sobota, 8 marca 2014

XIII

Justin nerwowo przeczesał dłonią włosy i gwałtownie wypuścił powietrze z płuc.
– Wcale tak nie myślisz.
Nagle poczułam się bardzo zmęczona, wyczerpana wewnętrzną walką z jego powodu.
– Mówię poważnie. Ty i ja... to był błąd.
Zacisnął zęby.
– Nie, to nie był błąd. Błędem było to, jak zachowałem się po wszystkim.
Wpatrywałam się w niego zaskoczona porywczością, z jaką zaprzeczył moim słowom.
– Nie miałam na myśli seksu, Justin. Mówię o mojej zgodzie na ten szalony układ między nami. Nieznajomi z łóżkowym bonusem. Od początku wiedziałam, że to nie wypali. Powinnam kierować się instynktem.
– Chcesz być ze mną, Eva?
– Nie. To właśnie...
– Nie w taki sposób, o jakim mówiliśmy w barze. Czy chcesz więcej?
Serce zaczęło mi walić jak młot.
– O czym ty mówisz?
– O wszystkim. – Ruszył w moim kierunku. – Chcę być z tobą.
– W sobotę wyglądało to zupełnie inaczej. – Jeszcze mocniej objęłam się ramionami.
– Byłem... zdezorientowany.
– No i? Ja także.
Oparł dłonie na biodrach, po czym skrzyżował je na piersi, tak jak ja.
– Chryste, Eva.
Wyglądał na zmieszanego. Nie wiedział, co zrobić z rękami ani co powiedzieć. Obserwując go w takim stanie, dostrzegłam światełko nadziei.
– Jeśli to wszystko, co dla mnie przygotowałeś, to kończymy tę szopkę.
– Niczego nie kończymy, cholera jasna.
– Jeśli za każdym razem, kiedy będziemy uprawiać seks, zamierzasz odstawiać takie jazdy, to właśnie doszliśmy do końca ślepej uliczki.
Wyczułam, że kolejne wyznanie nie przyszło mu łatwo.
– Jestem przyzwyczajony do tego, że mam nad wszystkim kontrolę. Potrzebuję tego. W limuzynie zburzyłaś ten porządek i wszystko potoczyło się cholernie szybko, jakby poza mną. Nie przyjąłem tego zbyt dobrze.
– No co ty?
– Eva. – Podszedł do mnie. – Nigdy wcześniej niczego takiego nie doświadczyłem. Nie przypuszczałem nawet, że coś takiego może wydarzyć się w moim życiu. Teraz, kiedy już tego zaznałem... nie mogę tego stracić. Nie mogę stracić ciebie.
– To tylko seks, Justin. Przyznaję, mega obłędny seks, lecz jeśli uprawiający go ludzie nie pasują do siebie, może im to nieźle namieszać w głowach.
– Gówno prawda. Przyznaję, że spaprałem sprawę. Nie mogę zmienić tego, co się stało, ale możesz być pewna, że doprowadzisz mnie do kurwicy, jeśli będziesz próbowała olać mnie właśnie z tego powodu. Przedstawiłaś swoje reguły gry i dostosowałem się do nich, ale ty nie jesteś skłonna do żadnych ustępstw wobec mnie. Musisz spróbować wyjść mi
naprzeciw. – Na jego zaciętej twarzy malowała się frustracja. – Przynajmniej te kilka centymetrów w moją stronę.
Wpatrywałam się w niego, próbując dociec, o co mu chodziło i dokąd to zmierzało.
– Czego tak naprawdę chcesz, Justin? – zapytałam łagodnie.
Przyciągnął mnie do siebie i położył dłoń na moim policzku.
– Chcę nadal czuć się tak, jak się czuję, gdy jestem z tobą. Tylko powiedz mi, co muszę zrobić. I pozwól mi od czasu do czasu coś spieprzyć, zaakceptuj to, że mogę od czasu do czasu popełnić jakiś błąd. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Zrozum, jestem na poziomie dla początkujących.
Położyłam dłoń na jego sercu i poczułam dudniący rytm. Był pełen pasji i niepokoju, przez co miałam nad nim pewną przewagę. Jak powinnam na to zareagować? Kierować się libidem czy zdrowym rozsądkiem?
– Czego wcześniej nie robiłeś?
– Nie stawałem na głowie, aby spędzić z kobietą tyle czasu, ile to tylko możliwe. W łóżku i poza nim.
Przebiegła przeze mnie potężna, niemal absurdalna erupcja radości.
– Czy zdajesz sobie sprawę, jak wiele czasu i wysiłku kosztowałby nas ten związek, Justin? Ja już teraz jestem wypompowana z energii i wyczerpana psychicznie. W dodatku ciągle zmagam się z pewnymi osobistymi sprawami, mam wiele wyzwań w nowej pracy... Do tego jeszcze moja zwariowana matka...
Położyłam dłoń na jego ustach, zanim zdążył się odezwać.
– Ale jesteś tego wart i szalenie cię pragnę. A więc chyba nie mam wyboru, prawda?
– Eva, niech cię diabli. – Justin uniósł mnie, podsuwając dłoń pod moje pośladki, w ten sposób zachęcając mnie, bym owinęła nogi wokół jego talii. Pocałował mnie namiętnie i z czułością trącił nosem mój nos. – Coś wymyślimy.
– Mówisz tak, jakby to miało być łatwe. – Zdawałam sobie sprawę, że mam trudny charakter, wymagam od partnera ciągłej uwagi i miewam swoje humory, a Justin wydawał się pod tym względem dokładnie taki sam.
– Łatwe rzeczy szybko się nudzą. – Zaniósł mnie do baru i posadził na krześle. Podniósł pokrywkę mojego talerza, pod którą ukrywał się ogromny cheeseburger z frytkami.
Posiłek był ciągle ciepły dzięki podgrzewanej granitowej płycie pod spodem.
– Pychota – zamruczałam, uświadamiając sobie, jak bardzo byłam głodna. Teraz, gdy wszystko już sobie wyjaśniliśmy, apetyt powrócił ze zdwojoną siłą.
Strzepnął serwetkę i rozłożył mi na kolanach, nie omieszkając przy tym dotknąć moich ud. Następnie przysiadł obok mnie.
– A więc jak zamierzamy to zrobić? – zapytał.
– No cóż, chwytasz go obiema rękami i wkładasz do ust.
Spojrzał na mnie krzywo, co sprawiło, że się uśmiechnęłam. Dobrze było się uśmiechać. Dobrze było być z nim. I zwykle trwało to... krótką chwilę. Ugryzłam kęs burgera i jęknęłam, gdy poznałam pełnię jego smaku. Był to tradycyjny cheeseburger, ale smakował nieziemsko.
– Niezły, prawda?
– Bardzo dobry. Faceta, który zna się tak dobrze na burgerach, warto byłoby zachować na własność. – Wytarłam usta i dłonie. – Jak bardzo oporny jesteś wobec zasady wyłączności?
Odłożył swojego burgera i zamarł w dziwacznym bezruchu. Nie byłam w stanie odgadnąć, jakie myśli krążyły mu po głowie.
– Byłem pewien, że wynika to jasno z naszej umowy. Żeby jednak uniknąć wszelkich wątpliwości, powiem otwarcie i bez ogródek, że nie będzie w twoim życiu innych mężczyzn, Evo.
Jego kategoryczny, nietolerujący sprzeciwu ton i lodowate spojrzenie sprawiły, że przeszył mnie zimny dreszcz, a krew zamarła w żyłach. Wiedziałam, że ma swoją mroczną stronę; dawno temu nauczyłam się rozpoznawać i omijać mężczyzn, w których oczach błąkają się niebezpieczne cienie. Ale z jakiegoś powodu znajome ostrzegawcze dzwony nie biły na alarm w pobliżu Justina, chociaż może powinny.
– Ale zgadzasz się na inne kobiety? – zażartowałam, by rozładować atmosferę. Podniósł brwi.
– Wiem, że twój współlokator jest biseksualny. Ty również?
– Czy przeszkadzałoby ci to?
– Przeszkadzałoby mi dzielenie się tobą. Nie ma takiej opcji. Twoje ciało należy do mnie, Evo.
– A czy twoje należy do mnie? Wyłącznie do mnie?
Jego spojrzenie zapłonęło.
– Tak, i oczekuję, że będziesz korzystała z niego często i z rozmachem.
No, skoro tak...
– Ale ty widziałeś mnie już nago – drażniłam się z nim, modulując głos, by zabrzmiał szczególnie zmysłowo. – Wiesz, co dostajesz w wyniku tej umowy. Ja nie. Uwielbiam te fragmenty twojego ciała, które miałam już okazję zobaczyć, ale to wciąż niewiele.
– Możemy to natychmiast naprawić.
Na samą myśl o jego prywatnym striptizie dla mnie zaczęłam wiercić się niecierpliwie na krześle. Zauważył to i na jego usta wypłynął swawolny, kusicielski uśmiech.
– Lepiej nie – powiedziałam z żalem. – Wystarczy, że spóźniłam się w piątek.
– A więc dziś wieczorem.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Zgoda.
