzie byłam otoczona ludźmi wyszkolonymi właśnie w tym celu.
– Brzmi nieźle. Już nie mogę się doczekać naszych zajęć. Jestem bardzo podekscytowana.
– Też jestem podekscytowany. Zamierzam dać ci niezły wycisk. Twoi rodzice mogą być pewni, że ich pieniądze nie pójdą na marne.
Postawiłam pełen kieliszek przed Niallem i pociągnęłam spory łyk wina z mojego. Nigdy nie przestawało mnie dziwić, jak wiele życzliwości i entuzjazmu można było kupić za pieniądze. No ale przecież nie mogłam za to winić Liama.
– Nie widzę żadnych przeciwwskazań.
– Zaczniemy zaraz na początku przyszłego tygodnia. Twój kierowca dostał już grafik.
– Świetnie. Do zobaczenia. – Rozłączyłam się i kątem oka dostrzegłam tęskne, pełne czułości spojrzenie, jakim Zayn obdarzył Nialla. To uświadomiło mi, że moje problemy mogą zaczekać. – Przykro mi, że dzisiaj nie udało nam się dłużej pogadać. Co powiesz na pizzę w środę wieczorem? Chciałabym, żebyśmy spędzili razem więcej czasu.
– W środę mam zajęcia – powiedział, uśmiechając się przepraszająco, i ponownie spojrzał ukradkiem na Nialla. – Ale mógłbym wpaść we wtorek.
– To świetnie. – Wysłałam w jego stronę uśmiech. – Moglibyśmy zamówić pizzę do domu i urządzić sobie wieczór filmowy.
– Dobry pomysł.
Niall nagrodził mnie, posyłając w powietrzu całusa, gdy odprowadzał Zayna do drzwi.
Kiedy wrócił do kuchni, wziął kieliszek do ręki i powiedział:
– No dobrze. Mów, co cię gryzie, Evo. Wyglądałaś na zestresowaną.
– Wciąż jestem – przyznałam, chwytając butelkę i przenosząc się do salonu.
– Chodzi o Justina Biebera, prawda?
– O tak. Ale nie mam ochoty o nim mówić. – Mimo że posunięcia Justina wydawały mi się ekscytujące, jego prawdziwe zamiary zalatywały tandetą. – Porozmawiajmy lepiej o tobie i Zaynie. Jak się poznaliście?
– Wpadłem na niego podczas jednego zlecenia. Zayn pracuje na pół etatu jako asystent fotografa. Seksowny jest, co? – Oczy Nialla promieniały szczęściem. – I jest prawdziwym dżentelmenem. W staroświeckim stylu.
– Któż by przypuszczał, że tacy jeszcze istnieją – mruknęłam pod nosem, kończąc pierwszy kieliszek.
– I skąd u ciebie to rozgoryczenie?
– Nieważne. Przepraszam, Niall. Zayn wydaje się fantastyczny i bez dwóch zdań leci na ciebie. Studiuje fotografię?
– Weterynarię.
– Łał. Jestem pod wrażeniem.
– Ja też. Ale zapomnijmy na chwilę o Zaynie. Powiedz, co cię trapi. Wyduś to w końcu z siebie.
Westchnęłam.
– Chodzi o mamę. Dowiedziała się o moim zainteresowaniu szkołą Liama i oczywiście robi z tego wielki dramat.
– Co takiego? Jak się o tym dowiedziała? Przysięgam, że nikomu nie mówiłem.
– Wiem, że nie. Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. – Wzięłam butelkę ze stołu i ponownie napełniłam kieliszek. – A teraz uważaj. Namierzała moją komórkę.
Brwi Nialla się uniosły.
– Poważnie? To jest... chore. Jak prześladowania maniaka z jakiegoś filmu grozy.
– Dokładnie tak. To właśnie próbowałam uświadomić Stantonowi, ale nie chciał mnie słuchać.
– O cholera. – Niall przeczesał dłonią długą grzywkę. – Więc co zamierzasz zrobić?
– Kupić nowy telefon. I przekonać doktora Petersena, żeby przemówił jej do rozumu.
– Sprytnie. Zepchnij to na doktorka. A... w pracy wszystko w porządku? Nadal jesteś zachwycona?
– Całkowicie. – Oparłam głowę o poduszkę i przymknęłam oczy. – Ty i praca jesteście w tej chwili moim wybawieniem.
– A co z tym gorącym multimiliarderem, który chce cię przelecieć? Nie daj się prosić, Eva. Wiesz, że umieram z ciekawości. Zdradź, co się wydarzyło.
Oczywiście wszystko mu opowiedziałam. Chciałam poznać jego zdanie na temat tego, co zaszło między mną a Bieberem. Ale gdy skończyłam, nie odezwał się ani słowem. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że przygryza dolną wargę, a wzrok mu płonie.
– Niall, co o tym wszystkim myślisz?
– Nie wiem, chyba ta historia trochę mnie podnieciła. – Zaczął się śmiać, a jego ciepły, głęboki męski głos był dla mnie niczym balsam łagodzący wcześniejsze poirytowanie. – Facet musi być teraz nieźle skołowany. Dużo bym dał, żeby zobaczyć jego minę, gdy
spławiłaś go tym mocnym tekstem. No wiesz, tym, za którego chciał dać ci klapsa.
– Nie mogę uwierzyć, że powiedział coś takiego. – Na samo wspomnienie głosu Biebera, gdy droczył się ze mną i wypowiadał groźby, moje dłonie stały się tak wilgotne, że pozostawiły ślady na kieliszku. – Co w ogóle chodzi mu po głowie?
– Nie przesadzaj, klapsy to żadna perwersja. Oprócz tego na kanapie kombinował, jak wziąć cię na misjonarza, więc najprawdopodobniej nie jest przeciwnikiem tradycji. – Opadł na kanapę z zawadiackim uśmiechem rozświetlającym jego urodziwą twarz. – Facet najwyraźniej jest typem zdobywcy, a ty stanowisz dla niego prawdziwe wyzwanie. I jest skłonny pójść na ustępstwa, by cię zdobyć, do czego z pewnością nie jest przyzwyczajony. Po prostu powiedz mu, czego oczekujesz.
Rozlałam między nas resztkę wina pozostałą w butelce. Z alkoholem krążącym w żyłach poczułam się odrobinę lepiej. A jakie były moje oczekiwania? Oprócz tych oczywistych?
– Nie pasujemy do siebie.
– To właśnie sobie pomyślałaś, wijąc się pod nim na kanapie w jego biurze?
– Niall, daj spokój. Nie wyolbrzymiaj tego. Sprawa wygląda tak, że spotkaliśmy się przelotnie kilka razy i nim się obejrzałam, oznajmił mi bezczelnie, że ma ochotę mnie bzyknąć. Tak po prostu. Pierwszy lepszy koleś z baru, którego zgarniam do domu po
pijackim wieczorze, wykazuje większą finezję. Hej, jak masz na imię? Często tu przychodzisz? Kim jest twoja przyjaciółka? Czego się napijesz? Chcesz potańczyć? Pracujesz gdzieś w okolicy?
– Dobrze już, dobrze. Zrozumiałem. – Odstawił kieliszek na stolik. – Chodźmy się zabawić. Walmy do baru. Wytańczymy się, wyszalejemy na całego. Może spotkamy jakichś facetów, którzy zabawią cię kulturalną rozmową.
– Albo przynajmniej postawią mi drinka.
– Hej, Bieber zaoferował ci coś do picia w swoim gabinecie.
Potrząsnęłam głową z rozdrażnieniem i wstałam.
– Nieważne. Wezmę tylko prysznic i idziemy.
*
Rzuciłam się w wir clubbingu zupełnie jak nie ja. Wraz z Niallem skakaliśmy od klubu do klubu w centrum, od Tribeca po East Village, przepuszczając pieniądze na bilety wstępu i doskonale się przy tym bawiąc. Hulałam na parkiecie z taką energią, że
w pewnym momencie nie czułam już stóp, ale przetrzymałam ból i tańczyłam dalej, dopóki Niall pierwszy nie zaczął uskarżać się na swoje buty na obcasach. Wytoczyliśmy się właśnie z klubu, gdzie królował techno-pop, z planem kupienia mi pary japonek w pobliskiej samoobsługowej drogerii, gdy zaczepił nas naganiacz namawiający do odwiedzenia baru kilka przecznic dalej.
– Świetne miejsce, by na chwilę dać odpocząć nogom – powiedział spokojnie, bez efekciarskiego uśmiechu czy nachalnej agitacji, sztuczek typowych dla większości naganiaczy. Zaintrygowały mnie jego markowe ciuchy, czarne dżinsy i golf, które również
wyróżniały go spośród innych trudniących się tą profesją. Nie miał także żadnych ulotek czy pocztówek. Wręczył mi jedynie elegancką wizytówkę z papieru czerpanego, z napisem wytłoczonym złotą czcionką, która mieniła się w świetle otaczających nas neonów. W myślach postanowiłam sobie zapamiętać ten wzór jako świetny przykład drukowanej reklamy.
Wokół nas płynęła rzeka poszukiwaczy wrażeń piątkowej nocy. Niall, który wlał w siebie o kilka drinków więcej niż ja, zmrużył oczy, usiłując przeczytać literki na wizytówce.
– To chyba jakiś bar dla snobów.
– Pokażcie tę wizytówkę przy wejściu – zachęcał naganiacz. – Nie będziecie musieli płacić za wejście.
– To słodkie. – Niall złapał mnie pod ramię i pociągnął za sobą. – Chodźmy. Może w takiej bajeranckiej melinie znajdziesz markowego faceta.
Zanim dotarliśmy na miejsce, moje stopy dawały mi się już nieźle we znaki, ale przestałam marudzić, gdy ujrzałam zachwycające drzwi wejściowe. Kolejka przed klubem była długa, ciągnęła się wzdłuż ulicy i zakręcała za rogiem. Z klubu wypływały grupki
dobrze ubranych gości z szerokimi uśmiechami na ustach. Żegnał ich soulowy, rozdzierający głos Amy Winehouse, dobiegający zza otwartych drzwi. Zgodnie z obietnicą naganiacza wizytówka zdziałała cuda, zapewniając nam natychmiastowe darmowe wejście do klubu. Zjawiskowa hostessa zaprowadziła nas na górę do bardziej kameralnego baru dla VIP-ów, z którego roztaczał się widok na scenę i parkiet na dole. Podążyliśmy za nią do zacisznego zakątka przy balkonie i usadowiliśmy się przy stoliku okolonym dwoma aksamitnymi sofami w kształcie półksiężyców. Hostessa postawiła kartę drinków na środku stołu i powiedziała:
– Wszystkie drinki na koszt firmy. Życzę państwu miłego wieczoru.
– Fiu, fiu – zagwizdał Niall. – Szczęście nam sprzyja.
– Możliwe, że naganiacz rozpoznał cię z reklamy.
– Czy to nie byłoby obłędne? – Uśmiechnął się. – Co za cudowny wieczór. Spędzam czas z najlepszą kumpelą, a do tego w moim życiu pojawił się przystojniak, w którym zaczynam się bujać.
– Naprawdę?
– Chyba spróbuję dać nam szansę i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Bardzo mnie to ucieszyło. Miałam wrażenie, że całe wieki czekałam, aż znajdzie sobie kogoś, kto będzie traktował go z szacunkiem.
– Zaprosił cię już na randkę?
– Jeszcze nie, ale raczej nie dlatego, że nie ma ochoty. – Wzruszył ramionami i wygładził swój artystycznie poszarpany T-shirt. Jego seksownego i dzikiego image’u dopełniały czarne skórzane spodnie i nabijana ćwiekami bransoletka. – Wydaje
mi się, że chce najpierw wybadać sytuację z tobą. Spanikował, kiedy powiedziałem mu, że mieszkam z kobietą, dla której przeniosłem się do Nowego Jorku z drugiego końca kraju. Stresuje się, że kręcą mnie również babki i że wzdycham do ciebie potajemnie. Dlatego właśnie chciałem was dzisiaj zapoznać, żeby zobaczył, jak się sprawy mają między nami.
– Przykro mi, Niall. Zrobię wszystko, żeby nie miał podobnych obaw.
– To nie jest twoja wina. Nie przejmuj się tym. Wszystko samo się ułoży, jeśli tak nam jest pisane.
Jego zapewnienia nie poprawiły mi samopoczucia. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić, żeby pomóc.
Dwóch facetów zatrzymało się przy naszym stoliku.
– Możemy się przyłączyć? – zapytał wyższy.
Zerknęłam na Nialla, a następnie z powrotem na nieznajomych. Obstawiałam, że byli braćmi. Stali przed nami w swobodnych pozach, obaj bardzo przystojni, uśmiechnięci i wyluzowani.
Właśnie miałam odpowiedzieć „Pewnie”, gdy na odkrytym ramieniu poczułam stanowczy uścisk ciepłej dłoni.
– Ta pani ma już towarzystwo.
Naprzeciwko mnie Niall gapił się na tę scenę z otwartymi ustami. Justin Bieber okrążył sofę i podał mu dłoń.
– Horan, prawda? Justin Bieber.
– Niall Horan. – Uścisnął dłoń Justina, rozpływając się w uśmiechu. – No tak, to już wiedziałeś wcześniej. Miło cię poznać. Dużo o tobie słyszałem.
Mogłabym go zabić. Poważnie to rozważałam.
– Dobrze wiedzieć. – Justin usadowił się obok mnie i nonszalancko położył ramię na oparciu sofy za moimi plecami, by jego palce mogły swobodnie, niby od niechcenia przesuwać się po moim ramieniu tam i z powrotem, jakby znaczył swoje terytorium. – A więc może jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja.
Obracając się w bok, spojrzałam mu w twarz i wyszeptałam z wściekłością:
– Co ty robisz?
Rzucił mi surowe spojrzenie.
– Wszystko, co konieczne.
– Idę potańczyć. – Niall podniósł się z sofy z szelmowskim uśmiechem. – Wrócę jak wrócę.
Ignorując moje błagalne spojrzenie, mój najlepszy przyjaciel przesłał mi całusa i odszedł w towarzystwie dwóch nieznajomych. Gdy odprowadzałam ich wzrokiem, moje serce zaczęło walić jak szalone. Minęła kolejna minuta i dalsze ignorowanie Justina stawało się
nie tylko absurdalne, ale wręcz niemożliwe. Mój wzrok prześlizgnął się po jego sylwetce. Miał na sobie grafitowe spodnie z cienkiej wełny i czarny sweter z dekoltem w szpic, co dawało ogólny efekt beztroskiej wytworności. Byłam zachwycona tą stylizacją, również dlatego, że nadawała jego twarzy i sylwetce pewną łagodność, przez którą mimowolnie lgnęłam do niego, chociaż
wiedziałam, że to tylko iluzja. Był przecież twardym człowiekiem i okazywał to na każdym kroku.
Wzięłam głęboki oddech, jak gdyby prowadzenie z nim towarzyskiej rozmowy wymagało ode mnie wysiłku. Ale czyż to właśnie nie był mój podstawowy zarzut wobec niego? To, że chciał, abyśmy pominęli etap poznawania się i od razu wskoczyli do łóżka?
– Wyglądasz... – Zawiesiłam głos. Fantastycznie. Wspaniale. Niesamowicie. Tak cholernie seksownie... Ostatecznie zdecydowałam się na banał. – Podoba mi się, jak wyglądasz.
Uniósł brew.
– O, jednak jest coś, co ci się we mnie podoba. Czy ta przychylność dotyczy zarówno opakowania, jak i tego, co kryje się wewnątrz? A może ogranicza się tylko do opakowania? Tylko swetra? Tylko spodni?
Uszczypliwość jego tonu rozdrażniła mnie.
– A jeśli powiem, że chodzi tylko o sweter?
– Wykupiłbym ich cały zapas i nosił każdego pieprzonego dnia.
– A to byłaby szkoda.
– Czyli jednak nie podoba ci się sweter? – Wyrzucał z siebie szybkie, urywane słowa. Był wyraźnie podminowany.
Zaciskałam nerwowo dłonie na kolanach.
– Ależ podoba, lecz w garniturach też wyglądasz świetnie.
Przyglądał mi się przez dobrą minutę, po czym skinął głową.
– Jak udała się randka z chłopakiem na baterie?
Cholera. Odwróciłam wzrok. O wiele łatwiej było prowadzić pogawędkę o masturbacji przez telefon. Teraz na samo wspomnienie tamtej rozmowy płonęłam ze wstydu pod przeszywającym spojrzeniem jego karmelowych oczu.
– Jestem damą, nie zdradzam tajemnic alkowy.
Musnął mój policzek zewnętrzną częścią palców i wymruczał:
– Zarumieniłaś się.
Usłyszałam nutkę rozbawienia w jego głosie, więc pospiesznie zmieniłam temat:
– Często tutaj bywasz?
Jasna cholera. Jakim cudem ten wyświechtany tekst wyszedł z moich ust? Przeniósł rękę na moje kolano i oplótł palcami moją dłoń.
– Kiedy jest mi to potrzebne.
Sparaliżowało mnie niespodziewane ukłucie zazdrości. Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie, chociaż tak naprawdę byłam wściekła na siebie, że w ogóle mnie to obeszło.
– To znaczy co? Polujesz tutaj na panienki?
Na twarzy Justina po raz pierwszy pojawił się szczery, niewymuszony uśmiech, który dosłownie zwalił mnie z nóg.
– Przychodzę tutaj, kiedy trzeba podjąć ważne decyzje finansowe. Ten klub należy do mnie, Eva.
No jasne, przecież to takie oczywiste. Niech to szlag. Ładniutka kelnerka postawiła na stoliku dwie prostokątne szklanki wypełnione różowawym płynem i kostkami lodu. Spojrzała na Justina i posłała mu zalotny uśmiech.
– Proszę bardzo, panie Bieber. Dwa razy Stolicznaja Elite z sokiem żurawinowym. Czy życzy pan sobie coś jeszcze?
– To na razie wszystko. Dziękuję.
Z całą pewnością mogłam stwierdzić, że robiła, co się dało, by znaleźć się na liście tych wyselekcjonowanych. Najeżyłam się na myśl o tym, ale zaraz moją uwagę zwróciło to, co nam podała. To był mój ulubiony drink, gdy bawiłam się w klubach, i to właśnie piłam dzisiaj przez całą noc. Poczułam mrowienie na całym ciele. Obserwowałam, jak podnosi szklankę do ust, przytrzymuje napój w ustach, smakując go tak, jak smakuje się wino, po czym przełyka. Poczułam falę gorąca na widok jego poruszającego się jabłka Adama, ale to było nic w porównaniu z podnieceniem, jakie wywoływała we mnie intensywność jego spojrzenia.
– Niezłe – mruknął. – Oceń, czy przyrządziliśmy go jak trzeba.
Pocałował mnie. Wpił się w moje usta błyskawicznie, ale spodziewałam się tego i nie odwróciłam głowy. Jego wargi były zimne i smakowały żurawiną z lekką nutką alkoholu. Przepyszne. Cała nagromadzona energia, wszystkie nieuporządkowane emocje, które
kłębiły się we mnie przez cały dzień, stały się tak intensywne, że nie byłam w stanie powstrzymać eksplozji. Wplotłam palce w jego cudowne włosy i chwyciłam mocno, przytrzymując go w miejscu, gdy ssałam jego język. Wydał z siebie jęk, który był
najbardziej erotycznym dźwiękiem, jaki słyszałam w życiu, i pod którego wpływem płatki między moimi udami nabrzmiały gwałtownie.