– Postaram się uporać z moimi sprawami do piątej. – Kontynuował jedzenie, zupełnie beztroski i spokojny wobec faktu, że właśnie wpisaliśmy w myślach w nasz dzisiejszy grafik „rozsadzający mózg, ekstatyczny seks”.
– Nie musisz. – Otworzyłam miniaturową buteleczkę ketchupu, która stała przy moim talerzu. – Chciałabym wpaść po pracy na siłownię.
– Wybierzemy się razem.
– Naprawdę? – Odwróciłam buteleczkę do góry nogami i próbowałam wytrząsnąć ketchup, klepiąc dłonią w denko.
Wziął ją ode mnie i użył noża, by wydobyć sos na talerz.
– To chyba dobry pomysł, żebym spalił trochę energii, zanim dobiorę się do twojego nagiego ciała. Przypuszczam, że byłoby dla ciebie nieco krępujące, gdybyś miała jutro poważne problemy z utrzymaniem się na nogach.
Wpatrywałam się w niego, nie mogąc ukryć zaskoczenia wobec swobody, z jaką wypowiedział to zdanie, jak również wyrazu nieco ponurego rozbawienia na jego twarzy, który sugerował, że nie do końca żartował. Mój srom ścisnął się w rozkosznym
oczekiwaniu. Łatwo mogłam sobie wyobrazić, jak staję się poważnie uzależniona od przyjemności, jaką dawał mi Justin Bieber. Zjadłam kilka frytek i nagle przypomniałam sobie o innej kobiecie, która była uzależniona od Biebera.
– Mogę mieć pewien problem z Magdalene.
Przełknął kęs burgera i popił łykiem wody z butelki.
– Mówiła mi, że z tobą rozmawiała i że rozmowa nie poszła zbyt dobrze.
W myślach pogratulowałam Magdalene jej intryganctwa i sprytnego pomysłu, by mnie zdyskredytować. Musiałam być przy niej niezwykle ostrożna, a Justin musiał coś z nią zrobić – na przykład zostawić ją w cholerę.
– To prawda, rozmowa nie poszła zbyt dobrze – zgodziłam się. – Ale chyba tylko dlatego, że nie do końca podoba mi się, gdy ktoś próbuje mnie przekonać, że nie szanujesz kobiet, które posuwasz, i że ledwie wyjąłeś ze mnie fiuta, przestałam dla ciebie cokolwiek znaczyć.
Justin zamarł.
– Ona tak ci powiedziała?
– Słowo w słowo. Dodała również, że ją zachowujesz sobie na deser, gdy będziesz chciał się w końcu ustatkować.
– A to ciekawe. – W jego niskim głosie zabrzmiała chłodna nuta.
Poczułam skurcz w żołądku, świadoma tego, że sprawy mogły potoczyć się albo bardzo dobrze, albo bardzo kiepsko, w zależności od jego reakcji na moje słowa.
– Nie wierzysz mi? – zaryzykowałam.
– Oczywiście, że ci wierzę.
– Mogę mieć z nią problem – nie odpuszczałam.
– Nie będziesz mieć żadnego problemu. Porozmawiam z nią.
Ten pomysł nie wzbudził we mnie entuzjazmu, gdyż na samą myśl, że Justin i Magdalene się spotkają, skręciłam się z zazdrości. Doszłam do wniosku, że w tej kwestii powinnam być z nim szczera od samego początku.
– Justin...
– Tak? – Skończył swojego burgera i zabrał się do frytek.
– Jestem z natury zazdrosna. Do tego stopnia, że w pewnych sytuacjach mogę reagować irracjonalnie. – Dziobnęłam mojego burgera frytką. – Może wolałbyś zawczasu się zastanowić, czy chcesz mieć do czynienia z osobą, która ma problemy z poczuciem własnej wartości. To był mój główny dylemat, gdy po raz pierwszy złożyłeś mi propozycję seksu. Nie mogłam zaakceptować tego, że wokół ciebie kręcą się tabuny kobiet śliniących się na twój widok, a ja nie będę miała prawa w ogóle na to reagować.
– Teraz masz to prawo.
– Nie bierzesz tego, co mówię, na poważnie. – Pokręciłam głową i ugryzłam kolejny kęs cheeseburgera.
– Nigdy w życiu nie brałem niczego poważniej. – Wyciągnął dłoń i przejechał koniuszkiem palca w kąciku moich ust, po czym zlizał odrobinkę zebranego sosu. – Nie jesteś jedyną osobą, która potrafi stać się bardzo zaborcza. Ja bacznie strzegę tego, co należy do mnie.
Nie wątpiłam w to ani przez chwilę. Wzięłam kolejny kęs i pomyślałam o nocy, która rysowała się przed nami. Byłam
pobudzona. Wręcz niedorzecznie. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć Justina nagiego, by poznawać jego ciało za pomocą dłoni i ust. Nie mogłam doczekać się kolejnej okazji do doprowadzenia go do szaleństwa. I rozpaczliwie pragnęłam znaleźć się pod nim, czuć, jak pręży się i napiera na mnie z całej siły, jak najeżdża i bombarduje mnie od
wewnątrz, jak dochodzi mocno i głęboko we mnie...
– Snuj te fantazje dalej – powiedział bezceremonialnie – a znowu spóźnisz się do pracy.
Spojrzałam na niego, nie kryjąc osłupienia.
– Skąd wiesz, o czym myślałam?
– Masz to spojrzenie, kiedy jesteś podniecona. Postaram się, żeby pojawiało się ono tak często, jak się da.
Przykrył swój talerz i wstał, wyciągając z kieszeni wizytówkę i kładąc ją przede mną. Zauważyłam, że dopisał numer telefonu domowego oraz komórki.
– Głupio mi o to prosić, zważywszy na naszą rozmowę, ale chciałbym dostać numer twojej komórki.
– Och. – Z wysiłkiem wyciągnęłam myśli z sypialni. – Najpierw muszę ją sobie kupić.
To jest na mojej liście zadań w tym tygodniu.
– A co się stało z telefonem, z którego wysyłałaś wiadomości w zeszłym tygodniu?
Zmarszczyłam nos.
– Moja matka używała go, żeby śledzić moje ruchy i sprawdzać miejsca, w których bywam. Ona jest odrobinę... nadopiekuńcza.
– Rozumiem. – Musnął wierzchem dłoni mój policzek. – To do tego nawiązywałaś, mówiąc, że twoja matka cię prześladuje.
– Tak, niestety.
– No dobrze. Zajmiemy się sprawą telefonu po pracy, zanim pójdziemy na siłownię. To ważne dla twojego bezpieczeństwa. No i chciałbym mieć możliwość dzwonienia do ciebie, kiedy tylko będę miał na to ochotę.
Odłożyłam na talerz ćwiartkę burgera, której nie mogłam już w siebie wepchnąć, po czym wytarłam usta i dłonie.
– To było pyszne. Dziękuję.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Pochylił się i na krótką chwilę przyłożył swoje usta do moich.
– Chciałabyś skorzystać z łazienki?
– Tak. I potrzebuję też mojej szczoteczki do zębów z torebki.
Kilka minut później znalazłam się w łazience ukrytej za drzwiami, które wtapiały się niezauważalnie w mahoniowe panele na ścianie z płaskimi monitorami. Czyściliśmy zęby, stojąc obok siebie, przy toaletce z dwiema umywalkami, a nasze spojrzenia spotykały się w lustrzanym odbiciu. To była taka zwyczajna domowa scenka, a wydawało się, że oboje
czerpaliśmy z niej rozkosz.
– Odprowadzę cię na dół – powiedział, kierując się przez akry podłogi do wieszaka. Podążyłam za nim, zbaczając z kursu, gdy mijaliśmy jego biurko. Podeszłam do blatu i przejechałam dłonią po pustej powierzchni przed krzesłem Justina.
– Czy to tutaj spędzasz większość dnia?
– Tak. – Narzucił na siebie marynarkę, a ja miałam ochotę go zjeść. Wyglądał tak apetycznie.
Zamiast tego wskoczyłam na biurko dokładnie naprzeciw jego krzesła. Według mojego zegarka miałam jeszcze pięć minut. Ledwie starczało, by wrócić na czas do biura, ale co mi tam, zaryzykowałam. Nie mogłam oprzeć się pokusie, by wyegzekwować nowo nabyte prawa. Wskazałam na krzesło.
– Siadaj.
Uniósł brwi, ale podszedł do mnie bez słowa protestu i usiadł z gracją na krześle. Rozsunęłam nogi i przywabiłam go ruchem palca.
– Bliżej.
Przysunął się, wypełniając przestrzeń między moimi udami. Objął ramionami moje biodra i spojrzał mi w oczy.
– Pewnego dnia, już niedługo, zamierzam przelecieć cię dokładnie w tym miejscu.
– Na razie musi nam wystarczyć tylko pocałunek – wyszeptałam, pochylając się do przodu, by dosięgnąć jego ust. Chwytając go za ramiona dla utrzymania równowagi, polizałam rozchylone wargi, po czym wsunęłam język między nie i kusiłam go delikatnością pieszczot. Pomrukując, pogłębił pocałunek, pożerając moje usta w taki sposób, że zrobiłam się
mokra i boleśnie nabrzmiała.
– Pewnego dnia, już niedługo – powtórzyłam za nim, tuż przy jego ustach – zamierzam zsunąć się na kolana pod tym biurkiem i ssać twoją pałę. Może wtedy, gdy będziesz akurat gadał przez telefon i grał swoimi milionami jak w Monopolu. Panie Bieber, zakończy pan rundę i zgarnie swoje dwieście dolarów.
Czułam, jak jego usta wygięły się w uśmiechu.
– Już chyba wiem, jak to będzie wyglądać. Doprowadzisz mnie do utraty zmysłów, żądając, bym brał cię w najbardziej szalonych miejscach i szczytował w twoim napiętym, seksownym ciele.
– Czyżbyś narzekał?
– Aniołku, ślinka cieknie mi na samą myśl o tym.
Speszyłam się, słysząc to czułe określenie, chociaż urzekła mnie kryjąca się za nim słodycz.
– Aniołku?
Wymruczał łagodne potwierdzenie i znów skupił się na moich ustach. Nie mogłam uwierzyć, jak wiele mogło zmienić się w ciągu godziny. Opuściłam biuro Justina w zupełnie innym nastroju, niż gdy do niego wchodziłam. Dotyk jego ręki na
moich plecach sprawiał, że całe ciało miałam przepełnione radosnym oczekiwaniem. Godzinę wcześniej, kiedy prowadził mnie do swego biura, ten sam gest wypełniał mnie cierpieniem. Pomachałam na pożegnanie Scottowi i uśmiechnęłam się do recepcjonistki o kamiennym wyrazie twarzy.
– Chyba mnie nie lubi – zwierzyłam się Justinowi, gdy czekaliśmy na windę.
– Kto?
– Twoja recepcjonistka.
Odwrócił się i spojrzał w stronę rudowłosej, która odpowiedziała mu promiennym uśmiechem.
– No cóż – mruknęłam pod nosem. – Ciebie najwyraźniej lubi.
– Trudno się dziwić. W końcu co miesiąc przelewam pensję na jej konto.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
– Tak, z pewnością o to chodzi. I z całą pewnością nie ma to nic wspólnego z faktem, że jesteś najseksowniejszym facetem na ziemi.
– Jestem, naprawdę? – Przygwoździł mnie do ściany i utkwił we mnie palący wzrok. Położyłam dłonie na jego brzuchu. Gdy poczułam, jak jego twarde mięśnie napinają się pod wpływem dotyku, musiałam zwilżyć dolną wargę.
– Takie drobne spostrzeżenie.
– Podobasz mi się. – Z dłońmi opartymi płasko o ścianę po obu stronach mojej głowy pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta.
– Ty też mi się podobasz. Ale zdajesz sobie sprawę, że jesteś w pracy, prawda?
– A co to by była za atrakcja być szefem, jeśli nie mógłbym robić, co tylko zechcę?
– Hmm.
Gdy przyjechała winda, dałam nura pod ramieniem Justina i wskoczyłam do środka. Rzucił się za mną w pogoń, po czym okrążył mnie niczym drapieżnik i zakradł się, by przyciągnąć mnie do siebie od tyłu. Jego dłonie wtargnęły do moich przednich kieszeni i wbiły się rozczapierzonymi palcami w biodra, przyszpilając mnie nieruchomo do jego ciała. Ciepło jego dotyku tak niedaleko miejsca, które aż konało z tęsknoty za nim, było najbardziej wyszukaną torturą. W akcie zemsty zaczęłam poruszać pośladkami, ocierając się o niego. Uśmiechnęłam się, gdy syknął i stwardniał.
– Zachowuj się – upomniał mnie szorstko. – Mam spotkanie za piętnaście minut.
– Będziesz o mnie myślał, siedząc za biurkiem?
– Bez dwóch zdań. A ty będziesz myślała o mnie, siedząc przy swoim. To polecenie służbowe, panno Brooks.
Oparłam głowę o jego pierś, zachwycona siłą jego rozkazującego tonu.
– Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej, panie Bieber, biorąc pod uwagę, że myślę o panu na okrągło.
Wyszedł ze mną, gdy dojechaliśmy na dwudzieste piętro.
– Dziękuję za lunch.
– To ja powinnam ci dziękować. – Zaczęłam się wycofywać. – Do zobaczenia później, Mroczny i Niebezpieczny.
Uniósł ze zdziwienia brwi, słysząc, jaki wymyśliłam dla niego przydomek.
– Punkt piąta. Nie każ mi czekać.
Przyjechała kolejna winda. Wysiadła z niej Megumi, a Justin wszedł do kabiny, patrząc mi w oczy, dopóki nie zamknęły się drzwi.
– Fiu, fiu – wyraziła swoją aprobatę Megumi. – Ale ci się trafiło. Zielenieję z zazdrości.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Ta sytuacja była zbyt świeża i nie chciałam zapeszać. Gdzieś w głębi duszy czaiła się myśl, że to uczucie szczęścia nie będzie trwać zbyt długo. Wszystko szło aż za dobrze. Pospieszyłam do swojego biurka i zabrałam się do pracy.
– Eva. – Podniosłam wzrok i zobaczyłam Harrego, stojącego na progu swojego biura. – Możemy chwilę porozmawiać?
– Oczywiście. – Chwyciłam swój tablet, chociaż jego ponura mina i grobowy ton podpowiadały mi, że raczej nie będzie mi potrzebny. Kiedy Harry zamknął za mną drzwi, moje obawy się nasiliły.
– Wszystko w porządku?
– Tak. – Poczekał, aż zajmę miejsce, po czym usiadł obok mnie, a nie, jak zwykle na swoim miejscu za biurkiem. – Nie bardzo wiem, jak to powiedzieć...
– Po prostu powiedz. Jakoś to zniosę.
Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym współczucia i aż skręcił się z zażenowania.
– To nie jest moja sprawa i nie powinienem się wtrącać. Jestem w końcu tylko twoim szefem i ten układ wyznacza pewną granicę, ale postanowiłem ją przekroczyć, ponieważ cię lubię, Evo, i mam nadzieję, że nasza współpraca potrwa dłużej.
Poczułam skurcz w żołądku.
– To wspaniale. Uwielbiam tę pracę.
– Świetnie. Świetnie, cieszę się. – Posłał mi przelotny uśmiech. – Tylko... uważaj z Bieberem, dobra?
Zamrugałam zaskoczona kierunkiem, jaki obrała nasza rozmowa.
– Dobra.
– Jest błyskotliwy, bogaty i seksowny, więc oczywiście rozumiem, że może się podobać. Mnie samemu w jego towarzystwie robi się gorąco, choć bardzo kocham Louisa. On tak po prostu działa na ludzi. – Harry szybko wyrzucał z siebie słowa, wyraźnie skrępowany. – I całkowicie rozumiem, dlaczego zainteresował się akurat tobą. Jesteś piękna, bystra,
szczera, taktowna... Mógłbym wymieniać dalej, bo naprawdę uważam, że jesteś wspaniała.
– Dziękuję – powiedziałam cichym głosem, z nadzieją, że nie wyglądałam tak koszmarnie, jak się czułam. Właśnie tego typu sytuacje, przyjacielskie dobre rady czy świadomość, że inni będą mnie postrzegać jako „zdobycz tygodnia”, były pożywką dla mojego braku pewności siebie.
– Po prostu nie chciałbym widzieć, jak cierpisz – wymamrotał, wyglądając tak marnie, jak ja się czułam. – W pewnym sensie jest to samolubne, przyznaję. Nie chciałbym stracić wspaniałej asystentki tylko dlatego, że nie będzie chciała pracować w budynku, którego właścicielem jest jej były.
– Harry, to wiele dla mnie znaczy, że się o mnie troszczysz i że cenisz mój wkład w działanie tej firmy. Ale naprawdę nie musisz się o nic martwić. Jestem dużą dziewczynką. Poza tym nic nie jest w stanie zmusić mnie do rzucenia tej pracy.
Wypuścił powietrze z głębi płuc, jakby kamień spadł mu z serca.
– W porządku. A więc dajmy temu spokój i wracajmy do pracy.
Tak też zrobiliśmy, ale znalazłam również chwilę, by skazać się na przyszłe tortury, subskrybując codzienne powiadomienia z Google'a o wszystkich newsach związanych z Justinem Bieberem. Kiedy wybiła piąta, świadomość moich niedoskonałości wciąż kładła się cieniem na moim szczęściu.
Justin zjawił się tak błyskawicznie, jak zapowiadał, i zdawał się nie zauważać mojego introspektywnego nastroju, gdy zjeżdżaliśmy na dół zatłoczoną windą. Kilka kobiet gapiło się na niego ukradkiem, ale to mi akurat nie przeszkadzało. Był taki seksowny. Zdziwiłabym się, gdyby nie patrzyły.