----
haha wiem wredna jestem przerywając w takim momencie :)))))
10 komentarzy = następny rozdział.
xoxo

niedziela, 15 grudnia 2013

VII

– Nie mam na to ochoty.
Bieber odwrócił głowę i rzucił mi spojrzenie przez ramię. Jego koszula i krawat miały w sobie tę swoją niesamowitą błękitną barwę. Efekt był piorunujący.
– Żadnych kłamstw, Evo. Nigdy.
– To nie kłamstwo. Może i w jakiś sposób fascynuje mnie pan, ale co z tego? Pewnie tak odbiera pana większość kobiet. – Zawinęłam w papierek resztki batonika i wcisnęłam do reklamówki, a tę do torebki. Nie potrzebowałam innych doznań zmysłowych, gdy
dzieliłam przestrzeń z Justinem Bieberem. – Po prostu nie mam ochoty ulegać tej fascynacji.
Obrócił się leniwie i stanął ze mną twarzą w twarz, z cieniem uśmiechu igrającym na grzesznych ustach. Jego spokój i beztroska rozjątrzyły mnie jeszcze bardziej.
– Fascynacja to zbyt banalne słowo na określenie... – wskazał dłonią na przestrzeń pomiędzy nami – tego.
– Może wyda się to panu szalone, ale muszę najpierw polubić drugą osobę, zanim zerwiemy z siebie ubrania i wylądujemy w łóżku.
– Nie szalone – odparł – ale ja nie mam czasu ani skłonności, żeby umawiać się na randki.
– W takim razie jest nas dwoje. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy.
Podszedł bliżej, unosząc dłoń ku mojej twarzy. Zmusiłam się, aby nie drgnąć. Nie chciałam dawać mu satysfakcji, że może mnie zastraszyć. Musnął kciukiem kącik moich ust, po czym podniósł do warg. Polizał opuszek palca i wymruczał:
– Czekolada i ty. Przepyszne.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a kiedy wyobraziłam sobie, że zlizuję rozlewającą się czekoladę z jego zabójczo seksownego ciała, poczułam słodki skurcz w dole brzucha. Jego spojrzenie nabrało niepokojącego wyrazu, a tembr głosu stał się niższy i bardziej zmysłowy.
– Nie mam romantyzmu w repertuarze, Evo. Znam za to tysiące sposobów, żeby doprowadzić cię do orgazmu. Pozwól mi na to.
Winda zwolniła, wreszcie stanęła. Wyciągnął klucz z gniazdka i drzwi się otworzyły. Wycofałam się w róg windy i odtrąciłam go machnięciem nadgarstka.
– Naprawdę nie mam na to ochoty.
– Przedyskutujemy to jeszcze. – Bieber złapał mnie za łokieć i delikatnie, acz stanowczo wyprowadził na zewnątrz.
Przystałam na tę grę, ponieważ podniecał mnie ten ładunek energii, jaki czułam, będąc blisko niego, i ponieważ byłam ciekawa, na co go stać, gdy dostanie więcej niż pięć minut mojego czasu.
Odblokowano przed nim drzwi tak szybko, że nawet nie musiał zwalniać kroku. Ładna rudowłosa recepcjonistka poderwała się momentalnie z miejsca z zamiarem przekazania mu jakichś informacji, ale tylko pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. Słowa zamarły jej na wargach i zamknęła usta, nie wydawszy żadnego dźwięku, a gdy mijaliśmy jej biurko w energicznym tempie, przypatrywała mi się szeroko otwartymi oczami. Droga do biura Biebera szczęśliwie nie trwała długo. Jego asystent wstał na widok szefa, ale nie odezwał się słowem, widząc, że ten ma towarzystwo.
– Nie łącz mnie z nikim, Scott – rzucił jego pan, wprowadzając mnie do biura przez podwójne szklane drzwi.
Pomimo mojej irytacji wciąż byłam pod wrażeniem przestronnego centrum dowodzenia Justina Biebera. Okna sięgające od podłogi do sufitu wychodziły na dwie strony miasta, a od reszty piętra oddzielała biuro kolejna szklana bariera. Na jedynej masywnej ścianie
naprzeciwko imponującego biurka wisiało kilka płaskich ekranów, z których płynęły wiadomości z całego świata. Powierzchnia biura była tak ogromna, że wygospodarowano na niej trzy odrębne strefy przeznaczone do różnego typu spotkań, z kanapami, fotelami
lub stołami konferencyjnymi, każda z nich większa od biura Harrego. Znajdował się tu również bar z kryształowymi karafkami, wysadzanymi szlachetnymi kamieniami, które były jedynymi plamkami koloru w tej czarno-szaro-białej palecie.
Bieber nacisnął przycisk, którym zamknął drzwi, a po chwili kolejny, co sprawiło, że krystalicznie przezroczyste szkło pokryło się szronem, skutecznie osłaniając nas przed ciekawskimi spojrzeniami podwładnych. Szafirowa osłona na zewnętrznych oknach,
mieniąca się refleksami światła, zapewniła nam całkowitą prywatność. Bieber zdjął marynarkę i powiesił ją na chromowanym wieszaku. Następnie powrócił do miejsca, w którym stałam, onieśmielona, tuż za drzwiami.
– Napijesz się czegoś, Evo?
– Nie, dziękuję. – Niech to diabli. W kamizelce był jeszcze bardziej ponętny. Miałam okazję dokładniej przyjrzeć się, jak wysportowane było jego ciało. Jak silne były jego ramiona. Jak cudownie poruszały się jego bicepsy i pośladki.
Wskazał na czarną skórzaną kanapę.
– Siadaj.
– Muszę wracać do pracy.
– A ja mam spotkanie o drugiej. Im szybciej dojdziemy do porozumienia, tym szybciej wrócimy do naszych spraw. A teraz siadaj.
– Niby w jakiej sprawie mamy dojść do porozumienia?
Wzdychając, wziął mnie na ręce jak pannę młodą i zaniósł w kierunku sofy. Posadził mnie tam, po czym usiadł koło mnie.
– W sprawie twojego oporu. Najwyższy czas, aby przedyskutować, co musi się zdarzyć, żebyś mi w końcu uległa.
– Cud. – Odsunęłam się od niego, zwiększając dystans. Obciągnęłam brzegi szmaragdowej spódnicy, żałując, że nie włożyłam spodni.
– Uważam pańskie zachowanie za ordynarne i obraźliwe.
I diabelnie podniecające, ale tego nigdy bym nie powiedziała głośno. Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
– Jestem może nieco bezpośredni, ale szczery. Nie wyglądasz mi na kobietę, która wolałaby tanie pochlebstwa i bujdy zamiast prawdy.
– Wolałabym, by postrzegano mnie jak kogoś, kto ma więcej do zaoferowania niż dmuchana lala.
Brwi Biebera się uniosły.
– No cóż.
– Czy to już wszystko? – powiedziałam, wstając.
Oplatając palce wokół mojego nadgarstka, pociągnął mnie z powrotem w dół.
– Bynajmniej. Ustaliliśmy dopiero tematy do negocjacji. A więc czujemy do siebie silny pociąg seksualny i żadne z nas nie ma czasu na randki. Czego zatem dokładnie oczekujesz? Uwiedzenia, Evo? Chcesz być uwodzona?
Byłam zarówno zbulwersowana, jak i zafascynowana tą rozmową. I tak, kusiło mnie. Musiałoby być ze mną coś grubo nie w porządku, żeby nie kusiło mnie, gdy tak wspaniały, pełen temperamentu samiec był gotów mnie rozpalić i posunąć. Konsternacja jednak
zwyciężyła.
– Myśl o seksie zaplanowanym niczym transakcja biznesowa wydaje mi się odrażająca.
– Jasne wyznaczenie zasad na początku pozwala na uniknięcie wygórowanych oczekiwań czy rozczarowania przy rozstaniu.
– Czy pan sobie żartuje? – żachnęłam się. – Niech pan siebie posłucha. Dlaczego w ogóle nazywać to seksem? Dlaczego nie być bardziej dosłownym i nie nazwać tego emisją nasienia do wyselekcjonowanej waginy?
Odchylił głowę do tyłu i zaniósł się śmiechem. Głęboki gardłowy dźwięk spłynął na mnie niczym strumień gorącej wody. Osiągnęłam stan, w którym odczuwałam niemal fizyczny ból na myśl o jego bliskości. To, że potrafił tak zwyczajnie odczuwać radość, uczyniło tego boga seksu bardziej ludzkim. Człowiekiem z krwi i kości. Prawdziwym.
Skoczyłam na nogi i odsunęłam się, by nie mógł mnie dosięgnąć.
– Przygodny seks nie musi koniecznie zawierać w pakiecie wina i róż, ale, na miłość boską, jakikolwiek by był, musi mieć charakter osobisty. Nawet przyjacielski. A przynajmniej kochankowie powinni czuć do siebie szacunek.
Gdy wstał, jego dobry humor gdzieś się ulotnił.
– W moich prywatnych relacjach nie ma miejsca na sprzeczne sygnały. Chcesz, żebym zatarł te granice. Nie widzę powodu, dla którego warto byłoby to zrobić.
– Nikt nie każe panu nic robić, gówno mnie to obchodzi. Byle pozwolił mi pan w końcu wrócić do pracy. – Podeszłam zdecydowanym krokiem do drzwi i szarpnęłam za klamkę, ale ani drgnęły. Zaklęłam pod nosem.
– Wypuść mnie, Bieber.
Poczułam, jak zachodzi mnie od tyłu. Oparł dłonie na szybie z dwóch stron, zamykając mnie w klatce swych ramion. Mój instynkt samozachowawczy zawodził, gdy był tak blisko.
Siła i kategoryczność jego woli roztaczały niemal namacalne pole siłowe. Kiedy postąpił krok bliżej, otoczyło mnie i zamknęło z nim w swym ciasnym kręgu. Świat na zewnątrz przestał istnieć, a wewnątrz każda cząstka mego ciała rwała się ku niemu. To zaś, że
wywierał na mnie tak dogłębny, przemożny wpływ, było jednocześnie na tyle wkurzające, że aż mózg mi kipiał. Jak to możliwe, że byłam tak podniecona przez mężczyznę, którego zachowanie powinno budzić we mnie wstręt?
– Odwróć się.
Przymknęłam oczy wobec napływu pobudzenia, które wyczułam w jego władczym tonie. Boże, pachniał tak nieziemsko. Mocarna rama, w którą mnie ujął, promieniowała żarem i głodem, potęgując moje pożądanie wobec niego. Ta niekontrolowana reakcja była
zintensyfikowana przez moją frustrację po spotkaniu ze Stantonem i najnowszą potyczkę z samym Bieberem.
Pragnęłam go. Szaleńczo. Ale wiedziałam, że był draniem. Szczerze mówiąc, mogłam sobie przez to spieprzyć życie. Na własne życzenie.
Moje rozpalone czoło dotknęło zimnej szyby.
– Daj mi spokój, Bieber.
– To właśnie zamierzam. Sprawiasz za dużo trudności. – Musnął wargami wrażliwe miejsce za moim uchem. Jego otwarta dłoń przylgnęła mocno do mojego brzucha, by przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. Był równie pobudzony jak ja, czułam napór jego potężnej
erekcji nad moimi pośladkami. – Odwróć się i powiedz do widzenia.
Zawiedziona i pełna żalu odwróciłam się w jego uścisku, opierając bezwładnie rozpalone lędźwie o zimne szkło, by je ostudzić. Bujne włosy opadały na jego piękną twarz, gdy tak pochylał się nade mną z przedramieniem wspartym o drzwi, osaczając mnie jeszcze
bardziej. Z trudem łapałam powietrze. Dłoń, którą wcześniej trzymał mnie w pasie, powędrowała na biodro, głaszcząc je miarowo i doprowadzając mnie do szału. Wpatrywał się we mnie płonącym wzrokiem.
– Pocałuj mnie – powiedział ochryple. – Daj mi chociaż tyle.
Lekko dysząc, oblizałam suche wargi. Zamruczał, nachylił głowę i zamknął usta na moich. Zaskoczyło mnie, jak miękkie w dotyku były jego mocne wargi i jak delikatnie naciskały na moje. Westchnęłam, lekko je rozchylając, a wtedy jego język wtargnął
pomiędzy nie i zanurzył się głębiej, liżąc i smakując mnie od środka długimi, powolnymi ruchami. Jego pocałunek był śmiały i perfekcyjny. Zawierał odpowiednią dawkę drapieżności, by rozbudzić we mnie dziką żądzę.
Kątem oka zauważyłam na wpół świadomie, że moja torebka upada na podłogę, potem moje dłonie zanurzyły się w jego włosach. Chwyciłam te jedwabiste pasma, by przyciągnąć jego głowę i pokierować ustami. Wydał z siebie głośny pomruk, po czym
zaczął całować jeszcze mocniej i jeszcze głębiej, łapczywie eksplorując i oplatając mój język swoim. Czułam szaleńcze bicie jego serca na moich piersiach, namacalny dowód na to, że nie był nieosiągalnym ideałem zrodzonym przez rozpaloną wyobraźnię.
Odepchnął się od drzwi. Jedną ręką podtrzymał mi z tyłu głowę, a drugą chwycił pod pośladki i uniósł mnie z ziemi.
– Pragnę cię, Eva. Bez względu na to, ile sprawiasz trudności, nie mogę się powstrzymać.
Obejmowałam go mocno, rozpaczliwie łaknąc każdego rozgrzanego, twardego centymetra jego ciała. Oddałam pocałunek z taką siłą, jakbym chciała zjeść go żywcem. Skórę miałam wilgotną i nadmiernie wrażliwą, piersi nabrzmiałe i czułe na dotyk. Moja
łechtaczka domagała się pieszczot, pulsując w tym samym rytmie, co rozszalałe serce. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, aż poczułam pod sobą kanapę. Bieber pochylał się nade mną, z jedną nogą na podłodze i kolanem drugiej wspartym o poduszki
kanapy. Oparł się na lewej ręce, prawą zaś wsunął pod wewnętrzną stronę mojego kolana. Zaczął przesuwać dłoń w górę uda zdecydowanym, władczym ruchem, niczym konkwistador podbijający nowy ląd. Kiedy dotarł do miejsca, w którym podwiązka łączyła
się z elastyczną koronką pończochy, jego oddech aż zasyczał. Oderwał wzrok od mojej twarzy i spojrzał w dół, równocześnie podciągając mi spódnicę do góry i obnażając biodra.
– Boże, Eva. – Z jego piersi wyrwał się wibrujący głęboki pomruk, zwierzęcy odgłos, który przyprawił mnie o gęsią skórkę na całym ciele. – Twój szef ma cholerne szczęście, że jest gejem.
W zamroczeniu patrzyłam, jak jego ciało opuszcza się coraz niżej i moje nogi rozchylają się bezwolnie, by je przyjąć. Moje mięśnie naprężyły się, aby chłonąć jego bliskość, aby przyspieszyć zespolenie, którego pragnęłam od pierwszego przelotnego spotkania. Nachylił się nad moją twarzą i ponownie zaanektował wargi, szarpiąc je i gryząc w eksplozji agresywnej namiętności.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, poderwał się chwiejnie na równe nogi. Ja zaś leżałam, zdyszana i wilgotna, tak chętna i gotowa na niego. I wówczas zdałam sobie sprawę, dlaczego zareagował tak gwałtownie.
Ktoś był w pokoju.

czwartek, 28 listopada 2013

VI

– Nie ma szans, żeby twoja mama i Stanton pozwolili ci włóczyć się tutaj wieczorami, kiedy tylko będziesz miała ochotę – powiedział Niall, otulając się szczelnie stylową dżinsową kurteczką, jakby temperatura była znacznie niższa niż w rzeczywistości. Na potrzeby swojej szkoły Liam Payne przystosował dawny magazyn mieszczący się w jednym z ceglanych gmachów w niegdyś przemysłowej dzielnicy Brooklynu, w której w ostatnich latach powoli można było zaobserwować pewne ożywienie. Patrząc z ulicy na masywną metalową bramę wjazdową, nie sposób było odgadnąć, co tak naprawdę kryje
się wewnątrz budynku. Przestrzeń była imponująca. Siedzieliśmy wraz z Niallem na aluminiowych ławkach na trybunie i przyglądaliśmy się kilku adeptom krav magi walczącym na matach na dole.
– Auć! – Skrzywiłam się ze współczucia dla zawodnika płci męskiej, który zainkasował solidnego kopniaka prosto w genitalia. Nawet z ochraniaczem musiało zaboleć. – A w jaki sposób Stanton miałby się dowiedzieć, Niall?
– Ponieważ wylądujesz w szpitalu? – Zerknął w moją stronę. – Poważnie. Krav maga to brutalny, w pełni kontaktowy sport. Treningi polegają przeważnie na sparingach, gdzie niemal wszystkie ciosy są dozwolone. Jeśli nawet nie zdradzą cię siniaki, twój ojczym i tak wszystko wywęszy. Znasz go.
– To przez mamę, która zawsze musi mu wszystko wypaplać. Ale o tym akurat nie zamierzam jej nic mówić.
– Dlaczego nie?
– Nie zrozumie tego. Ubzdura sobie, że chcę nauczyć się samoobrony z powodu tego, co zaszło, uzna, że to jej wina, i będzie mi tym zatruwać życie. Nie uwierzy, że moją jedyną motywacją jest poprawa kondycji i rozładowanie stresów.
Z podbródkiem opartym na dłoniach przyglądałam się, jak Liam Payne ćwiczy z jakąś kobietą. Był dobrym instruktorem, cierpliwym i skrupulatnym. Potrafił przekazywać wiedzę w bardzo przystępny sposób. Jego szkoła miała nieciekawe sąsiedztwo, ale pasujące do tego, czego uczył, uznałam. Nie można było znaleźć niczego bardziej realnego
niż ten wielki opuszczony magazyn.
– Ten cały Liam jest naprawdę seksowny – wyszeptał Niall.
– I w seksowny sposób nosi obrączkę na palcu.
– Zauważyłem. Najlepsze towary zawsze znikają z rynku jako pierwsze.
Kiedy trening dobiegł końca, Liam dołączył do nas. Jego ciemne oczy promieniały, a uśmiech miał jeszcze jaśniejszy.
– Jak wrażenia, Evo?
– Gdzie mogę się zapisać?
Jego zmysłowy uśmiech sprawił, że Niall chwycił mnie za rękę i ścisnął, niemal zatrzymując krążenie krwi w dłoni.
– Zapraszam tędy.
*
Piątek zaczął się fantastycznie. Harry wciągnął mnie w proces pozyskiwania informacji do oferty przetargowej, a także opowiedział nieco więcej o Bieber Industries i o Justinie Bieberze, podkreślając, że on i Justin są w tym samym wieku.
– Zawsze muszę to sobie przypominać – powiedział. – Łatwo zapomnieć, że jest tak młody, gdy siedzi naprzeciwko ciebie podczas negocjacji.
– To prawda – zgodziłam się, skrycie zawiedziona, że nie zobaczę Biebera przez kolejne dwa dni. Powiedziałam sobie, że to nic ważnego, ale czułam rozczarowanie. Nie chciałam przyznać sama przed sobą, że podniecała mnie możliwość wpadnięcia na niego przypadkowo, dopóki ta możliwość nie została mi odebrana. Jego bliskość doprowadzała
mnie do wrzenia. Nie mówiąc o tym, że tak cholernie fajnie było patrzeć na niego. Moje plany na weekend nie zapowiadały się nawet w połowie tak ekscytująco. Sporządzałam notatki w pokoju Harrego, gdy usłyszałam dzwonek mojego biurowego
telefonu. Przeprosiłam szefa i popędziłam do boksu, by odebrać.
– Biuro Marka Garrity’ego...
– Eva, kochanie, jak się miewasz?
Opadłam na krzesło na dźwięk głosu ojczyma. Stanton zawsze brzmiał dla mnie jak arystokrata pieniądza – kulturalny, apodyktyczny i arogancki.
– Richardzie, czy coś się stało? Z mamą wszystko w porządku?
– Oczywiście, w jak najlepszym. Twoja matka jest cudowna, jak zawsze.
Ton jego głosu stawał się łagodniejszy, gdy mówił o żonie, i byłam mu za to wdzięczna. W gruncie rzeczy dziękować mu mogłam za wiele rzeczy, chociaż czasami ciężko było mi znaleźć równowagę między wdzięcznością wobec ojczyma a lojalnością wobec taty. Zdawałam sobie sprawę, że kolosalna różnica w grubości ich portfeli była dla tego
drugiego niezwykle krępująca.
– To dobrze – odetchnęłam z ulgą. – Cieszę się. Otrzymaliście kartkę z podziękowaniami za sukienkę i smoking Nialla?
– Tak, ładnie z twojej strony, że pamiętałaś, ale wiesz przecież, że nie musisz nam dziękować za takie drobiazgi. Przepraszam cię na sekundę. – Odezwał się do kogoś z boku, prawdopodobnie do sekretarki, po czym wrócił do naszej rozmowy. – Eva, kochanie, chciałbym, żebyśmy zjedli razem lunch. Przyślę Clancy’ego, żeby cię odebrał.
– Dzisiaj? Ale przecież zobaczymy się jutro wieczorem. Czy to nie może poczekać?
– Nie, powinniśmy spotkać się dzisiaj.
– Ale moja przerwa na lunch trwa tylko godzinę.
Klepnięcie w ramię kazało mi się odwrócić. Ujrzałam Harrego stojącego przy moim stanowisku pracy.
– Weź dwie – szepnął. – Zasłużyłaś na nie.
Westchnęłam i podziękowałam bezgłośnie.
– Może być dwunasta, Richard?
– Doskonale. Będę czekał niecierpliwie.
Ja nie miałam zbyt wielu powodów, by cieszyć się na prywatną pogawędkę ze Stantonem, ale karnie wyszłam z biura tuż przed południem. Limuzyna już czekała, zaparkowana przy krawężniku. Przywitałam się z Clancym, kierowcą i ochroniarzem
Stantona, który otworzył mi drzwi, a następnie usiadł za kółkiem i zawiózł mnie do centrum. Po dwudziestu minutach siedziałam przy stole konferencyjnym w biurze Stantona, patrząc na pięknie podany lunch dla dwóch osób.
Stanton pojawił się wkrótce po moim przybyciu, dystyngowany i elegancki. Włosy miał zupełnie białe, a twarz naznaczoną zmarszczkami, ale wciąż bardzo atrakcyjną. Jego oczy o barwie spranego dżinsu spoglądały z błyskotliwą inteligencją. Był zadbany i atletycznie zbudowany, ponieważ zawsze znajdował w napiętym grafiku czas na ćwiczenie kondycji,
nawet na długo zanim poślubił dużo młodszą żonę – moją mamę.
Podniosłam się na jego widok, a on pocałował mnie w policzek.
– Wyglądasz ślicznie, Evo.
– Dziękuję. – Byłam podobna do mamy, mimo włosów w kolorze czekolady. Szare oczy odziedziczyłam jednak po tacie.
Stanton umyślnie wybrał miejsce u szczytu stołu, na tle okna, wykorzystując linię drapaczy chmur przecinających niebo niczym teatralny rekwizyt, aby dodać sobie powagi dzięki temu imponującemu widokowi.
– Jedz – niemal rozkazał. Z jaką łatwością mężczyznom dzierżącym władzę przychodziło wydawanie poleceń. Takim pokroju Justina Biebera.
Czy Stanton również dążył do celu z podobną determinacją, co Bieber, gdy był w jego wieku?
Chwyciłam widelec i zabrałam się do sałatki z kurczakiem, żurawiną, orzechami włoskimi i serem feta. Była pyszna, a ja umierałam z głodu. Cieszyłam się, że Stanton nie zaczął rozmowy od razu, żebym mogła nacieszyć się posiłkiem, ale egzekucja nie została odłożona na długo.
– Eva, moja droga, chciałem porozmawiać o twoim zainteresowaniu krav magą.
Zesztywniałam.
– Słucham?
Stanton wypił łyczek wody z lodem i odchylił się na oparcie fotela, a jego napięta szczęka była dla mnie znakiem ostrzegawczym, że nie spodoba mi się to, co zamierza powiedzieć.
– Twoja matka była zupełnie wytrącona z równowagi ubiegłego wieczoru, gdy poszłaś do tej szkoły na Brooklynie. Zajęło mi trochę czasu, by uspokoić ją i zapewnić, że poczynię pewne kroki, żebyś zechciała rozwijać swoje zainteresowania w bezpieczniejszy sposób. Ona nie chciałaby...
– Zaczekaj. – Odłożyłam ostrożnie widelec, nagle straciwszy apetyt. – W jaki sposób dowiedziała się, że tam poszłam?
– Namierzała twoją komórkę.
– Nie wierzę – parsknęłam, opadając bezwładnie na oparcie fotela. Beztroska, z jaką oznajmił tę nowinę, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, przyprawiła mnie o mdłości. Mój żołądek ścisnął się nagle, bardziej próbując zwrócić lunch niż go strawić.
– To dlatego nalegała, żebym używała jednego z twoich firmowych telefonów. To nie miało nic wspólnego z tym, aby oszczędzić mi płacenia rachunków.
– Oczywiście częściowo chodziło też o finanse. Ale również o to, żeby była spokojniejsza.
– Spokojniejsza? Dzięki śledzeniu dorosłej córki? To jest chore, Richardzie. Chyba sam to dostrzegasz. Czy ona ciągle chodzi do doktora Petersena?
Miał na tyle przyzwoitości, by okazać pewne skrępowanie.
– Tak, oczywiście.
– Czy zwierza mu się ze swoich poczynań?
– Nie wiem – odpowiedział chłodno. – To jest prywatna sprawa Moniki. Ja się w to nie wtrącam.
Jasne, że się nie wtrącał. On ją hołubił. Rozpieszczał. Zgadzał się na jej wszystkie zachcianki. I pozwolił na to, by jej obsesja na punkcie mojego bezpieczeństwa urosła do kolosalnych rozmiarów.
– Ona musi o tym zapomnieć. Ja zapomniałam.
– Byłaś bezbronnym dzieckiem, Evo. Dręczą ją wyrzuty sumienia, że nie zapewniła ci dostatecznej ochrony. Musimy przymknąć oko i dać jej trochę swobody.
– Swobody? Ona zachowuje się niczym psychopatyczny prześladowca! – Myśli kłębiły mi się w głowie. Jak mama mogła wedrzeć się w moją prywatność w tak niewybredny sposób? Dlaczego? Doprowadzała do szaleństwa siebie, próbując pociągnąć mnie za sobą. – To się musi skończyć.
– Załatwimy to w prosty sposób. Już rozmawiałem z Clancym. Będzie cię odwoził, gdy tylko najdzie cię ochota na wycieczkę krajoznawczą po Brooklynie. Wszystko zostało już zorganizowane. Tak będzie dla ciebie wygodniej.
– Nie próbuj wmawiać mi, że to wszystko dla mojego dobra. – Gardło miałam ściśnięte, a piekące oczy z trudem powstrzymywały łzy bezradności. Byłam wściekła, że wypowiadał się o Brooklynie, jakby to był kraj Trzeciego Świata. – Jestem dorosłą kobietą. Sama podejmuję decyzje. Mam do tego pieprzone prawo!
– Nie mów do mnie tym tonem, Evo. Ja po prostu opiekuję się twoją matką. I tobą. Wstałam gwałtownie od stołu.
– Spełniasz wszystkie jej zachcianki. W ten sposób podsycasz jej szaleństwo, a przy okazji doprowadzasz do szału mnie. Niedobrze mi się robi.
– Usiądź. Powinnaś coś zjeść. Monica martwi się, że nie odżywiasz się dostatecznie zdrowo.
– Ona martwi się o W S Z Y S T K O, Richardzie. I wo tym właśnie tkwi problem. – Rzuciłam serwetkę na stół. – Muszę wracać do pracy.
Odwróciłam się na pięcie i pognałam do drzwi, by wyjść najszybciej, jak to możliwe. Odebrałam torebkę od sekretarki Stantona i zostawiłam komórkę na jej biurku. Clancy czekał na mnie przy recepcji. Ruszył za mną, a ja miałam dość zdrowego rozsądku, by nie oponować, ponieważ Clancy przyjmował rozkazy tylko od Stantona. Gotując się ze złości na tylnym siedzeniu, pozwoliłam odwieźć się do pracy. Mogłam wyklinać i narzekać, ile się da, ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że nie jestem lepsza od Stantona, gdyż koniec końców i tak się poddam. Ulegnę i pozwolę jej postawić na
swoim, gdyż bolało mnie serce na myśl, że coś mogłoby przysporzyć jej jeszcze więcej cierpień, niż doznała do tej pory. Była taka wrażliwa i kochała mnie do szaleństwa. Kiedy dotarliśmy do Bieberfire, wciąż dręczyły mnie czarne myśli. Poczekałam, aż Clancy i jego limuzyna znikną w tłumie samochodów, i stojąc pośrodku zatłoczonej ulicy, rozglądałam się za miejscem, gdzie mogłabym kupić coś słodkiego na poprawę humoru, oraz za sklepem z komórkami, by zaopatrzyć się w nowy telefon. Skończyło się na tym, że nim wróciłam do pracy, zrobiłam sobie spacer wokół budynku i kupiłam kilka batoników w sklepie na rogu. Nie było mnie dokładnie godzinę, ale nie zamierzałam wykorzystywać dodatkowego czasu, który dał mi Harry. Chciałam skupić się na pracy, żeby zapomnieć o mojej popieprzonej rodzince. Gdy tylko znalazłam się w pustej windzie, rozdarłam opakowanie i łapczywie wbiłam zęby w czekoladowy batonik. Istniało duże prawdopodobieństwo, że w tym tempie osiągnę narzucony sobie tygodniowy limit czekolady, zanim dotrę do dwudziestego piętra. Nagle
winda zatrzymała się na czwartym. Z wdzięcznością przyjęłam ten niespodziewany przystanek, by przez kilka dodatkowych chwil cieszyć się ukojeniem, jakie odnajdowałam w smaku ciemnej czekolady i karmelu rozpływającym się na języku.
Drzwi windy się rozsunęły, ukazując Justina Biebera rozmawiającego z jakimiś dwoma facetami.
Tradycyjnie na jego widok wstrzymałam oddech, co sprawiło, że ledwo już tlący się gniew wewnątrz mnie zapłonął z nową siłą. Dlaczego tak na mnie działał? Kiedy w końcu uodpornię się na emanujący z niego erotyzm?
Podniósł wzrok i gdy mnie dostrzegł, koniuszki jego ust uniosły się powoli w leniwym uśmiechu.
Cudownie. Ja i moje gówniane szczęście, nie ma co. Stałam się dla niego czymś w rodzaju wyzwania.
W ułamku sekundy uśmiech zniknął, a jego miejsce zajął zniecierpliwiony grymas.
– Dokończymy później – burknął do swoich towarzyszy, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wkraczając do windy, powstrzymał ich gestem dłoni, by nie szli za nim. Obaj wytrzeszczyli oczy ze zdumienia, przenosząc wzrok to na mnie, to na Biebera. Postanowiłam wysiąść i złapać inną windę w przeświadczeniu, że tylko dzięki ucieczce
zachowam zdrowe zmysły. Zrobiłam krok ku wyjściu.
– Nie tak szybko, Evo. – Bieber chwycił mnie za łokieć i wciągnął z powrotem do środka. Drzwi się zasunęły i winda ruszyła do góry.
– Co pan wyprawia? – warknęłam. Po przeprawie ze Stantonem ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam do szczęścia, był kolejny dominujący samiec, który próbował mną dyrygować.
Bieber złapał mnie za ramiona i wpił się w moją twarz tym swoim intensywnie karmelowym spojrzeniem.
– Coś jest nie tak. Co cię dręczy?
Poczułam, jak między naszymi naelektryzowanymi ciałami znowu przebiegają niewidzialne iskry, jak wytwarza się między nami ta znajoma energia, podsycana jeszcze przez mój gniew.
– Pan.
Musnął kciukami moje ramiona, po czym mnie puścił. Następnie wyciągnął z kieszeni pojedynczy klucz i włożył go do gniazdka w tablicy z numerami pięter. Wszystkie numerki zgasły oprócz tego symbolizującego ostatnie piętro.
Kolejny raz ubrany był w czerń, przełamaną tym razem wąskimi szarymi prążkami. Widok jego sylwetki z tyłu przyjęłam niczym objawienie. Ramiona miał atrakcyjnie szerokie, lecz nie przesadnie rozrośnięte, jak u niektórych mężczyzn. W perfekcyjny sposób podkreślały jego wąską talię i długie nogi. Jedwabiste kosmyki włosów opadały kusząco na kołnierzyk, budząc we mnie pragnienie, by chwycić je i przyciągnąć. Z całej siły. Nieważne jak wściekła i podminowana, wciąż go pragnęłam. Chciałam podgrzać atmosferę, nawet poprzez kłótnię.
– Nie jestem w nastroju na pańskie gierki, panie Bieber.
Wpatrywał się w stylizowaną na zabytkową wskazówkę nad drzwiami, odmierzającą mijane piętra.
– Mogę wprawić cię w odpowiedni nastrój. - mruknął ochrypłym, niskim głosem.