Złapał mnie za rękę, gdy znaleźliśmy się między bramkami kontrolnymi, i splótł palce z moimi. Ten prosty intymny gest znaczył dla mnie w tej chwili tak wiele, że uścisnęłam mocniej jego dłoń. Naprawdę musiałam uważać. Gdybym zaczęła naciskać na niego, żebyśmy spędzali razem więcej czasu, i byłabym mu za to wdzięczna, to byłby początek końca. Straciłabym do siebie szacunek, a i on przestałby mnie szanować, gdyby do tego doszło. Bentley SUV czekał przed budynkiem, a kierowca stał już w gotowości przy tylnych drzwiach. Justin spojrzał na mnie i powiedział:
– Spakowałem i wziąłem ze sobą strój do treningu na wypadek, gdybyś wolała iść do swojej siłowni. Equinox, prawda? Albo możemy pójść do mojej.
– A gdzie się znajduje twoja?
– Zwykle chodzę do BieberTrainer na Trzydziestej Piątej.
Byłam zaintrygowana, skąd wiedział, do którego centrum fitnessu uczęszczałam, ale ciekawość ta odeszła na dalszy plan, gdy usłyszałam słowo „Bieber” w nazwie jego siłowni.
– Czy mówiąc „moja siłownia”, miałeś może na myśli, że ona należy do ciebie?
Błysnął zębami, uśmiechając się szeroko.
– To cała sieć. Zwykle trenuję różne sztuki walki z osobistym trenerem, ale okazjonalnie korzystam też z tej siłowni.
– Cała sieć – powtórzyłam. – Oczywiście.
– A więc wybór należy do ciebie – powiedział uprzejmie. – Pójdziemy tam, gdzie będziesz miała ochotę.
– Wobec tego jedźmy do twojej siłowni.
Sam otworzył przede mną tylne drzwi, a ja wślizgnęłam się do środka, kładąc torebkę i torbę sportową na kolanach. Gdy samochód ruszył, spojrzałam w okno. Sedan jadący obok nas był tak blisko, że nie musiałabym wychylać się daleko, by go dotknąć. Ciągle nie mogłam przyzwyczaić się do godzin szczytu na Manhattanie. W południowej Kalifornii również mieliśmy korki, ale tam sznury samochodów poruszały się w ślimaczym tempie. Tutaj, w Nowym Jorku, gdzie na ulicach królowała prędkość, a widok stłuczek nie był niczym niezwykłym, podczas jazdy samochodem często zamykałam oczy i modliłam się,
by dotrzeć do celu w jednym kawałku. Przeniosłam się do zupełnie innego świata. Nowe miasto, nowe mieszkanie, nowa praca i nowy mężczyzna. To całkiem sporo, jak na tak krótki okres. Nic dziwnego, że czułam się lekko wytrącona z równowagi. Zerknęłam na Justina i odkryłam, że przyglądał mi się cały czas z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Wszystko we mnie zawirowało w chaosie dzikiego pożądania i niecierpliwego oczekiwania. Nie miałam pojęcia, gdzie razem z nim podążam, wiedziałam tylko, że nie mogę tego zatrzymać, nawet gdybym chciała.

sobota, 1 marca 2014

XII

ROZDZIAŁ NIEODPOWIEDNI DLA OSÓB PONIEŻEJ 18 ROKU ŻYCIA. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. (jak zwykle)


Nie pamiętam wiele z tego, co działo się, gdy dotarliśmy na miejsce. Błyski fleszy strzelały wokół nas niczym fajerwerki, kiedy kroczyliśmy po czerwonym dywanie wzdłuż szeregu fotoreporterów. Ledwie zwracałam na nich uwagę. Szłam ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, zamknięta w sobie, desperacko wyglądając momentu, w którym uda mi się uciec od magnetyzmu Justina, promieniującego od niego falami. Kiedy zbliżaliśmy się do budynku, ktoś z tyłu zawołał jego imię. Odwrócił się, a ja skorzystałam z tego i wymknęłam mu się ukradkiem, wciskając się w tłum gości
tarasujących wejście. Dotarłszy do sali recepcyjnej, chwyciłam dwa kieliszki szampana z tacy przechodzącego
kelnera i z miejsca wychylając jeden do dna, ruszyłam na poszukiwania Nialla. Dojrzałam go w drugiej części sali z moją mamą i Stantonem. Zaczęłam przedzierać się w ich stronę, po drodze odstawiając pusty kieliszek na stół.
– Eva! – Twarz matki rozpromieniła się, gdy tylko mnie zobaczyła. – Ta suknia wygląda na tobie oszałamiająco!
Ucałowała mnie, cmokając w powietrzu obok policzków. Prezentowała się fantastycznie w połyskliwej dopasowanej sukni w kolorze mroźnego błękitu. W jej uszach, na szyi i nadgarstku błyszczały szafiry, podkreślając błękit jej oczu i alabastrową cerę.
– Dziękuję. – Napoczęłam drugi kieliszek szampana, pociągając spory łyk.
Przypomniałam sobie, że zamierzałam podziękować za suknię. Chociaż jednak nadal byłam wdzięczna za podarunek, już się tak nie zachwycałam praktycznym rozcięciem na udzie.
Niall podszedł bliżej i ujął mnie pod ramię. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, by domyślić się, że byłam roztrzęsiona. Pokręciłam dyskretnie głową, dając mu do zrozumienia, że nie chciałabym teraz poruszać tego tematu.
– W takim razie więcej szampana? – zapytał łagodnie.
– Poproszę.
Wyczułam, że gdzieś z tyłu zbliża się do nas Justin, zanim jeszcze twarz matki rozświetliła się niczym noworoczna iluminacja na Times Square. Wydawało mi się, że Stanton również sprężył się i zebrał w sobie.
– Evo. – Justin położył mi dłoń na nagiej skórze pleców, wywołując przenikliwy dreszcz, który wstrząsnął moim ciałem. Jego palce się poruszyły i zastanawiałam się, czy on również coś poczuł. – Uciekłaś mi.
Zesztywniałam, słysząc wyrzut w jego głosie. Rzuciłam mu spojrzenie mówiące wszystko, czego nie mogłam powiedzieć głośno w miejscu publicznym.
– Richard, znasz Justina Biebera?
– Tak, oczywiście. – Mężczyźni podali sobie dłonie.
Justin przyciągnął mnie bliżej siebie.
– Łączy nas to, że obaj mamy szczęście towarzyszyć dzisiejszego wieczoru dwóm najpiękniejszym kobietom w Nowym Jorku.
Stanton przytaknął, spoglądając na moją matkę jak wniebowzięty. Wychyliłam resztę szampana i z wdzięcznością wymieniłam pusty kieliszek na nowy, który wręczył mi Niall. W moim brzuchu rozpływało się miłe uczucie ciepła wywołane
alkoholem, powoli rozluźniając zaciśnięty tam węzeł. Justin pochylił się i wysyczał szorstko w moje ucho:
– Pamiętaj, że przyszłaś tu ze mną.
On był wściekły? Co, u diabła? Moje oczy się zwęziły.
– Ciekawe, że akurat ty masz mi coś do zarzucenia.
– Nie tutaj, Eva. – Ukłonił się wszystkim i odprowadził mnie na bok. – Nie teraz.
– Raczej nigdy – burknęłam pod nosem, dając się mu prowadzić tylko dlatego, by oszczędzić wstydu matce.
Sącząc szampana, przeszłam w automatyczny tryb instynktu samozachowawczego, którego nie używałam od lat. Justin przedstawiał mnie wielu osobom i wydawało mi się, że odgrywałam swoją rolę całkiem dobrze – odzywałam się w odpowiednich momentach i uśmiechałam, kiedy trzeba – ale tak naprawdę nie byłam skupiona na tym, co działo się
wokół. Za bardzo dręczyła mnie świadomość, że między nami wyrosła ściana lodu, i wściekłość z powodu zranionej dumy. Jeśli potrzebowałam dowodu na to, że Justin nie żartował, mówiąc, iż nie utrzymuje przyjacielskich kontaktów z kobietami, z którymi sypia, to właśnie go dostałam.
Gdy poproszono gości do stołu, jak w transie podążyłam za nim do sali bankietowej. Podczas kolacji grzebałam widelcem w talerzu, markując jedzenie. Wypiłam kilka kieliszków czerwonego wina serwowanego do posiłku i słuchałam Justina
rozmawiającego z sąsiadami przy stole. Nie zwracałam uwagi na słowa, słyszałam tylko intonację i uwodzicielską głębię jego głosu. Nie podjął najmniejszej próby, żeby wciągnąć mnie w rozmowę, z czego byłam zadowolona. Nie sądzę, bym potrafiła powiedzieć coś mądrego.
Zaczęłam zwracać uwagę na otoczenie dopiero wtedy, gdy Justin wstał z miejsca pośród burzy oklasków i ruszył ku podium. Odwróciłam się na krześle i patrzyłam, jak zmierza ku mównicy, podziwiając jego zwierzęcą grację i olśniewającą prezencję. Każdy jego krok nakazywał uwagę i respekt, co było nie lada wyczynem, zważywszy na to, jak niespiesznie i swobodnie szedł.