***
10 komentarzy i następny rozdział :)
Dziękuję wszystkim czytelnikom <3

niedziela, 17 listopada 2013

V

FANFICTION ZAWIERA WYLUGARYZMY LUB/I WĄTKI SEKSUALNE. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Stanęłam tak gwałtownie, że zatarasowałam drogę Harremu, który wpadł z impetem na moje plecy, i poleciałam do przodu. Pan Mroczny i Niebezpieczny złapał mnie w talii. Zachwiałam się na nogach i wpadłam prosto w jego ramiona. W jednej chwili wstrzymałam oddech, tym samym chyba wyłączając tryb zdrowego rozsądku. Mimo że dzieliły nas warstwy materiału, i tak czułam jego stalowe mięśnie pod mymi dłońmi, a jego twardy brzuch stykał się z moim. Gdy wciągnął gwałtownie powietrze, moje sutki stwardniały pod bluzką, pobudzone ruchem jego szerokiej klatki piersiowej. Och nie. Ktoś musiał rzucić na mnie klątwę. Niczym w kalejdoskopie przez moją głowę przewinęły się obrazy ilustrujące moje upokorzenia, uświadamiając mi tysiące sposobów, na które mogłam potknąć się, upaść, stracić równowagę, poślizgnąć się lub uderzyć w coś na oczach boga seksu w ciągu następnych dni, tygodni i miesięcy.
– Witaj ponownie – mruknął swym wibrującym głosem, który obudził we mnie bolesną żądzę. – Jak zawsze to wielka przyjemność wpaść na ciebie.
Zaczerwieniłam się ze wstydu i pożądania zarazem, niezdolna, aby się cofnąć, pomimo obecności dwóch innych osób w pomieszczeniu. Nie pomagało wcale, że jego uwaga skupiona była wyłącznie na mnie, a silne ciało wydawało się żądać i zniewalać mnie promieniującą od niego potężną energią.
– Panie Bieber – zaczął Harry zza moich pleców – przepraszamy za to gwałtowne wejście.
– Niepotrzebnie. Na pewno wyryje się w mojej pamięci.
Gdy Bieber wypuścił mnie wreszcie z ramion, aż zachwiałam się na szpilkach. Po tak bliskim kontakcie z jego ciałem nogi miałam jak z waty. Znów otulała go czerń marynarki, którą uzupełniały stonowane szarości koszuli i krawata. Jak zwykle wyglądał niewiarygodnie dobrze.
Co czuje ktoś o tak bajecznym wyglądzie? Byłam pewna, że gdziekolwiek się pojawił, wywoływał sensację.
Harry pomógł mi złapać równowagę, po czym puścił mnie ostrożnie. Wzrok Biebera śledził jego dłoń na moim łokciu, dopóki jej nie cofnął.
– No dobrze. – Harry wziął się w garść. – To jest moja asystentka, Eva Brooks.
– Spotkaliśmy się już wcześniej. – Bieber podsunął mi krzesło obok swojego. –Zapraszam, Evo.
Spojrzałam na Harrego, licząc na jakąś wskazówkę, wciąż niezdolna wrócić do siebie po tym, jak tkwiłam przylepiona do tego seksualnego supergeneratora w garniturze od Fioravantiego.
Bieber pochylił się ku mnie i rozkazał cicho:
– Siadaj, Evo.
Harry skinął szybko głową, ale ja już opadałam na krzesło na komendę Biebera; moje ciało podporządkowało mu się instynktownie, zanim umysł zdążył zgłosić obiekcje. Starałam się usiedzieć spokojnie w miejscu, gdy przez następną godzinę Harry zwijał się w ogniu pytań Biebera i dwóch atrakcyjnych brunetów w eleganckich garniturach, dyrektorów Kingsmana. Ten w malinowym szczególnie gorliwie zabiegał o uwagę Biebera, podczas gdy ten w kremowym skupiał się wyłącznie na moim szefie. Cała trójka wydawała się pod wrażeniem elokwencji i siły przekonywania Harrego, gdy prezentował, w jaki sposób dzięki jego efektywnemu podejściu do klienta współpraca z naszą agencją reklamową może przerodzić się w wymierną wartość dla marki klienta. Podziwiałam Harrego za to, że zachowywał spokój, znajdując się pod tak dużą presją wywieraną przez Biebera, który w naturalny sposób zdominował spotkanie.
– Dobra robota, panie Styles. – Bieber pochwalił Harrego oszczędnie, kiedy podsumowywali spotkanie. – Z przyjemnością przyjrzę się waszej ofercie w odpowiednim czasie. A co ciebie by skłoniło do spróbowania wódki Kingsmana, Evo?
Zamrugałam zaskoczona.
– Słucham?
Patrzył na mnie tym swoim intensywnym, świdrującym spojrzeniem. Odnosiłam wrażenie, jakby nie widział nikogo poza mną, jakby koncentrował się wyłącznie na mnie, co tylko utwierdziło mnie w podziwie wobec Harrego, który musiał wytrzymać nacisk tego spojrzenia przez godzinę.
Bieber obrócił swój fotel równolegle do długości stołu, odwracając się ku mnie całym ciałem. Jego prawa dłoń spoczywała na blacie, długie eleganckie palce wybijały rytm, przesuwając się po gładkiej drewnianej powierzchni. Zerknęłam mimowolnie na jego nadgarstek wyłaniający się z mankietu koszuli i z jakiegoś szalonego powodu widok tego
niewielkiego skrawka złocistej skóry pokrytej delikatnym meszkiem ciemnych włosów sprawił, że moja łechtaczka zaczęła pulsować w oczekiwaniu pieszczot. On był po prostu taki... samczy.
– Która z koncepcji zaproponowanych przez Harrego podoba ci się najbardziej? – ponowił pytanie.
– Myślę, że wszystkie są znakomite.
Jego twarz pozbawiona była wszelkich emocji, gdy oznajmił:
– Pozbędę się wszystkich z sali, żeby poznać twoją szczerą opinię, jeśli krępujesz się mówić przy nich.
Moje palce wbiły się kurczowo w podłokietniki fotela.
– Właśnie wyraziłam szczerą opinię, panie Bieber, ale jeśli już musi pan wiedzieć, wydaje mi się, że seksowny luksus po przystępnej cenie trafi do najszerszej grupy odbiorców. Niestety brak mi...
– Zgadzam się. – Bieber wstał i zapiął marynarkę. – No to ma pan wskazówkę, w jakim kierunku podążać, panie Styles. Wrócimy do tego w przyszłym tygodniu.
Przysiadłam na chwilę, oszołomiona zawrotnym tempem wydarzeń. Następnie zerknęłam na Harrego, który zdawał się oscylować między pełną zaskoczenia radością a konsternacją.
Podniosłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Byłam do bólu świadoma obecności Biebera idącego obok mnie. Sposób, w jaki się poruszał, ta zwierzęca zwinność i arogancka powściągliwość, działał jak afrodyzjak. Wyobrażałam sobie, że musiał być świetny w łóżku, drapieżny niczym zwierzę, biorący, co chciał, w sposób, który sprawiał, że kobieta szalała, pragnąc dać mu jeszcze więcej. Bieber szedł przy mnie przez całą drogę do windy. Wymienił z Harrym kilka uwag,
chyba na temat sportu, ale zbyt rozpraszała mnie jego obecność, bym mogła skupić się na konwencjonalnej wymianie zdań. Gdy winda przyjechała, odetchnęłam z ulgą i pospieszyłam za Harrym.
– Zaczekaj, Evo – powiedział gładko Bieber, przytrzymując mnie za łokieć. – Za chwilę będzie z powrotem – rzucił zaskoczonemu Stylesowi, zanim drzwi windy zamknęły się mojemu szefowi przed nosem.
Bieber nie odezwał się słowem, dopóki winda nie znalazła się na dole i nie przywołał jej z powrotem, po czym zapytał:
– Sypiasz z kimś?
Zadał to pytanie tak swobodnym tonem, że nie od razu dotarło do mnie, co powiedział. Wzięłam głęboki oddech.
– A dlaczego to pana tak interesuje?
Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem i dostrzegłam w jego oczach to samo, co podczas naszego pierwszego spotkania – ogromną siłę i chłodną kontrolę. Obie sprawiły, że mimowolnie zrobiłam krok do tyłu. Znowu. Przynajmniej tym razem nie upadłam. Najwidoczniej robiłam postępy.
– Ponieważ mam ochotę cię przelecieć, Evo. Chcę wiedzieć o wszystkim, co może stanąć mi na drodze.
Poczułam gwałtowny skurcz między udami, tak że musiałam przytrzymać się ściany, by zachować równowagę. Chciał mi pomóc, ale podniosłam ostrzegawczo dłoń, by zachował dystans.
– A wziął pan pod uwagę, że pańska oferta może mnie w ogóle nie interesować, panie Bieber?
Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, przez co stał się jeszcze bardziej przystojny. Dobry Boże...
Moje ciało było w stanie takiego napięcia, że aż podskoczyłam na dźwięk dzwonka, który zasygnalizował przybycie windy. Nigdy w życiu nie byłam tak podniecona, tak rozpalona, tak obsesyjnie zafascynowana drugą osobą. I nigdy w życiu nie zostałam potraktowana w równie arogancki sposób przez obiekt mojego pożądania. Wkroczyłam do windy i odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechnął się.
– Do następnego razu, Evo.
Kiedy drzwi się zamknęły, oparłam się bezwładnie na mosiężnej barierce, próbując odzyskać równowagę. Ledwo doszłam do siebie, gdy drzwi windy się otworzyły i ujrzałam Harrego, drepczącego nerwowo w poczekalni na naszym piętrze.
– Jezu, Eva – wymamrotał, stając gwałtownie w miejscu na mój widok. – Co to miało, do diabła, znaczyć?
– Nie mam zielonego pojęcia – pospiesznie wypuściłam powietrze, w duchu żałując, że nie mogę natychmiast zwierzyć się komuś z tej niepokojącej, zuchwałej propozycji Biebera, zdawałam sobie jednak sprawę, że mój szef nie byłby najtrafniejszym wyborem. – A zresztą jakie to ma znaczenie? Przynajmniej wiesz, że jest gotów dać ci ten kontrakt.
Promienny uśmiech przegonił strapiony grymas z jego twarzy.
– Mam taką cichą nadzieję.
– Jak mawia mój współlokator, powinieneś to uczcić. Mam zarezerwować stolik dla ciebie i Louisa na wieczór?
– Czemu nie? Pure Food and Wine na siódmą, jeśli mogliby nas gdzieś wcisnąć. Jeśli nie, zaskocz nas.
Po powrocie Harrego do pokoju oblegli go członkowie zarządu, żądni szczegółów spotkania z Bieberem – Michael Waters, główny dyrektor zarządzający i prezes, a także Christine Field i Walter Leaman, przewodnicząca i wiceprzewodniczący rady nadzorczej. Wyminęłam chyłkiem całą czwórkę i wślizgnęłam się do mojego boksu. Zadzwoniłam do Pure Food and Wine, błagając o stolik dla dwóch osób. Po kilku minutach negocjacji, lamentów i próśb menedżer sali w końcu zmiękł.
Zostawiłam wiadomość na skrzynce głosowej Harrego:
– To z całą pewnością twój szczęśliwy dzień. Stolik zarezerwowany na siódmą. Baw się dobrze!
Następnie odbiłam kartę zegarową, z niecierpliwością oczekując powrotu do domu.
*
– Powiedział coś takiego?! – Niall siedział na drugim końcu naszej ogromnej kanapy i kręcił głową z niedowierzaniem.
– Właśnie, dasz wiarę? – Z przyjemnością pociągnęłam kolejny łyk wina, rześkiego i dobrze schłodzonego sauvignon blanc, które kupiłam w drodze do domu. – Moja reakcja była dokładnie taka sama. Ciągle nie jestem pewna, czy nie zmyśliłam sobie całej tej konwersacji, odurzona jego feromonami.
– A więc?
Podwinęłam nogi i wcisnęłam się w róg kanapy.
– A więc co?
– Wiesz, Evo. – Niall wziął netbooka ze stolika kawowego i umieścił go na skrzyżowanych nogach. – Zamierzasz na to pójść, czy jak?
– Przecież w ogóle go nie znam. Nawet nie wiem, jak ma na imię, a on rzuca mi taką podkręconą piłkę.
– On w jakiś sposób poznał twoje. – Zaczął stukać w klawiaturę. – A ta cała sprawa z reklamą wódki? Dlaczego tak zależało mu akurat na twoim szefie?
Dłoń, którą bawiłam się rozpuszczonymi włosami, zastygła w powietrzu.
– Harry jest niezwykle utalentowany. Jeśli Bieber ma smykałkę do interesów, na pewno musiał o nim słyszeć i chciał go wypróbować.
– Wygląda na to, że to Bieber ma łeb do interesów. – Niall odwrócił netbooka w moją stronę i pokazał mi stronę główną Bieber Industries, na której dumnie prezentowało się imponujące zdjęcie Bieberfire. – To jego budynek, Eva. Własność Justina Biebera.
Niech to szlag. Zamknęłam oczy. Justin Bieber. Pomyślałam, że to imię doskonale do niego pasowało. Było seksowne i elegancko męskie, jak on sam.
– Ma ludzi od tego, żeby zajmowali się marketingiem jego różnych firm.
Prawdopodobnie całe dziesiątki.
– Przestań, Niall.
– Jest seksowny, bogaty i chce zerżnąć cię na wylot. Zatem w czym problem?
Spojrzałam na niego.
– Byłoby dosyć niezręcznie ciągle wpadać na niego w biurze. Mam zamiar dłużej zagrzać miejsca w tej firmie. Naprawdę lubię moją pracę. Lubię Harrego. Całkowicie wciągnął mnie w projekt i już tyle się od niego nauczyłam.
– Pamiętasz, co doktor Travis mówił ci o skalkulowanym ryzyku. Jeśli psychiatra radzi ci, żebyś trochę się zabawiła, to musisz mu zaufać. Poradzisz sobie z tym. Ty i Bieber jesteście dorośli – przekonywał Horan, po czym znów pochłonęło go internetowe śledztwo. – Łał. Wiesz, że facet przekroczy trzydziestkę dopiero za dwa lata? Pomyśl o jego sile żywotnej.
– Pomyśl o jego chamstwie. Obraził mnie tym zachowaniem. Nienawidzę, gdy ktoś traktuje mnie jak chodzącą waginę.
Niall przerwał poszukiwania i spojrzał na mnie współczująco. W jego oczach malowało się zrozumienie.
– Przepraszam, mała. Jesteś taka silna, o wiele silniejsza ode mnie. Po prostu przestałem dostrzegać, że ty też taszczysz swój bagaż, jak ja.
– Spoko, nie robię tego non stop. – Odwróciłam wzrok, gdyż nie chciałam rozmawiać o tym, przez co oboje przeszliśmy w przeszłości. – Nie chodzi o to, żeby zaraz obsypywał mnie kwiatami czy śpiewał serenady pod balkonem. Ale istnieją chyba subtelniejsze sposoby powiedzenia kobiecie, że chcesz zaciągnąć ją do łóżka.
– Masz rację. To arogancki dupek. Możesz rozpalać go, aż się tak rozgrzeje, że spuchną mu jaja. Należy mu się.
To mnie rozśmieszyło. Cary zawsze potrafił mnie rozbawić.
– Nie wydaje mi się, żeby temu facetowi kiedykolwiek zdążyły spuchnąć jaja, ale to całkiem zabawny obrazek.
Niall zatrzasnął netbooka energicznym ruchem.
– To co robimy dziś wieczorem?
– Myślałam o tym, żeby sprawdzić tę szkołę krav magi na Brooklynie. – Po tym, jak spotkałam Liama Payne podczas treningu w Equinoksie, zebrałam trochę informacji na temat tej sztuki walki. Po głębszym namyśle ten rodzaj surowego fizycznego wysiłku wydawał się idealnym sposobem, by zapomnieć o stresach i napięciach. Wiedziałam, że krav maga nie mogła wprawdzie równać się z demonicznym rżnięciem przez Justina Biebera, ale podejrzewałam, że było to zajęcie o wiele bezpieczniejsze dla mojego zdrowia.


.-.-.-.
planowałam rozdział zakończyć na, cytuję, :"Ponieważ mam ochotę cię przelecieć, Evo. Chcę wiedzieć o wszystkim, co może stanąć mi na drodze." ale stwierdziłam, że nie będę aż tak chamska i dam wam poznać trochę więcej :)
Końcówka nie trzyma w napięciu, przepraszam :c
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
uwaga! jako że informuj 15 osób + promuję bloga na twitterze, ustalam granicę. min 10 komentarzy by pojawił się VI rozdział. Wiem, że to trochę jak szantaż, ale zdecydowanie wolę pisać dla kogoś niżeli dla siebie samej :)
Dziękuję za 35 komentarzy pod ostatnimi rozdziałami, i prawie 950 wyświetleń. Kocham was :)
do następnego!
P.S NIE WIEM CZY ZAUWAŻYLIŚCIE, ROZDZIAŁ DŁUŻSZY OD POZOSTAŁYCH! :))