Mimo naszego rozpasanego seksu w samochodzie ubiór miał nieskazitelny. W rzeczywistości patrzyłam na zupełnie innego człowieka. Znów był mężczyzną, którego spotkałam w lobby Bieberfire, doskonale opanowanym i powściągliwie władczym.
– W Ameryce Północnej – zaczął – co czwarta kobieta i co szósty mężczyzna byli w dzieciństwie wykorzystywani seksualnie. Rozejrzyjcie się uważnie wokół siebie. Ktoś przy waszym stoliku może być ofiarą molestowania albo zna kogoś, kto doświadczył tego w dzieciństwie. Jest to fakt, który trudno nam zaakceptować.
Słuchałam go jak zaczarowana. Justin przygotował doskonałą przemowę, a jego wibrujący baryton działał na publiczność hipnotyzująco. Ale co poruszyło mnie najbardziej, to przedmiot jego wystąpienia, tak dla mnie bolesny, a także pełen pasji, miejscami szokujący sposób, w jakim o nim mówił. Ślepa furia i zraniona duma zaczęły we mnie topnieć, ustępując miejsca podziwowi. Mój stosunek do niego uległ zmianie, kiedy nasza relacja utraciła osobisty charakter, gdy stałam się po prostu częścią zasłuchanej widowni. Nie widziałam w nim już mężczyzny, który dopiero co zranił moje uczucia, teraz
był wytrawnym mówcą omawiającym temat, który był dla mnie naprawdę ważny. Kiedy skończył, zerwałam się z miejsca, żarliwie go oklaskując, czym wprawiłam w zdumienie i jego, i siebie. Szczęśliwie inni zaraz przyłączyli się do mojej owacji na stojąco. Wokół mnie słyszałam szum rozgorączkowanych dyskusji i wypowiadane szeptem, w pełni zasłużone komplementy.
– Ależ z pani szczęściara.
Odwróciłam się na dźwięk tych słów, stając twarzą w twarz z uroczą rudowłosą kobietą po czterdziestce, która mnie zagadnęła.
– Jesteśmy tylko... przyjaciółmi – sprostowałam.
Jej pogodny uśmiech zdawał się mówić, że mogłaby o tym podyskutować. Goście zaczęli odchodzić od stołów. Właśnie miałam zabrać swoją torebkę i ruszyć do domu, gdy podszedł do mnie młody człowiek. Jego niesforne kasztanowe włosy
natychmiast budziły zazdrość, a szarozielone oczy patrzyły łagodnie i przyjaźnie. Przystojny i wysportowany, szczerzący się w chłopięcy sposób, wywołał na mojej twarzy uśmiech, pierwszy od czasu przejażdżki limuzyną.
– Siemanko – zagadnął.
Zdawał się wiedzieć, kim jestem, co postawiło mnie w niezręcznej sytuacji, gdyż nie miałam pojęcia, kim on jest.
– Cześć.
Zaśmiał się beztrosko i czarująco.
– Jestem Christopher Vidal, brat Justina.
– Ach, oczywiście. – Oblałam się rumieńcem. Nie mogłam uwierzyć, że tak pochłonęło mnie użalanie się nad sobą, iż nie zorientowałam się od razu.
– Czerwienisz się – zauważył.
– Sorry. – Posłałam mu uśmiech pełen zakłopotania. – Nie byłam pewna, w jaki sposób przekazać ci, że czytałam o tobie artykuł, by nie zabrzmiało to niezręcznie.
Zaśmiał się.
– Jestem zaszczycony, że o tym pomyślałaś. Tylko nie mów mi, że to było w rubryce „Z życia gwiazd”.
Kolumna plotkarska była znana z artykułów o nowojorskich celebrytach i śmietance towarzyskiej.
– Nie – zaprzeczyłam szybko. – Bodajże w „Rolling Stone”.
– Chyba jakoś to przeżyję. – Wyciągnął dłoń w moją stronę. – Miałabyś ochotę zatańczyć?
Spojrzałam ku Justinowi stojącemu na stopniach schodków prowadzących na scenę. Otaczała go grupa osób pragnących z nim porozmawiać, wiele z nich to były kobiety.
– Jak widzisz, to może chwilę potrwać – powiedział Christopher z nutką rozbawienia.
– Fakt. – Już miałam odwrócić głowę, gdy rozpoznałam kobietę stojącą u boku Justina. Magdalene Perez.
Zgarnęłam torebkę i zmusiłam się do uśmiechu.
– Uwielbiam tańczyć.
Podążyliśmy ramię w ramię do sali balowej i gdy wkraczaliśmy na parkiet, zespół zaczął grać pierwsze takty walca. Lekko i naturalnie wpasowaliśmy się w muzykę. Był dobrym tancerzem, zwinnym i prowadzącym z wyczuciem.
– A więc skąd znasz Justina?
– Szczerze mówiąc, nie znam go zbyt dobrze. – Kiwnęłam głową Niallowi, który sunął nieopodal po parkiecie z posągową blondynką. – Pracuję w Bieberfire i wpadliśmy na siebie raz czy dwa.
– Pracujesz dla niego?
– Nie. Jestem asystentką w Waters Field & Leaman.
– Aha. – Uśmiechnął się. – Agencja reklamowa.
– Zgadza się.
– Justin musi cię naprawdę lubić, skoro po wpadnięciu na ciebie raz czy drugi wyciągnął cię na taką randkę.
Zaklęłam w myślach. Zdawałam sobie sprawę, że ludzie wysnują pewne wnioski, ale bardziej niż kiedykolwiek pragnęłam uniknąć kolejnego upokorzenia.
– Justin zna moją matkę, która już wcześniej zaprosiła mnie na ten bankiet, dlatego nie chodzi o nic więcej poza tym, że dwoje ludzi przyjechało na przyjęcie jednym samochodem, zamiast w dwóch oddzielnych.
– A więc jesteś wolna?
Zaczerpnęłam tchu, czując się niezręcznie pomimo płynności naszych ruchów na parkiecie.
– No cóż, nie jestem z nikim związana.
Christopher zaprezentował swój urzekający chłopięcy uśmiech.
– Mój wieczór nagle zaczął zmierzać ku lepszemu.
Resztę tańca wypełnił zabawnymi anegdotami z branży muzycznej, rozśmieszając mnie i pozwalając mi zapomnieć o Justinie.
Ledwie muzyka ucichła, Niall już był przy mnie, by przejąć pałeczkę. Tańczyło nam się świetnie, ponieważ w przeszłości braliśmy razem lekcje. Zrelaksowałam się w jego objęciach, wdzięczna, że mam w nim moralne wsparcie.
– Dobrze się bawisz? – zapytałam.
– Musiałem się uszczypnąć podczas kolacji, gdy stwierdziłem, że siedzę obok głównej koordynatorki Tygodnia Mody. I wyobraź sobie, flirtowała ze mną. – Uśmiechnął się, ale jego oczy zdradzały, że coś nie dawało mu spokoju. – Za każdym razem, gdy znajduję się w miejscach takich jak to... ubrany w ten sposób... z trudem mogę w to uwierzyć. Ocaliłaś
mnie, Evo. A potem kompletnie odmieniłaś moje życie.
– Ty ratujesz moje zdrowie psychiczne każdego dnia. Uwierz mi, jesteśmy kwita.
Jego dłoń zacisnęła się na mojej, a twarz spoważniała.
– Wyglądasz na nieszczęśliwą. W jaki sposób spieprzył sprawę?
– Możliwe, że to moja wina. Pogadamy o tym później.
– Boisz się, że skopię mu tyłek na oczach wszystkich?
Westchnęłam.
– Wolałabym, żebyś tego nie robił ze względu na moją matkę.
Niall przyłożył na chwilę usta do mojego czoła.
– Ostrzegałem go wcześniej. Wie, że czeka go łomot.
– Och, Niall. – Moje serce ścisnęło się z miłości do niego, a na twarzy, trochę wbrew mojej woli, pojawiło się rozbawienie. Mogłam się domyślić, że Niall odbył z Justinem ostrzegawczą pogawędkę, odgrywając rolę starszego brata. To było do niego podobne.
Nagle obok nas wyrósł Justin.
– Odbijany.
To nie była prośba.
Justin zatrzymał się i spojrzał na mnie. Skinęłam głową. Wycofał się z ukłonem i z płonącym, zawziętym spojrzeniem utkwionym w twarzy Justina. Justin przyciągnął mnie blisko do siebie, przejmując kontrolę nad tańcem, tak jak nad
wszystkim – z dominującą pewnością siebie. Taniec z nim był całkowicie innym doświadczeniem niż z dwoma poprzednimi partnerami. Z jednej strony Justin posiadał kunszt swojego brata, z drugiej, podobnie jak Niall, znał sposób, w jaki się poruszałam, ale miał śmiały, agresywny styl, dla mnie głęboko seksualny. Nie pomagało i to, że bliskość mężczyzny, z którym dzieliłam tak niedawno intymne chwile, kusiła moje zmysły pomimo całego smutku i upokorzenia. W jego zniewalającym zapachu czułam wspomnienie naszego seksu, a sposób, w jaki mnie prowadził śmiałym, szerokim krokiem, wywołał bolesny ucisk głęboko w moim wnętrzu, przypominając mi, że był tam nie tak dawno temu.