środa, 13 listopada 2013

IV

Świadomy ascetyzm barw jego stroju, surowość srebrnego krawata i chłód śnieżnobiałej koszuli podkreślały niezwykły karmelowy kolor jego oczu. Moja reakcja na widok tajemniczego nieznajomego stojącego ze swobodnie odpiętą marynarką i rękami włożonymi nonszalancko do kieszeni była niczym uderzenie w niewidzialną ścianę, która niespodziewanie wyrosła przede mną. Stanęłam jak wryta, nie mogąc oderwać oczu od mężczyzny, który wydawał się jeszcze bardziej olśniewający, niż pamiętałam. Nigdy nie widziałam tak brązowych włosów. Były lśniące i nieco długie, niemal do kołnierzyka jego koszuli. Ta seksowna fryzura uzupełniała wizerunek prężnego biznesmena nutką zmysłowości niegrzecznego chłopca,
jak cierpka wisienka na słodkim torcie. Jak zwykła mówić moja matka, tylko awanturnicy i bandyci mieli takie włosy.
Zacisnęłam dłonie, by powstrzymać nieprzepartą ochotę dotknięcia ich, sprawdzenia, czy były w dotyku tak jedwabiste, jak się zdawało. Drzwi zaczęły się zamykać.
On jednak robił energiczny krok do przodu i nacisnął przycisk,by przytrzymać je otwarte.
– Zmieścimy się tu oboje, Evo.
Dźwięk tego zmysłowego, nieznoszącego sprzeciwu głosu wyrwał mnie z chwilowego oszołomienia. Skąd znał moje imię?
Wtedy przypomniałam sobie, że we wczorajszym zamieszaniu w jego ręce wpadł mój identyfikator. W panice rozważałam, czy nie skłamać, że czekam na kogoś, i nie przepuścić tej windy, ale mój mózg w końcu zaczął pracować. Co się, do diabła, ze mną działo? Mężczyzna ewidentnie pracował w tym samym budynku. Nie mogłam robić uników za każdym razem, kiedy na niego wpadałam. I dlaczego w ogóle miałabym to robić? Jeśli będę spotykać go częściej, w końcu nauczę się patrzeć na niego bez emocji i uodpornię się na erotyzm, którym emanował. Z czasem nie będę na niego zwracała większej uwagi niż na meble w lobby. Ha! To wcale nie było takie proste. Wkroczyłam do windy.
– Dziękuję – wymamrotałam.
Puścił przycisk i wszedł za mną. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy w dół. Momentalnie pożałowałam, że zdecydowałam się wsiąść razem z nim. Od bliskości jego ciała mrowiła mnie skóra. Miałam wrażenie, że jego siła rozsadza niewielką przestrzeń klatki, w której byliśmy zamknięci. Emanował niemal namacalną energią i takim seksualnym magnetyzmem, że poczułam, jak miękną mi nogi. Mój oddech stał się tak samo nierówny, jak uderzenia serca. Znowu poczułam to niewytłumaczalne przyciąganie, jakby promieniował niemym żądaniem, na które instynktownie odpowiadałam.
– Dobrze się pani bawi pierwszego dnia? – zapytał, wprawiając mnie w osłupienie. Jego głos był dźwięczny, opływał mnie uwodzicielskim rytmem. Skąd, do diabła, wiedział, że to mój pierwszy dzień w pracy?
– Na razie tak – odpowiedziałam gładko. – A pan?
Czułam, jak jego wzrok prześlizguje się po moim profilu, ale siłą woli starałam się nie odrywać oczu od aluminiowych drzwi windy. Serce galopowało mi w piersi, w brzuchu trzepotały motyle. Miałam mętlik w głowie.
– No cóż, nie był to wprawdzie mój pierwszy dzień – odpowiedział z rozbawieniem w głosie – ale był całkiem udany.
I z każdą chwilą staje się lepszy.
Skinęłam głową i zmusiłam się do uśmiechu, nie mając pojęcia, o co mogło mu chodzić. Winda przystanęła na dwunastym piętrze, by zabrać trójkę rozprawiających z ożywieniem facetów. Przesunęłam się do tyłu, by zrobić im miejsce, jednocześnie próbując schować się w przeciwległym rogu z dala od Pana Mrocznego i Niebezpiecznego. Tyle że on podążył za mną. Nagle znalazłam się bliżej niego niż wcześniej. Gdy poprawiał perfekcyjnie zawiązany krawat, jego ramię otarło się o mnie. Wciągnęłam głęboko powietrze i udręczona starałam się ignorować jego towarzystwo, próbując skupić się na rozmowie tamtych. Mogłam się nie wysilać. Jego obecność była zbyt namacalna. Stał tuż obok. Cały perfekcyjny, zachwycający i pachnący bosko. Moje myśli pogalopowały niekontrolowane, trzepocząc wokół tego, jak twardy może być
ten kawałek jego ciała w dole garnituru. Kiedy winda stanęła na parterze, niemal westchnęłam z ulgi. Czekałam niecierpliwie, aż zrobi się luźniej, i gdy tylko nadarzyła się okazja, ruszyłam do przodu. Wtedy poczułam, jak kładzie dłoń na moim krzyżu i idzie obok, sterując mną. Jego dotyk w tak wrażliwym miejscu wywołał dreszcz, który przepłynął przez całe moje ciało. Dotarliśmy do bramek i wtedy cofnął dłoń, pozostawiając poczucie dziwnej pustki. Zerknęłam na niego, starając się go rozszyfrować, ale chociaż patrzył wprost na mnie, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
– Eva!
Widok Nialla, opierającego się swobodnie o marmurową kolumnę w lobby, położył kres tym torturom. Mój przyjaciel miał na sobie dżinsy, eksponujące długie na milę nogi, oraz obszerny sweter w kolorze ciepłego błękitu, który podkreślał jego oczy. Bez trudu przyciągał uwagę mijających go ludzi. Zwolniłam, podchodząc do niego i bóg seksu wyminął nas, przeszedł przez obrotowe drzwi, po czym opadł płynnie na tylne siedzenie zaparkowanego przed budynkiem czarnego bentleya SUV-a, którego już widziałam tutaj. Niall zagwizdał, podążając wzrokiem za limuzyną.
– No, no. Sądząc po maślanych oczach, to musiał być facet, o którym mi wczoraj opowiadałaś, mam rację?
– O tak, to był zdecydowanie on.
– Pracujecie razem? – Niall chwycił mnie za rękę i pociągnął na ulicę przez boczne wyjście.
– Nie. – Przystanęłam na chodniku wśród rzeki przechodniów, by zmienić buty, przytrzymując się jego ramienia. – Nie mam pojęcia, kim on jest, ale niepokoi mnie, że zapytał o wrażenia z pierwszego dnia w pracy, więc chyba powinnam zrobić małe dochodzenie.
– No cóż... – Niall wyszczerzył zęby w uśmiechu, przytrzymując mnie za łokieć, gdy podskakiwałam niezdarnie na jednej nodze. – Nie wiem, jak ludzie mogą skupić się na pracy, gdy on jest w pobliżu. Aż mi przez chwilę mózg zaskwierczał.
– Wydaje mi się, że to powszechna reakcja. – Wyprostowałam się. – Chodźmy. Potrzebuję drinka.
*
Następnego ranka powitało mnie lekkie pulsowanie z tyłu głowy, jakby kpiące ze mnie za wypicie tego jednego kieliszka za dużo. Jadąc windą na dwudzieste piętro, nie wyrzucałam sobie kaca tak bardzo, jak powinnam. Do wyboru miałam bowiem danie sobie w gardło lub randkę z wibratorem, która skończyłaby się najpewniej dostarczonym przez baterię orgazmem wywołanym fantazjami z Panem Mrocznym i Niebezpiecznym w roli głównej. Nie żeby miał się w jakiś sposób dowiedzieć albo żeby w ogóle obchodziło go, że tak mnie rozpalał, ale ja to wiedziałam i nie zamierzałam poddawać się fantazjom o nim.
Wrzuciłam swoje rzeczy do dolnej szuflady biurka i sprawdziwszy, że Harrego jeszcze nie ma, wróciłam z kubkiem kawy do boksu, by nadrobić zaległości na ulubionych blogach reklamowo-biznesowych.
– Eva!
Aż podskoczyłam, gdy nagle pojawił się koło mnie z szerokim uśmiechem, odznaczającym się śnieżną bielą na ciemnej twarzy.
– Dzień dobry, Harry.
– A żebyś wiedziała, że dobry. Chyba przynosisz mi szczęście. Chodź do mnie, proszę, i weź swój tablet. Możesz dzisiaj zostać dłużej?
Podążyłam za nim, zarażając się jego entuzjazmem.
– Pewnie.
– Miałem nadzieję, że to powiesz. – Zanurzył się w swym fotelu.
Usadowiłam się na tym samym krześle, które wybrałam wczoraj, i szybko otworzyłam program tekstowy.
– A więc – zaczął – otrzymaliśmy zapytanie o ofertę od Kingsman Vodka i wyraźnie wymienili moje nazwisko. Pierwszy raz ktoś zasugerował, że chce pracować właśnie ze mną.
– Gratulacje!
– To miłe z twojej strony, ale zachowajmy pochwały do czasu, gdy faktycznie dostaniemy kontrakt. Kiedy już przedstawimy im naszą propozycję, i tak będziemy musieli brać udział w przetargu. Chcą spotkać się ze mną jutro wieczorem.
– Łał. Czy to standardowa procedura?
– Nie. Zwykle czekają, aż przygotujemy i złożymy ofertę, zanim zaaranżują spotkanie. Kingsman Vodka została niedawno przejęta przez Bieber Industries, giganta sprawującego kontrolę na dziesiątkami zależnych firm. Jeśli nam się uda, możemy nieźle na tym zarobić. Oni dobrze o tym wiedzą, dlatego chcą, żebyśmy tańczyli, jak nam zagrają.
Pierwszy etap to spotkanie ze mną.
– Nad przygotowaniem oferty pracuje cały zespół, prawda?
– Tak, prezentujemy pomysły jako grupa. Ale oni znają reguły gry. Wiedzą, że po tym, jak nasz dyrektor kreatywny roztoczy przed nimi piękną wizję kampanii, właściwą robotę będzie faktycznie wykonywał dla nich młodszy specjalista. Ktoś taki, jak ja. Chcą mnie po prostu wcześniej przetestować, zanim podejmą z nami współpracę. Poza tym muszę oddać
im tę sprawiedliwość, że ich zapytanie o ofertę obfituje w informacje, co oszczędza mi mnóstwo pracy, jeśli chodzi o przygotowania. Naprawdę nie mogę zarzucić im, że ich wymagania są zbyt wygórowane. Są tylko skrupulatni. To standardowe postępowanie, gdy masz do czynienia z takimi rekinami jak Bieber Industries.
Przejechał nerwowo dłonią po krótkich, mocno skręconych włosach, zdradzając tym gestem presję, jaką czuł.
– Co sądzisz o Kingsman Vodka?
– Uhm... No cóż... Szczerze mówiąc, nigdy o nich nie słyszałam.
Harry opadł na oparcie fotela i się zaśmiał.
– Dzięki Bogu. Już myślałem, że jestem jedyny. No cóż, dobrą stroną jest to, że nie mają złej prasy, z którą trzeba by walczyć. Brak informacji to czasami najlepsza informacja.
– Więc w czym mam ci pomóc? Oprócz zdobycia informacji na temat rynku wódki i gotowości, by zostać po godzinach?
Myślał przez chwilę, zagryzając wargi.
– Dobrze, zanotuj następujące rzeczy...
Pracowaliśmy nieprzerwanie, odpuszczając sobie lunch, i siedzieliśmy nad projektem jeszcze długo po tym, jak budynek opustoszał, analizując wstępne dane przygotowane przez dział strategii. Było kilka minut po siódmej, gdy ze skupienia wyrwał mnie dźwięk telefonu Harrego, który zakłócił ciszę uśpionego biura. Nie przerywając pracy, Styles włączył funkcję głośnomówiącą.
– Cześć, najdroższy.
– Czy ty w ogóle nakarmiłeś to biedactwo? – odezwał się ciepły męski głos po drugiej stronie słuchawki.
Harry zerknął na mnie przez szklaną ścianę biura ze zmieszaną miną.
– Oj... zapomniałem.
Szybko odwróciłam wzrok, przygryzając wargę, żeby powstrzymać chichot. Z telefonu wydobyło się wyraźne prychnięcie:
– To dopiero jej drugi dzień, a ty każesz jej harować jak wół i do tego ją głodzisz. Zobaczysz, tylko czekać, aż zrezygnuje.
– Cholera, masz rację. Louis, kochanie...
– Przestań mi tu słodzić. Myślisz, że lubi chińszczyznę?
Podniosłam kciuki do góry. Uśmiechnął się.
– Myślę, że tak.
– Dobrze. Będę u was za dwadzieścia minut. Daj znać ochronie, żeby mnie wpuścili.
Niemal dokładnie dwadzieścia minut później prowadziłam Louisa Tomlinsona przez poczekalnię do naszej części biura. Był postawnym mężczyzną, miał na sobie ciemne dżinsy, zdarte robociarskie buty i starannie wyprasowaną rozpinaną koszulę. Ciemnowłosy,ze śmiejącymi się niebieskimi oczami, był równie przystojny jak jego partner, tyle że w zupełnie inny sposób. Rozsiedliśmy się całą trójką wokół biurka Harrego. Wyłożyliśmy na papierowe tacki kurczaka kung pao i wołowinę z brokułami, dodaliśmy kleisty biały ryż i zaatakowaliśmy to pałeczkami.
Dowiedziałam się, że Louis był przedsiębiorcą budowlanym. Wraz z Harrym stanowili parę od czasów college’u. Obserwując, jak odnoszą się do siebie, czułam podziw i lekkie ukłucie zazdrości. Ich związek wydawał się funkcjonować tak fantastycznie, że spędzanie czasu w ich towarzystwie było prawdziwą przyjemnością.
– Niech mnie diabli, dziewczyno! – Louis aż gwizdnął ze zdziwienia, gdy sięgałam po trzecią dokładkę. – Ty to możesz wtrząchnąć! Gdzie to się podziewa?
Wzruszyłam ramionami.
– Myślę, że na siłowni. Może to pomaga...?
– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedział Harry, szczerząc zęby. – Lou jest po prostu zazdrosny. Musi uważać na swoją dziewczęcą figurę.
– Do diabła. – Louis wykrzywił się do partnera. – Może powinienem zabierać ją na lunch z załogą. Mógłbym załapać sporo kasy na zakładach z chłopakami, ile ona może zjeść.
Uśmiechnęłam się.
– Mogłoby być zabawnie.
– Ha! Od razu wiedziałem, że jesteś ciut zakręcona. Widać to w twoim uśmiechu.
Ze wzrokiem wbitym w jedzenie próbowałam odgonić od siebie wspomnienia, jak byłam popieprzona, kiedy przechodziłam swoją buntowniczą i samodestrukcyjną fazę.
Harry przyszedł mi z pomocą, mówiąc:
– Nie napastuj mojej asystentki. I co ty tak naprawdę wiesz o szalonych kobietach?
– Wiem, że niektóre z nich lubią spędzać czas w towarzystwie gejów. Lubią nasz punkt widzenia. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Wiem również parę innych rzeczy, jeśli rozumiecie, co mam na myśli... Hej, nie bądźcie tacy zaszokowani. Chciałem tylko sprawdzić, czy ten seks hetero nie jest za bardzo przereklamowany.
Najwyraźniej dla Harrego była to nowość, ale sądząc z jego drgających warg, był na tyle pewien ich związku, że uznał całe to wyznanie za zabawne.
– Ach tak?
– I jak ci się podobało? – spytałam odważnie.
Louis wzruszył ramionami.
– Nie chcę mówić, że to jest przereklamowane, gdyż bez wątpienia nie jestem grupą docelową i moja ocena bazuje na ograniczonej próbce, ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nie jest mi to potrzebne do szczęścia.
Uznałam to za dosyć wymowne, że Louis relacjonował swoją historyjkę, używając języka marketingowego, którym operował w pracy Harry. Było jasne, że wymieniali się doświadczeniami z pracy, mimo że ich dziedziny dzieliły lata świetlne.
– Biorąc pod uwagę twoją obecną sytuację życiową – powiedział z udawaną powagą Harry, chwytając pałeczkami łodyżkę brokułu – to chyba dobrze dla ciebie.
Gdy skończyliśmy jeść, zrobiła się ósma i do biura wkroczyła ekipa sprzątająca. Harry nalegał, by zamówić mi taksówkę.
– Czy chcesz, żebym przyszła jutro wcześniej? – zapytałam.
Louis szturchnął Harrego znacząco.
– Ty naprawdę musiałeś zrobić coś dobrego w poprzednim życiu, że zostałeś wynagrodzony taką asystentką.
– Wydaje mi się, że zasłużyłem na nią, wytrzymując z tobą w obecnym – odgryzł się Harry.
– O co ci chodzi! – zaprotestował Louis. – Przecież zrobiłeś ze mnie prawdziwego pantofla. Opuszczam nawet deskę klozetową.
Harry posłał w moją stronę udręczone spojrzenie, w którym kryły się pokłady czułości dla partnera.
– Mam ci za to wręczyć medal?
*
Wraz z Harrym harowaliśmy jak opętani, żeby przygotować jego spotkanie z zespołem z Kingsmana o szesnastej. Spędziliśmy roboczy lunch z ludźmi z działu kreacji, którzy mieli wziąć udział w przyszłej prezentacji podczas przetargu. Głowa mi pękała od natłoku informacji i pomysłów. Następnie przestudiowaliśmy materiały na temat obecności Kingsmana w sieci i na portalach społecznościowych. Około trzeciej trzydzieści zrobiłam się trochę nerwowa, wiedząc, że korki o tej porze
potrafią dać w kość, ale Harry nie przestawał pracować, nawet gdy sygnalizowałam mu czas. Kwadrans przed czwartą wyskoczył ze swego biura z szerokim uśmiechem na ustach, zmagając się z marynarką.
– Dołącz do mnie, Evo.
Zamrugałam ze zdziwienia.
– Naprawdę?
– Hej, ciężko pracowałaś, pomagając mi w przygotowaniach. Nie jesteś ciekawa, jak pójdzie spotkanie?
– Ależ oczywiście. – Zerwałam się na równe nogi. Wiedząc, że asystentka jest najlepszą wizytówką szefa, wygładziłam czarną ołówkową spódnicę i wyprostowałam mankiety mojej jedwabnej bluzki z długimi rękawami. Przypadkowym zrządzeniem losu jej szkarłatna barwa idealnie pasowała do krawata Harrego. – Dziękuję.
Kiedy wsiedliśmy do windy, ta ku mojemu zaskoczeniu ruszyła do góry zamiast w dół. Wjechaliśmy na ostatnie piętro i znaleźliśmy się w poczekalni, która była zdecydowanie bardziej przestronna i ozdobna niż ta na dwudziestym piętrze. Wiszące w koszach z paprocie i lilie wypełniały powietrze miłym zapachem. Na przydymionym szkle drzwi wejściowych widniał napis Bieber Industries, wygrawerowany boldem, typowo męskim krojem pisma. Wpuszczono nas do środka i poproszono, byśmy poczekali chwilę. Oboje grzecznie odmówiliśmy zaoferowanej nam wody i kawy. Po mniej więcej pięciu minutach zostaliśmy poprowadzeni do zamkniętego pokoju konferencyjnego.
Gdy recepcjonistka chwytała za klamkę drzwi, Harry popatrzył na mnie z błyskiem w oku.
– Gotowa?
Odpowiedziałam uśmiechem.
– Gotowa.
Drzwi otworzyły się i Harry puścił mnie przodem. Wchodząc do sali, zadbałam o promienny uśmiech... który dosłownie zamarł mi na ustach na widok mężczyzny podnoszącego się z krzesła, by nas powitać.