– Ciągle mi uciekasz – mruknął, patrząc na mnie z wyrzutem.
– Wydawało mi się, że Magdalene dosyć szybko wypełniła tę pustkę.
Podniósł brwi i przyciągnął mnie bliżej.
– Zazdrosna?
– Poważnie? – Uciekłam od niego wzrokiem.
Wydał z siebie westchnięcie pełne frustracji.
– Trzymaj się z daleka od mojego brata, Eva.
– Dlaczego?
– Bo tak mówię.
Zapłonął we mnie gniew, przez co poczułam się znacznie lepiej. Każdy stan psychiczny był lepszy od nurzania się w kałuży wyrzutów i wątpliwości, co robiłam od czasu, gdy skończyliśmy się pieprzyć jak zwierzęta w rui. Postanowiłam sprawdzić, czy w świecie Justina Biebera dopuszczalna była zasada wzajemności.
– Trzymaj się z daleka od Magdalene, Justin.
Zacisnął szczęki.
– Jest tylko znajomą.
– Co oznacza, że z nią nie spałeś...? Jeszcze.
– Nie, cholera jasna. I nie mam zamiaru. Posłuchaj... – Utwór dobiegał końca i Justin zwolnił. – Muszę iść. Przywiozłem cię tutaj i wolałbym również odwieźć cię z powrotem, ale nie chcę ciągnąć cię na siłę i psuć ci zabawy. Czy wolałabyś zostać dłużej i wrócić do domu ze Stantonem i matką?
Zabawy? Czy on drwił, czy był po prostu ślepy? Albo gorzej. Może skreślił mnie tak gruntownie, że już w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Odepchnęłam go. Potrzebowałam więcej przestrzeni, gdyż jego zapach mieszał mi w głowie.
– Dam sobie radę. Zapomnij o mnie.
– Eva. – Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja szybko cofnęłam się o krok.
Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem, i usłyszałam głos Nialla.
– Zabieram ją, Bieber.
– Nie wchodź mi w drogę, Horan – ostrzegł Justin. – Wprowadzasz tylko zamieszanie.
– Coś mi się zdaje, że sam świetnie sobie z tym radzisz – parsknął Niall.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Wygłosiłeś wspaniałe przemówienie, Justin. To był szczyt mojego wieczoru.
Wciągnął gwałtownie powietrze, słysząc tę ukrytą zniewagę, i przeciągnął dłonią po włosach. Nagle zaklął. Zrozumiałam dlaczego, gdy wyjął z kieszeni wibrujący telefon i spojrzał na wyświetlacz.
– Muszę iść. – Spojrzał mi w oczy przeciągle i musnął palcami mój policzek. – Zadzwonię.
I odszedł.
– Chcesz zostać? – zapytał łagodnie Niall.
– Nie.
– W takim razie zabiorę cię do domu.
– Nie, nie trzeba. – Chciałam trochę pobyć sama. Zanurzyć się w ciepłej kąpieli z butelką chłodnego wina i leczyć się z depresji. – Powinieneś zostać. To może pomóc twojej karierze. Porozmawiamy, kiedy wrócisz, albo jutro rano. Planuję lenić się przez cały dzień.
Przyjrzał się badawczo mojej twarzy.
– Jesteś pewna?
Skinęłam głową.
– W porządku. – Ale nie wyglądał na przekonanego.
– Gdybyś mógł tylko wyjść i poprosić, by podstawili limuzynę Stantona, a ja skoczę na sekundkę do łazienki.
– Nie ma sprawy. – Niall pogładził mnie po ramieniu. – Wezmę twój szal i zobaczymy się na zewnątrz.
Dojście do damskiej toalety zajęło mi więcej czasu, niż przypuszczałam. Po pierwsze zadziwiająco dużo osób zatrzymywało mnie po drodze na słówko, co prawdopodobnie miało związek z tym, że przyszłam jako osoba towarzysząca Justinowi Bieberowi. Po drugie ominęłam najbliższą toaletę, przez której drzwi płynęły nieprzerwanie dwa sznureczki
wchodzących i wychodzących kobiet, aż w końcu udało mi się znaleźć drugą, leżącą nieco dalej. Zamknęłam się w kabinie i spędziłam w niej więcej czasu, niż potrzebowałam. W łazience nie było nikogo poza kobietą z obsługi, zatem nikt mnie nie popędzał. Justin zranił mnie tak bardzo, że z trudem mogłam oddychać. Byłam kompletnie zdezorientowana jego huśtawkami nastrojów. Dlaczego dotknął w ten sposób mojej twarzy? Dlaczego wściekł się, że nie towarzyszyłam mu przez cały czas? I dlaczego, do diabła, groził Niallowi? Justin nadał nowe znaczenie staremu powiedzonku „być jak pies
ogrodnika”, nie dbał o mnie, ale też nie chciał zostawić w spokoju. Zamknęłam oczy, próbując odzyskać panowanie nad sobą. Boże. Na co mi to wszystko było?
Otworzyłam się przed nim w limuzynie, ujawniłam swoje emocje i teraz czułam się strasznie bezbronna – stan, z którego próbowałam się wyleczyć podczas niezliczonych godzin terapii. Teraz pragnęłam tylko wrócić do domu i ukryć się przed światem, uwolnić od presji i konieczności udawania, że czuję się świetnie, podczas gdy było dokładnie na odwrót.
Sama się w to wpakowałaś, przypomniałam sobie, więc sama się z tego wygrzeb. Westchnąwszy głęboko, otworzyłam drzwi kabiny i z rezygnacją odkryłam, że byłam skazana na towarzystwo nie kogo innego jak Magdalene Perez, która opierała się o blat toaletki ze skrzyżowanymi ramionami. Było jasne, że przyszła tu za mną, wyczekując okazji, kiedy mój system obronny będzie osłabiony. Zachwiałam się, ale odzyskałam równowagę i podeszłam do umywalki.
Zwróciła się twarzą do lustra, przy którym stałam, by widzieć moje odbicie. Ja również jej się przyglądałam. Na żywo była jeszcze bardziej zachwycająca niż na zdjęciach. Wysoka i szczupła, z wielkimi ciemnymi oczami i prostymi brązowymi włosami opadającymi ciężką falą na plecy. Jej wargi były pełne, czerwone, a wysoko sklepione kości policzkowe mocno zarysowane. Miała na sobie subtelnie seksowną sukienkę z kremowej satyny, która opływała jej idealną figurę i kontrastowała przepięknie z oliwkową skórą. Wyglądała jak pieprzona supermodelka, emanująca egzotycznym seksapilem.
Wzięłam ręcznik, który podała mi kobieta z obsługi, po czym Magdalene zażądała po hiszpańsku, żeby zostawiła nas same. Wtrąciłam się, uzupełniając jej prośbę słowami „Por favor, gracias”, na co Magdalene uniosła brew i przyjrzała mi się uważniej. Zrewanżowałam jej się równie opanowanym spojrzeniem.
– No, no, proszę – mruknęła, gdy tylko tamta nie mogła jej już słyszeć. Cmoknęła pogardliwie językiem i odgłos ten, porównywalny do dźwięku kredy przyciskanej do tablicy, sprawił, że przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. – Już zdążyłaś zaciągnąć go do wyra.
– W przeciwieństwie do ciebie.
Zdawała się zaskoczona tą złośliwą uwagą.
– Masz rację, w przeciwieństwie do mnie. A wiesz dlaczego?
Wyciągnęłam z kopertówki pięciodolarówkę i rzuciłam na srebrną tacę na napiwki.
– Bo cię nie chce.
– Bo ja tego nie chcę, ponieważ on nie lubi zobowiązań. Jest młody, cudowny, bogaty i przyjemnie spędza czas.
– Tak. – Skinęłam głową. – Z całą pewnością przyjemnie spędził czas.
Zmrużyła oczy i wyraz jej twarzy stał się mniej sympatyczny.
– Dla twojej wiadomości, on nie szanuje kobiet, które posuwa. Gdy tylko wsadził w ciebie fiuta, przestałaś dla niego cokolwiek znaczyć. Tak jak wszystkie inne, które były przed tobą. A ja ciągle jestem obecna w jego życiu, ponieważ to właśnie ze mną chce być na stałe, gdy już się wyszumi.
Zachowałam spokój, choć cios został wymierzony w czuły punkt.
– To żałosne – powiedziałam.
Wyszłam z łazienki i nie zatrzymując się po drodze, dotarłam do limuzyny Stantona. Wsiadając, ścisnęłam dłoń Nialla. Ostatkiem sił powstrzymywałam się, dopóki samochód nie ruszył z miejsca, po czym natychmiast wybuchnęłam płaczem.
*
– Hej, mała! – zawołał Niall, gdy przywlokłam się następnego ranka do salonu. Ubrany w stare, luźne spodnie dresowe rozwalał się na kanapie, opierając wyciągnięte skrzyżowane w kostkach nogi na stoliku do kawy. Był cudownie rozmemłany i wydawał się czuć świetnie w takim stanie. – Jak ci się spało?