---------
jak myślicie, kogo Eva zobaczyła? :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ, TO MOTYWUJE :)
do następnego!
wasza aggie xx
tt: @mjrauhlin

piątek, 1 listopada 2013

III

Przeszłam przez drzwi obrotowe i znalazłam się w lobby Bieberfire dziesięć minut przed dziewiątą następnego ranka. Chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie pierwszego dnia w nowej pracy, dlatego zdecydowałam się na prostą, dopasowaną sukienkę i czarne czółenka, na które w windzie szybko zamieniłam moje wygodne płaskie baleriny. Ciemne włosy miałam upięte w wyszukany kok przypominający ósemkę, rezultat fryzjerskich talentów Nialla. Zawsze byłam niezdarna, jeśli chodzi o układanie włosów, ale Niall ma do tego prawdziwą smykałkę i potrafi stworzyć na głowie efektowne dzieła sztuki. W uszach błyszczały mi drobne perłowe kolczyki, które dostałam od taty z okazji ukończenia studiów, a na przegubie pysznił się rolex, podarunek od Stantona i matki. Miałam pewne wątpliwości, czy nie przesadziłam z dbałością o wygląd, ale gdy tylko wkroczyłam do lobby, przypomniałam sobie, jak rozciągnęłam się na podłodze w moich treningowych łachach, i odetchnęłam z ulgą, że w obecnej stylizacji w niczym nie przypominałam tamtej niezdarnej dziewuchy. Wydawało się, że dwóch ochroniarzy, którym machnęłam identyfikatorem, idąc do bramki kontrolnej, nie skojarzyło mnie z wczorajszym incydentem. Dwadzieścia pięter później znalazłam się w holu Waters Field & Leaman. Przede mną wznosiła się ściana z kuloodpornego szkła, a w niej podwójne drzwi, które prowadziły do recepcji. Recepcjonistka siedząca przy biurku w kształcie półksiężyca zauważyła, jak macham moją kartą przed szybą. Nacisnęła przycisk i drzwi się otworzyły. Schowałam identyfikator z powrotem.
– Cześć, Megumi – powitałam ją, wchodząc do środka i chwaląc jej bluzkę w kolorze żurawiny. Dziewczyna była bardzo ładna, o oryginalnej mieszanej urodzie, z pewnością z kroplą azjatyckiej krwi. Miała błyszczące, gęste ciemne włosy, obcięte w stylu chanelowskim, krócej z tyłu, z przodu sięgające do podbródka, piwne oczy w kształcie migdałów emanujące ciepłem, a usta pełne i naturalnie zaróżowione.
– Eva, cześć. Harrego jeszcze nie ma, ale wiesz, gdzie jest twoje biurko, prawda?
– Oczywiście. – Machnęłam jej i ruszyłam korytarzem na lewo od recepcji do samego końca, gdzie znów skręciłam w lewo. Dotarłam do biura zajmującego jedno wielkie pomieszczenie z wydzielonymi boksami, z których jeden był mój. Podeszłam do funkcjonalnego metalowego biurka, wrzuciłam torebkę oraz siatkę z płaskimi butami do dolnej szuflady, po czym włączyłam komputer. Przyniosłam ze sobą kilka drobiazgów, żeby nadać otaczającej mnie przestrzeni bardziej osobisty charakter.
Wśród nich znajdował się oprawiony w ramkę zestaw trzech zdjęć – na pierwszym ja z Niallem na plaży w Coronado, na drugim mama i Stanton na jachcie na Lazurowym Wybrzeżu, na trzecim tata w radiowozie podczas służby w City of Oceanside, w Kalifornii. Oprócz tego wyciągnęłam z torby barwną kompozycję szklanych kwiatów, prezent od Horana
z okazji pierwszego dnia w pracy. Postawiłam je obok ramki ze zdjęciami i odchyliłam się, żeby ocenić efekt.
– Dzień dobry, Evo.
Podniosłam się z krzesła i stanęłam na wprost mojego szefa.
– Dzień dobry, panie Styles.
– Proszę, mów do mnie Harry. Zapraszam do gabinetu.
Podążyłam za nim korytarzem, myśląc sobie po raz kolejny, że ze swoją lśniącą opaloną skórą, starannie rozczesanymi lokami i śmiejącymi się zielonymi oczami mój szef był miłym dla oka mężczyzną. Miał kwadratową szczękę i uroczo szelmowski uśmiech. Wysportowany i trzymający się prosto, kroczył z dyskretną pewnością siebie, budzącą zaufanie
i szacunek. Wskazał na jedno z siedzisk przed szklano-metalowym biurkiem i poczekał, aż usiądę, zanim usadowił się
w swoim bajeranckim fotelu. Na tle nieba pociętego drapaczami chmur Harry wyglądał na zrealizowanego i wszechmogącego. W rzeczywistości był tylko junior account managerem*, a jego gabinet to była nędzna garderoba w porównaniu
z tymi, które zajmowali dyrektorzy i kierownicy, ale widok i tak robił wrażenie. Teraz pochylił się do przodu i uśmiechnął.
– Zadomowiłaś się już w nowym mieszkaniu?
Zaskoczył mnie tym pytaniem i było mi bardzo miło, że pamiętał. Poznałam go podczas drugiego etapu rekrutacji i od razu polubiłam.
– W zasadzie tak – odparłam. – Wciąż jeszcze kilka pudeł poniewiera się tu i tam.
– Przeprowadziłaś się z San Diego, prawda? Miłe miasto, ale bardzo różne od Nowego Jorku. Tęsknisz za palmami?
– Tęsknię za suchym klimatem. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tutejszego wilgotnego powietrza.
– Poczekaj, aż lato walnie z pełną siłą. – Uśmiechnął się. – A więc... to twój pierwszy dzień w pracy i jesteś moją pierwszą asystentką, więc będziemy musieli wszystko sobie ułożyć z biegiem czasu. Nie byłem dotąd przyzwyczajony do przekazywania obowiązków, ale mam nadzieję, że szybko wejdzie mi to w krew.
Od razu poczułam się swobodniej.
– Z wielką chęcią przejmę te obowiązki.
– Współpraca z tobą jest dla mnie dużym krokiem naprzód, Evo. Mam nadzieję, że będzie ci się tutaj podobało. Pijesz kawę?
– To podstawa mojej codziennej diety.
– Ach, asystentka o podobnych upodobaniach! – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Nie będę cię prosił o podawanie kawy, ale przydałaby mi się twoja pomoc, żeby rozgryźć, jak działają te nowe ekspresy, które ustawili w kafeterii.
Uśmiechnęłam się.
– Nie ma sprawy.
– Szkoda, że w tej chwili nie mam dla ciebie nic innego do roboty. – Potarł się po karku z zakłopotaną miną. – Ale może pokażę ci kontrakty reklamowe, nad którymi obecnie pracuję, i razem coś z tym zrobimy?
Niewiele pamiętam z reszty dnia, wszystko działo się tak szybko. Harry skontaktował się z dwoma klientami, po czym odbył długie spotkanie z zespołem kreatywnym pracującym nad pomysłami wypromowania szkoły biznesu. Z zafascynowaniem
obserwowałam z bliska, jak różne działy przekazują sobie pałeczkę, by poprowadzić kampanię od początku do końca. Chciałam nawet zostać trochę dłużej, by lepiej zaznajomić się z rozkładem biura, ale mój telefon zadzwonił pięć minut przed piątą.
– Biuro Harrego Stylesa. Eva Brooks przy telefonie.
– Rusz łaskawie swój tyłek do domu, żebyśmy mogli pójść na tego drinka, którego obiecałaś mi wczoraj.
Udawana powaga w głosie Nialla wywołała uśmiech na mojej twarzy.
– Dobra, dobra, już.
Wyłączyłam komputer i uporządkowałam biurko. Gdy dotarłam do wind, wyciągnęłam komórkę, by wysłać Horanowi wiadomość: „jestem w drodze”. Dzwonek poinformował mnie, która winda zatrzyma się na moim piętrze. Podeszłam więc tam i ponownie
skupiłam się na telefonie, by wysłać wiadomość. Kiedy drzwi windy się otworzyły, ze wzrokiem wciąż wbitym w ekran komórki zrobiłam krok do przodu. Rozkojarzona podniosłam głowę i... mój wzrok spotkał się z karmelem jego oczu. Wstrzymałam oddech.
Jedynym pasażerem w windzie był bóg seksu.


----
*Junior Account Manager – młodszy specjalista odpowiedzialny za kontakt z klientem
w agencji reklamowej

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
mam nadzieję że rozdział bardziej wam się podoba niż poprzedni

środa, 23 października 2013

II

Spojrzał w górę na mnie i ta jego poza – niemal klęczącego przede mną – znów wytrąciła mnie z równowagi. Wstał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? Powinnaś usiąść na chwilę.
Twarz mi płonęła. No wprost cudownie jest zrobić z siebie kretynkę przed najbardziej pewnym siebie i urzekającym mężczyzną, jakiego w życiu spotkałam.
– Tylko straciłam równowagę. Naprawdę nic mi nie jest.
Odwracając wzrok, dostrzegłam kobietę, która miała niefortunną przygodę z torebką. Skończyła dziękować życzliwemu ochroniarzowi, po czym podeszła do mnie, przepraszając gorąco za to, że po części przyczyniła się do mojego małego wypadku. Zwróciłam się więc ku niej, wyciągając dłoń wypełnioną monetami, które zebrałam z podłogi, ale jej wzrok przywarł do bóstwa w garniturze i z miejsca o mnie zapomniała. Odczekałam chwilkę i zniecierpliwiona po prostu wrzuciłam monety do jej otwartej torebki. Zaryzykowałam jeszcze jedno spojrzenie na tajemniczego nieznajomego i zauważyłam, że nadal mnie obserwował, choć brunetka obsypywała go podziękowaniami. J e g o . Cudownie. Nie mnie, oczywiście, która naprawdę jej pomogłam. Weszłam jej w słowo:
– Mogę prosić o mój identyfikator?
Wyciągnął kartę w moją stronę. Chociaż starałam się ująć ją tak, by uniknąć jego dotyku, musnął palcami moją dłoń, znów rozsyłając ten elektryzujący impuls świadomości po całym moim ciele.
– Dziękuję – wymamrotałam, po czym wyminęłam go i wypadłam na ulicę przez obrotowe drzwi. Przystanęłam na środku chodnika, wciągając w płuca powietrze Nowego Jorku, przepełnione milionem zapachów, czasem przyjemnych, czasem toksycznych.
Przed budynkiem stał zaparkowany lśniący czarny bentley SUV. W przyciemnianych szybach samochodu zobaczyłam swoje odbicie. Byłam zaczerwieniona, a moje szare oczy przesadnie lśniły. Widziałam już ten wyraz twarzy – w lustrze łazienki, tuż przed tym, gdy miałam iść do łóżka z facetem. To był mój standardowy wygląd jestem-gotowa-napieprzenie, ale był to chyba najbardziej nieodpowiedni czas i najbardziej niestosowne miejsce, by spojrzenie to gościło na mojej twarzy.
Jezu. Weź się w garść. Wystarczyło pięć minut z Panem Mrocznym i Niebezpiecznym, bym stała się roztrzęsiona i wyprana z energii. Ciągle czułam jego pociągającą siłę, niewytłumaczalną potrzebę zawrócenia do budynku, do niego. Mogłabym wprawdzie wmawiać sobie, że zrobiłam tak, by dokończyć to, po co przybyłam do Bieberfire, ale wiedziałam, że będę to sobie później wyrzucać. W końcu ile razy jednego dnia można robić z siebie idiotkę?
– Starczy tego – warknęłam do siebie pod nosem. – Rusz się.
Rozległo się wściekłe trąbienie. Taksówka zajechała drogę innej, unikając zderzenia o parę centymetrów, po czym zahamowała ostro, gdy kilku pełnych brawury przechodniów wkroczyło na pasy sekundę przed zmianą świateł. Wybuchła awantura, z wiązanką epitetów i pantomimą gestów, za którymi jednak nie kryła się autentyczna złość. Za kilka sekund wszystkie strony konfliktu powrócą do swoich spraw i zapomną o incydencie będącym tylko jedną z części naturalnego rytmu miasta. Kiedy wtopiłam się w potok ruchu ulicznego i ruszyłam w stronę siłowni, na wargach miałam lekki uśmiech. Ach, Nowy Jorku, pomyślałam, znów czując się pewniej. Jesteś nie do podrobienia.

*

Zamierzałam po rozgrzewce na bieżni powalczyć z godzinę na kilku sprzętach siłowych, ale kiedy zobaczyłam, że do zajęć szykuje się klasa kick boxingu dla początkujących, podążyłam za uczestnikami do ich sali. Po skończonym treningu poczułam się bardziej sobą. Moje mięśnie drżały od odpowiedniej dawki wysiłku i wiedziałam, że będę tej nocy twardo spać.
– Byłaś naprawdę dobra.
Wytarłam ręcznikiem pot z czoła i zerknęłam na młodego mężczyznę, który mnie zagadnął. Był wysoki i atletycznie zbudowany, miał ogoloną głowę, łagodne piwne oczy i skórę w odcieniu kawy z mlekiem. Jego rzęsy, długie i gęste, mogły wzbudzać zazdrość.
– Dzięki. – Moja twarz wykrzywiła się w smutnym grymasie. – Na pierwszy rzut oka widać, że jestem żółtodziobem, prawda?
Uśmiechnął się i wyciągnął do mnie dłoń.
– Liam Payne.
– Eva Brooks.
– Masz naturalną gibkość, Evo. Gdybyś trochę poćwiczyła, byłabyś niesamowita. W takim mieście jak Nowy Jork umiejętność samoobrony to konieczność. – Wskazał na tablicę ogłoszeń na ścianie, na której wisiała cała masa poprzypinanych pinezkami
wizytówek i ulotek. Liam oderwał karteczkę z numerem telefonu z dołu odblaskowej ulotki i wręczył mi z uśmiechem.
– Słyszałaś kiedyś o krav madze?
– W filmie z Jennifer Lopez.
– Jestem trenerem tej sztuki walki. I bardzo chciałbym cię uczyć. To moja strona
internetowa i numer do sali treningowej.
Podziwiałam jego podejście. Bezpośrednie, szczere, jak jego spojrzenie i uśmiech.
Zastanawiałam się, czy nie chodzi mu o to, żeby zaciągnąć mnie do łóżka, ale zachowywał się tak swobodnie, że nie mogłam być pewna. Liam skrzyżował ręce na piersi, ukazując rzeźbione bicepsy. Miał na sobie podkoszulek bez rękawów i dłuższe szorty, a na nogach znoszone conversy. W wycięciu koszulki widniały tatuaże, prawdopodobnie typowe dla dzielnicy, w której się wychował.
– Na stronie znajdziesz grafik zajęć. Wpadnij i sama oceń, czy to coś dla ciebie.
– Jeszcze to sobie przemyślę.
– Liczę na to. – Liam ponownie uścisnął moją dłoń, mocno i pewnie. – Mam nadzieję, że cię jeszcze zobaczę.

*

Gdy wróciłam do domu, w mieszkaniu unosił się miły zapach, a Adele zawodziła smętnie z głośników o ciężkiej doli ulicznej dziwki. Spojrzałam poprzez salon do otwartej kuchni i ujrzałam Nialla kołyszącego się w rytm muzyki i mieszającego coś w rondlu.
Na kontuarze stała otwarta butelka wina i dwa duże kieliszki, jeden do połowy napełniony czerwonym winem.
– Hej – zawołałam, podchodząc bliżej. – Co tam pichcisz? Zdążę jeszcze wziąć prysznic?
Niall nalał wina do drugiego kielicha i podał mi przez kontuar, przy którym jadaliśmy śniadania. Jego ruchy były zwinne i eleganckie. Patrząc na niego, nikt by nie odgadł, że spędził dzieciństwo przerzucany między uzależnioną od narkotyków matką a rodzinami zastępczymi, w okresie dojrzewania zaś był stałym pensjonariuszem poprawczaków i państwowych klinik odwykowych.
– Makaron z sosem. I wstrzymaj się z prysznicem, bo kolacja gotowa. Dobrze się bawiłaś?
– Kiedy już dotarłam na siłownię, tak. – Wysunęłam stołek barowy z drewna tekowego i usiadłam. Opowiedziałam Niallowi o lekcji kick boxingu i o Liamie Payne. – Chcesz mi towarzyszyć?
– Krav maga? – Niall pokręcił głową. – To mocna rzecz. Skończyłbym cały w siniakach i straciłbym kontrakty reklamowe. Ale mogę się z tobą przejść, żeby sprawdzić to miejsce. Wyczuć, czy koleś nie jest jakimś zbokiem.
Przyglądałam się, jak Niall przelewa zawartość garnka z makaronem do durszlaka.
– Jakim znowu zbokiem?
Mój tata nauczył mnie odczytywać zamiary facetów całkiem nieźle, stąd wiedziałam, że bóstwo w garniturze oznaczało kłopoty. Normalni ludzie uśmiechają się przecież symbolicznie do osoby, której pomagają, by nawiązać chwilową więź i złagodzić krępującą sytuację. A on nic. Chociaż patrząc z drugiej strony, ja też się do niego nie uśmiechnęłam.
– Mała – zaczął Niall, wyciągając miski z szafki – jesteś świetną, seksowną babką. Każdy facet, który nie ma dość jaj, żeby otwarcie zaprosić cię na randkę, wydaje mi się podejrzany.
Zmarszczyłam na niego nos. Postawił przede mną miskę zawierającą cienkie rurki makaronu polane oszczędnie sosem z grudkami mielonej wołowiny i zielonym groszkiem.
– Widzę, że coś cię gryzie. Powiesz mi, co?
Hm... Chwyciłam łyżkę wystającą z miski i postanowiłam nie wyrażać opinii na temat tego, co siedziało w środku.
– Wydaje mi się, że wpadłam dzisiaj na najgorętszego faceta na tej planecie. Może nawet najgorętszego faceta w historii.
– Co? Myślałem, że ja nim jestem. No dobrze, dawaj pikantne szczegóły.
Niall jadł na stojąco po drugiej stronie kontuaru. Odczekałam, aż pochłonie kilka łyżek swego przysmaczku, zanim odważyłam się też wziąć to do ust.
– Tak naprawdę nie za bardzo jest o czym opowiadać. Wylądowałam na tyłku w lobby Bieberfire, a on pomógł mi się podnieść.
– Wysoki czy niski? Blondyn czy brunet? Umięśniony czy szczupły? Kolor oczu?
Nie żałowałam sobie wina, by popić drugi kęs paćki Nialla.
– Wysoki. Ciemnowłosy, jednocześnie szczupły i umięśniony. Karmelowe oczy. Sądząc po jego ciuchach i zabawkach, obrzydliwie bogaty. No i oczywiście szaleńczo seksowny. Wiesz, jak to jest – zdarzają się śliczni faceci, którzy wcale nie mają powodzenia, albo brzydale, w których towarzystwie twoje libido szaleje. Ten facet miał pełen pakiet.
Mój żołądek ścisnął się na wspomnienie dotyku Pana Mrocznego i Niebezpiecznego.
W pamięci widziałam jego zapierającą dech w piersiach twarz jak żywą. To powinno być zabronione, żeby facet wywoływał tak wstrząsające wrażenie. Wciąż jeszcze próbowałam odzyskać szare komórki, które tamten mi usmażył.
Niall oparł się łokciami na kontuarze. Długa grzywka opadła mu na czoło, przysłaniając jedno z jego intensywnie turkusowych oczu.
– No i co dalej? Co stało się po tym, jak ci pomógł?
Wzruszyłam ramionami.
– Nic.
– Nic?
– Wyszłam.
– Jak to? Nie poflirtowałaś z nim?
Wzięłam kolejny kęs. W sumie jedzenie nie było złe. Albo ja po prostu umierałam z głodu.
– To nie był typ faceta, z którym się flirtuje, Niall.
– Nie istnieje na świecie taki facet, z którym nie dałoby się tego robić. Nawet żonaci faceci w szczęśliwych związkach z przyjemnością oddają się niewinnemu flirtowi od czasu do czasu.
– Uwierz mi, temu gościowi daleko było do niewinności – oznajmiłam sucho.
– Ach, jeden z tych. – Niall mądrze pokiwał głową. – Niegrzeczni chłopcy mogą być zabawni, jeśli potrafisz zachować odpowiedni dystans.
Faktycznie, w sprawach sercowo-łóżkowych Niall miał niemałe doświadczenie. Niezliczeni mężczyźni i kobiety tracili dla niego głowę. Mimo tego dziwnym zrządzeniem losu jego wybory zawsze były niefortunne. Miał za sobą związki z prześladowcami,
kłamcami i szaleńcami, którzy grozili, że popełnią z jego powodu samobójstwo, albo kochankami, którzy zapominali wspomnieć, że w ich życiu jest ktoś ważniejszy... Niall przebrnął przez wszystkie rodzaje toksycznych relacji, jakie istnieją.
– Ten facet nie wydał mi się specjalnie zabawny – zauważyłam. – Robił wrażenie zbyt... intensywnego. Z drugiej strony, mógłby być znakomity w łóżku z tą całą intensywnością.
– I o to chodzi. Zapomnij o rzeczywistym facecie. Po prostu użyj jego twarzy w swoich
fantazjach i w nich uczyń go perfekcyjnym.
Szczerze mówiąc, wolałam pozbyć się tego mężczyzny z mojej głowy całkowicie, dlatego zmieniłam temat:
– Masz jutro jakieś castingi?
– Pewnie. – Niall chętnie wprowadził mnie w szczegóły swojego planu dnia, obejmującego sesje zdjęciowe do reklam dżinsów, samoopalacza, bielizny i perfum. Przepędziłam wszystkie niewygodne myśli kłębiące się w mojej głowie, skupiając się na nim i jego coraz bardziej spektakularnych sukcesach. Zapotrzebowanie na Nialla Horana w świecie mody rosło z każdym dniem, a swoim profesjonalizmem i pracowitością zyskiwał coraz większą renomę wśród fotografów i przedstawicieli agencji reklamowych.
Byłam z niego dumna i podekscytowana jego karierą. Pokonał długą drogę i wiele doświadczył, by osiągnąć sukces. Zaaferowana wydarzeniami dzisiejszego dnia dopiero po kolacji zwróciłam uwagę na dwa duże pudła na prezenty oparte o tył sofy w pokoju dziennym.
– A to co?
– To jest – rzekł Niall, dołączając do mnie – coś super.
Od razu domyśliłam się, że prezenty pochodzą od Stantona i mojej matki. Pieniądze były tym, czego potrzebowała matka, by być szczęśliwa, zatem cieszyłam się, że Stanton, mąż numer trzy, był w stanie zaspokoić nie tylko tę potrzebę, ale również wiele innych. Wielokrotnie pragnęłam, by dała spokój mojemu życiu, ale jej trudno było zaakceptować, że postrzegam pieniądze w inny sposób niż ona.
– Co oni znowu wymyślili?
Niall położył mi dłonie na ramionach, co nie było dla niego trudne, zważywszy na to, że był ode mnie wyższy o dwanaście centymetrów.
– Nie bądź niewdzięczna. On kocha twoją matkę. Uwielbia ją rozpieszczać, a ona uwielbia rozpieszczać ciebie. I może ci się to nie podobać, ale on nie robi tego dla ciebie, lecz dla niej.
Westchnęłam, w duchu przyznając mu rację.
– A więc co my tu mamy?
– Olśniewające ciuchy na wytworny bankiet w sobotę, ze szlachetnym celem w tle. Seksbombowa kiecka dla ciebie i smoking od Brioniego dla mnie, ponieważ kupując mi prezenty, robi je właściwie tobie. Stajesz się bardziej tolerancyjna, gdy jestem pod ręką
i wysłuchuję twojego warczenia.
– Cholerna prawda. Dzięki Bogu, że chociaż to wie.
– Oczywiście, że wie. Stanton nie doszedłby do tych miliardów, gdyby nie był bystrym facetem. – Niall chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę pudeł. – No chodź, rzuć tylko okiem.

***