Podniosłam kciuki do góry i udałam się do kuchni po kawę. Zatrzymałam się przy kontuarze na widok imponującej kompozycji z czerwonych róż stojącej na blacie.
W powietrzu unosił się cudowny zapach, którym zaciągnęłam się głęboko.
– A to co?
– Przyszły do ciebie jakąś godzinę temu. Niedzielna przesyłka. Ładniutka i warta sporą kasę.
Zerwałam bilecik z przezroczystego drucika i otworzyłam go.
Ciągle o Tobie myślę.
Justin

– Od Biebera? – zapytał Cary.
– Tak. – Opuszkiem palca przejechałam po, jak przypuszczałam, jego odręcznym piśmie, śmiałym, męskim i seksownym. Romantyczny gest ze strony mężczyzny, w którego repertuarze nie było miejsca na romantyzm. Upuściłam bilecik na kontuar, jakby parzył moje dłonie, i nalałam sobie kubek kawy w nadziei, że kofeina doda mi energii i przywróci zdrowy rozsądek.
– Wyglądasz, jakby ten gest nie zrobił na tobie najmniejszego wrażenia. – Ściszył dźwięk telewizora, na którego ekranie toczył się mecz futbolowy.
– Ten facet jest moim przekleństwem. To jeden wielki katalizator problemów. Muszę trzymać się od niego z daleka. – Niall chodził ze mną na terapię, dzięki czemu znał te szablonowe oceny i całą terminologię. Nie patrzył na mnie jak na wariatkę, gdy analizowałam wszystko, używając terapeutycznego żargonu, i bez problemu odpowiadał mi w ten sam sposób.
– Telefon dzwonił od rana. Wyłączyłem dźwięk, żebyś mogła spokojnie się wyspać.
Ciągle czułam uporczywą bolesność między nogami. Zwinęłam się na kanapie i walczyłam z pokusą, by odsłuchać pocztę głosową i sprawdzić, czy Justin faktycznie dzwonił. Chciałam usłyszeć jego głos. Chciałam poznać jakieś logiczne wytłumaczenie tego, co stało się wczorajszego wieczoru.
– Bardzo dobry pomysł – uznałam. – Nie włączajmy go przez resztę dnia.
– Co się stało?
Podmuchałam na kawę w moim kubku, po czym ostrożnie pociągnęłam łyk.
– Pieprzyliśmy się jak opętani w jego limuzynie, a po wszystkim zamienił się w sopel lodu.
Niall przyglądał mi się tymi swoimi szmaragdowymi oczami pełnymi życiowej mądrości, którymi widział więcej, niż człowiek powinien oglądać.
– Wstrząsnęłaś jego światem, prawda?
– Taa, chyba tak. – Byłam zirytowana samym myśleniem o tym. Nawiązaliśmy więź. Wiedziałam to. Wczorajszej nocy pragnęłam go bardziej niż czegokolwiek na świecie, a dzisiaj nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. – To było intensywne, głębokie. Najlepsze doświadczenie seksualne mojego życia, i dla niego to też było coś wielkiego. Wiem, że tak było. Po raz pierwszy robił to w samochodzie. Na początku trochę się opierał, ale tak go rozpaliłam, że nie był w stanie się powstrzymać.
– Serio? Nigdy nie robił tego w samochodzie? – Przeciągnął dłonią po porannym zaroście. – Większość facetów odhacza ten punkt na liście doświadczeń seksualnych już w liceum. Szczerze mówiąc, trudno mi znaleźć kogoś, kto by tego nie zrobił, no może z wyjątkiem nerdów* i totalnych pasztetów, ale on raczej nie należy do żadnej z tych kategorii.
Wzruszyłam ramionami.
– Najwidoczniej dymanie w aucie robi ze mnie dziwkę.
Niall zamarł w bezruchu.
– Tak ci powiedział?
– Nie. Tak naprawdę to gówno powiedział. Wysnułam to z wypowiedzi jego „przyjaciółeczki” Magdalene. Pamiętasz tę laskę z większości zdjęć, które wydrukowałeś dla mnie z internetu? Postanowiła pokazać pazurki podczas uszczypliwej babskiej
pogawędki w toalecie. Suka.
– Ździra jest zazdrosna.
– Seksualnie sfrustrowana. Nie może się z nim bzykać, ponieważ rzekomo wszystkie panny, które dadzą mu dupy, trafiają do kosza z brudną bielizną.
– On tak powiedział? – Ponownie za spokojnym pytaniem Nialla kryła się wściekłość.
– Nie tymi słowami. Powiedział, że nie sypia z kobietami, z którymi się przyjaźni. Nie lubi, gdy baby żądają od niego czegoś więcej niż tylko dobrej zabawy w pakiecie, dlatego dzieli je na dwie kategorie, te od dymania i te od dotrzymywania mu towarzystwa. – Pociągnęłam kolejny łyk kawy. – Ostrzegłam go, że taki układ mi nie pasuje, i obiecał, że w naszym przypadku zmieni to podejście, ale teraz wydaje mi się, że jest jednym z tych kolesi, którzy sprzedadzą ci każdy bajer, żeby tylko móc dobrać ci się do majtek.
– Albo napędziłaś mu niezłego stracha.
Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie.
– Przestań go bronić. Po czyjej ty w ogóle jesteś stronie?
– Po twojej, mała. – Wyciągnął dłoń i poklepał mnie po kolanie. – Zawsze po twojej.
Objęłam dłonią jego umięśnione przedramię i pogłaskałam lekko wewnętrzną część, w ten milczący sposób okazując swoją wdzięczność. Nie wyczuwałam wprawdzie dotykiem mnóstwa drobnych białych blizn, szpecących śladów cięcia na jego skórze, ale nigdy nie zapomniałam, że tam są. Każdego dnia dziękowałam losowi, że żyje, jest zdrowy i odgrywa tak ważną rolę w moim życiu.
– A jak tobie minął wieczór?
– Nie mogę narzekać. – W jego oczach pojawiły się psotne iskierki. – Ta cycata blondi zaciągnęła mnie do schowka na szczotki. Wyruchałem ją jak się patrzy. A dodatkowym bonusem było to, że cycki okazały się prawdziwe.
– Cóż mogę powiedzieć. – Uśmiechnęłam się. – Na pewno sprawiłeś, że jej wieczór był wyjątkowy.
– Starałem się. – Puścił do mnie oko i chwycił za słuchawkę telefonu. – Co zamawiamy?
Na co masz ochotę? Kanapki z Subwaya? Chińszczyzna? Coś indyjskiego?
– Nie jestem głodna.
– Zawsze jesteś głodna. Jeśli czegoś nie wybierzesz, to sam ugotuję i będziesz musiała to zjeść.
Podniosłam dłonie w geście kapitulacji.
– Dobra, dobra. Ty wybierz.
*
W poniedziałek przyszłam do pracy dwadzieścia minut wcześniej, aby przypadkiem nie natknąć się na Justina. Kiedy bez przygód dotarłam do swojego biurka, poczułam wielką ulgę, bo wiedziałam, że w jego obecności byłabym w dużych tarapatach. Mój nastrój wrócił do normy.
Harry zjawił się w świetnym humorze, wciąż niesiony falą wielkiego sukcesu z zeszłego tygodnia, i od razu zabraliśmy się do roboty. W niedzielę pracowałam trochę nad raportem porównawczym na temat rynku wódki i byłam mu bardzo wdzięczna, że znalazł czas, by przeanalizować zebrane przeze mnie materiały i wysłuchać wniosków. Oprócz
tego został przydzielony do projektu dla nowego producenta czytników książek elektronicznych, więc zaczęliśmy również wdrażać się w ten temat. W tak pracowity poranek czas płynął szybko i nie miałam nawet sekundy, by roztrząsać
moje życie osobiste. Bardzo mi to pasowało. Do czasu, gdy odebrałam telefon i po drugiej stronie usłyszałam Justina. Na to nie byłam przygotowana.
– Jak ci mija poniedziałkowe przedpołudnie? – zapytał, a na dźwięk jego głosu ciało przeszył mi dreszcz.
– W szalonym tempie. – Zerknęłam na zegar i zaskoczyło mnie, że za dwadzieścia minut miało wybić południe.
– Świetnie. – Nastała dłuższa cisza. – Wczoraj próbowałem się do ciebie dodzwonić. Zostawiłem ci kilka wiadomości. Chciałem usłyszeć twój głos.
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Przetrwanie wczorajszego dnia bez odsłuchania sekretarki wymagało ode mnie heroicznego wysiłku i zaangażowania wszystkich zapasów silnej woli. W tę sprawę wciągnęłam nawet Nialla, który miał
przykazane, by powstrzymać mnie choćby siłą, gdybym chciała ulec pokusie.
– Bawiłam się w pustelnika i pracowałam trochę.
– Dostałaś kwiaty, które ci wysłałem?
– Tak. Są cudowne. Dziękuję.
– Kiedy je zobaczyłem, przypomniały mi twoją sukienkę.
Co on, u diabła, wyprawiał? Zaczynałam podejrzewać, że cierpi na rozdwojenie jaźni.
– Niektóre kobiety mogłyby uznać to za romantyczne.
– Dbam tylko o twoje zdanie. – Jego fotel zaskrzypiał, jakby podniósł się z miejsca. – Myślałem wczoraj, czyby nie wpaść do ciebie... Bardzo chciałem to zrobić.
Westchnęłam, całkowicie zdezorientowana.
– Cieszę się, że tego nie zrobiłeś.
Nastąpiła kolejna dłuższa przerwa.
– Zasłużyłem sobie na to.
– Nie powiedziałam tego, bo jestem suką. To po prostu prawda.
– Wiem. Posłuchaj... Zorganizowałem dla nas lunch w moim biurze, żebyśmy nie musieli tracić czasu na wychodzenie, a potem powrót.
Po jego sobotnim „Zadzwonię” rzuconym na odchodnym zastanawiałam się, czy gdy wróci już z tego odległego miejsca, w którym zamknął się po naszym seksie w limuzynie, będzie chciał jeszcze się ze mną spotkać. Możliwość ta napawała mnie lękiem od tamtej nocy. Wiedziałam, że powinnam całkowicie z nim zerwać, ale z drugiej strony czułam, że w pewien sposób uzależniłam się od jego obecności jak od narkotyku. Chciałam ponownie przeżyć ten moment prawdziwej, doskonałej bliskości, której razem doświadczyliśmy. Ale przecież nie mogłam stawiać na szali tego jednego momentu zniewalającej rozkoszy przeciwko tym wszystkim, kiedy czułam się przez niego jak szmata.
– Justin, nie ma żadnego powodu, dla którego musielibyśmy jeść razem lunch. Omówiliśmy biznes w piątek i... zakończyliśmy transakcję w sobotę. I nie wracajmy już do tego.
– Eva. – Jego głos stał się szorstki. – Wiem, że spieprzyłem sprawę. Pozwól mi wszystko wytłumaczyć.
– Nie musisz. Wszystko jest okej.
– Nieprawda. Muszę się z tobą zobaczyć.
– Ale ja nie chcę...
– Możemy załatwić to prosto, Eva. Albo możesz to utrudniać. – W jego głosie pobrzmiewał ten nieustępliwy ton, który przyspieszał mi puls. – Ale tak czy owak, będziesz musiała mnie wysłuchać.
Zamknęłam oczy, uświadamiając sobie, że nie będę miała tyle szczęścia, by zakonczyć sprawę za pomocą szybkiej pożegnalnej pogawędki przez telefon.
– Dobra. Przyjdę.
– Dziękuję. – Słyszałam, jak wypuszcza powietrze. – Nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć.
Odłożyłam słuchawkę na miejsce i zapatrzyłam się na fotografie na biurku, obracając w myślach wszystkie kwestie, które zamierzałam wygłosić, i przygotowując psychiczny pancerz, by uchronić się przed wstrząsem kolejnego spotkania z Justinem. Siła i żywiołowość, z jaką moje ciało reagowało na niego, były tak potężne, że nie potrafiłam nad nimi zapanować. Musiałam sobie z tym jakoś poradzić i doprowadzić sprawę do końca. Później będę się martwić, jak dam sobie radę z jego obecnością w budynku przez następne dni, tygodnie i miesiące. Teraz musiałam skoncentrować się tylko na tym, jak przebrnąć przez lunch.
Poddając się z rezygnacją temu, co nieuniknione, postanowiłam skupić się na pracy. Zaczęłam porównywać wizualny efekt próbek różnego rodzaju wkładek do magazynów.
– Eva.
Podskoczyłam i obróciłam się na krześle, ku ogromnemu zaskoczeniu spotykając wzrok Justina, który stał przy moim boksie. Jak zwykle jego widok był jak cios, aż poczułam w piersi nieznośne ukłucie. Szybkie zerknięcie na zegarek potwierdziło, że kwadrans minął jak z bicza strzelił.
– Ju... Panie Bieber. Nie musiał pan po mnie schodzić.
Jego twarz była spokojna, niewzruszona, ale oczy mu płonęły.
– Gotowa?
Otworzyłam szufladę i pochyliłam się, by wyciągnąć torebkę. Wykorzystywałam tę cenną chwilę, by wziąć kilka głębszych, choć wciąż drżących oddechów. Pachniał fenomenalnie, a wyglądał jeszcze lepiej.
– Panie Bieber – usłyszałam głos Harrego. – Cieszę się, że pana widzę. Czy mógłbym panu w czymś...
– Przyszedłem do Evy. Wychodzimy razem na lunch.
Zdążyłam wyprostować się w porę, by dostrzec, jak brwi Harrego się unoszą, zdradzając zdumienie. Szybko jednak opanował się i jego przystojna twarz przybrała swój zwykły, dobroduszny wyraz.
– Będę z powrotem o pierwszej – zapewniłam.
– Do zobaczenia zatem. Miłego lunchu.
Justin położył dłoń na moich plecach i poprowadził w stronę wind, wprawiając Megumi w osłupienie, gdy mijaliśmy recepcję. Poruszyłam się niespokojnie, kiedy nacisnął przycisk, by przywołać windę. Zastanawiałam się, jak zdołam funkcjonować, unikając mężczyzny, od którego dotyku byłam wręcz uzależniona. Tymczasem on stanął naprzeciwko i przesunął palce wzdłuż rękawa mojej satynowej bluzki.
– Za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę cię w tej czerwonej sukni. Słyszę dźwięki, które wydajesz z siebie, kiedy jesteś podniecona. Czuję, jak podnosisz się i opuszczasz na moim kutasie, ściskasz go sobą tak mocno i zachłannie, doprowadzasz mnie do tak intensywnego orgazmu, że to aż boli.
– Przestań. – Odwróciłam wzrok, nie mogąc znieść tego znajomego sposobu, w jaki na mnie patrzył.
– Nic nie mogę na to poradzić.
Z ulgą stwierdziłam, że nadjechała winda. Złapał mnie za rękę i wciągnął do środka. Włożył klucz do panelu sterującego, po czym przyciągnął mnie ku sobie.
– Zamierzam cię pocałować, Eva.
– Nie...
Wziął mnie w ramiona i przywarł ustami do moich. Opierałam się, jak długo zdołałam, ale gdy poczułam jego język pieszczący mój powolnymi, pełnymi słodyczy ruchami, poddałam się bez reszty. Pragnęłam jego pocałunku od czasu, gdy uprawialiśmy seks. Potrzebowałam zapewnienia, że cenił to, co wspólnie przeżyliśmy, że miało to dla niego
jakieś znaczenie, tak jak miało dla mnie. Kiedy w końcu się odsunął, poczułam pustkę.
– Chodź. – Wyjął klucz i drzwi się otworzyły.
Rudowłosa recepcjonistka tym razem nie odezwała się słowem, chociaż nie omieszkała obrzucić mnie wymownym spojrzeniem. Z kolei Scott, asystent Justina, na nasz widok wstał z miejsca i przywitał mnie uprzejmie z użyciem nazwiska.
– Dzień dobry, panno Brooks.
– Cześć, Scott.
Justin rzucił mu szorstko:
– Nie łącz mnie z nikim.
– Tak, oczywiście.
Wkroczyłam do imponującego biura Biebera, a mój wzrok bezwiednie spoczął na kanapie, na której po raz pierwszy dotykał mnie w intymny sposób. Lunch czekał przygotowany na barze – dwa talerze nakryte metalowymi pokrywkami.
– Mogę wziąć twoją torebkę? – zapytał.
Spojrzałam na niego i zauważyłam, że zdjął marynarkę i przewiesił ją przez ramię. Stał przede mną w swych szytych na miarę spodniach, kamizelce, nieskazitelnie białej koszuli i krawacie, z brązowymi gęstymi włosami okalającymi jego zjawiskową twarz, z oczami intensywnie karmelowymi, ale niczym niespokojne błękitne jeziora. Jednym słowem, oczarował mnie. Nie mogłam uwierzyć, że kochałam się z tak zachwycającym mężczyzną. A jednak dla niego nasz seks nie miał takiego znaczenia, jak dla mnie.
– Eva?
– Jesteś piękny, Justin. – Słowa wymknęły mi się mimo woli.
Podniósł brwi, po czym jego spojrzenie złagodniało.
– Miło mi, że podoba ci się to, co widzisz.
Podałam mu torebkę i odsunęłam się, by zwiększyć dystans między nami. Odwiesił marynarkę i moją torebkę na wieszak, po czym podszedł do baru.
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Miejmy to już za sobą. Nie chcę cię już więcej widywać.
***
*Nerd – z ang. obraźliwe określenie osoby pasjonującej się informatyką, naukami
ścisłymi, grami komputerowymi, fantastyką i komiksami. Nerd to introwertyk, który nie
potrafi odnaleźć się w grupie i nie dba o formę fizyczną, przez co często staje się obiektem
drwin i przemocy ze strony rówieśników (przyp.)

kolejny rozdział, CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :)