czwartek, 28 listopada 2013

VI

– Nie ma szans, żeby twoja mama i Stanton pozwolili ci włóczyć się tutaj wieczorami, kiedy tylko będziesz miała ochotę – powiedział Niall, otulając się szczelnie stylową dżinsową kurteczką, jakby temperatura była znacznie niższa niż w rzeczywistości. Na potrzeby swojej szkoły Liam Payne przystosował dawny magazyn mieszczący się w jednym z ceglanych gmachów w niegdyś przemysłowej dzielnicy Brooklynu, w której w ostatnich latach powoli można było zaobserwować pewne ożywienie. Patrząc z ulicy na masywną metalową bramę wjazdową, nie sposób było odgadnąć, co tak naprawdę kryje
się wewnątrz budynku. Przestrzeń była imponująca. Siedzieliśmy wraz z Niallem na aluminiowych ławkach na trybunie i przyglądaliśmy się kilku adeptom krav magi walczącym na matach na dole.
– Auć! – Skrzywiłam się ze współczucia dla zawodnika płci męskiej, który zainkasował solidnego kopniaka prosto w genitalia. Nawet z ochraniaczem musiało zaboleć. – A w jaki sposób Stanton miałby się dowiedzieć, Niall?
– Ponieważ wylądujesz w szpitalu? – Zerknął w moją stronę. – Poważnie. Krav maga to brutalny, w pełni kontaktowy sport. Treningi polegają przeważnie na sparingach, gdzie niemal wszystkie ciosy są dozwolone. Jeśli nawet nie zdradzą cię siniaki, twój ojczym i tak wszystko wywęszy. Znasz go.
– To przez mamę, która zawsze musi mu wszystko wypaplać. Ale o tym akurat nie zamierzam jej nic mówić.
– Dlaczego nie?
– Nie zrozumie tego. Ubzdura sobie, że chcę nauczyć się samoobrony z powodu tego, co zaszło, uzna, że to jej wina, i będzie mi tym zatruwać życie. Nie uwierzy, że moją jedyną motywacją jest poprawa kondycji i rozładowanie stresów.
Z podbródkiem opartym na dłoniach przyglądałam się, jak Liam Payne ćwiczy z jakąś kobietą. Był dobrym instruktorem, cierpliwym i skrupulatnym. Potrafił przekazywać wiedzę w bardzo przystępny sposób. Jego szkoła miała nieciekawe sąsiedztwo, ale pasujące do tego, czego uczył, uznałam. Nie można było znaleźć niczego bardziej realnego
niż ten wielki opuszczony magazyn.
– Ten cały Liam jest naprawdę seksowny – wyszeptał Niall.
– I w seksowny sposób nosi obrączkę na palcu.
– Zauważyłem. Najlepsze towary zawsze znikają z rynku jako pierwsze.
Kiedy trening dobiegł końca, Liam dołączył do nas. Jego ciemne oczy promieniały, a uśmiech miał jeszcze jaśniejszy.
– Jak wrażenia, Evo?
– Gdzie mogę się zapisać?
Jego zmysłowy uśmiech sprawił, że Niall chwycił mnie za rękę i ścisnął, niemal zatrzymując krążenie krwi w dłoni.
– Zapraszam tędy.
*
Piątek zaczął się fantastycznie. Harry wciągnął mnie w proces pozyskiwania informacji do oferty przetargowej, a także opowiedział nieco więcej o Bieber Industries i o Justinie Bieberze, podkreślając, że on i Justin są w tym samym wieku.
– Zawsze muszę to sobie przypominać – powiedział. – Łatwo zapomnieć, że jest tak młody, gdy siedzi naprzeciwko ciebie podczas negocjacji.
– To prawda – zgodziłam się, skrycie zawiedziona, że nie zobaczę Biebera przez kolejne dwa dni. Powiedziałam sobie, że to nic ważnego, ale czułam rozczarowanie. Nie chciałam przyznać sama przed sobą, że podniecała mnie możliwość wpadnięcia na niego przypadkowo, dopóki ta możliwość nie została mi odebrana. Jego bliskość doprowadzała
mnie do wrzenia. Nie mówiąc o tym, że tak cholernie fajnie było patrzeć na niego. Moje plany na weekend nie zapowiadały się nawet w połowie tak ekscytująco. Sporządzałam notatki w pokoju Harrego, gdy usłyszałam dzwonek mojego biurowego
telefonu. Przeprosiłam szefa i popędziłam do boksu, by odebrać.
– Biuro Marka Garrity’ego...
– Eva, kochanie, jak się miewasz?
Opadłam na krzesło na dźwięk głosu ojczyma. Stanton zawsze brzmiał dla mnie jak arystokrata pieniądza – kulturalny, apodyktyczny i arogancki.
– Richardzie, czy coś się stało? Z mamą wszystko w porządku?
– Oczywiście, w jak najlepszym. Twoja matka jest cudowna, jak zawsze.
Ton jego głosu stawał się łagodniejszy, gdy mówił o żonie, i byłam mu za to wdzięczna. W gruncie rzeczy dziękować mu mogłam za wiele rzeczy, chociaż czasami ciężko było mi znaleźć równowagę między wdzięcznością wobec ojczyma a lojalnością wobec taty. Zdawałam sobie sprawę, że kolosalna różnica w grubości ich portfeli była dla tego
drugiego niezwykle krępująca.
– To dobrze – odetchnęłam z ulgą. – Cieszę się. Otrzymaliście kartkę z podziękowaniami za sukienkę i smoking Nialla?
– Tak, ładnie z twojej strony, że pamiętałaś, ale wiesz przecież, że nie musisz nam dziękować za takie drobiazgi. Przepraszam cię na sekundę. – Odezwał się do kogoś z boku, prawdopodobnie do sekretarki, po czym wrócił do naszej rozmowy. – Eva, kochanie, chciałbym, żebyśmy zjedli razem lunch. Przyślę Clancy’ego, żeby cię odebrał.
– Dzisiaj? Ale przecież zobaczymy się jutro wieczorem. Czy to nie może poczekać?
– Nie, powinniśmy spotkać się dzisiaj.
– Ale moja przerwa na lunch trwa tylko godzinę.
Klepnięcie w ramię kazało mi się odwrócić. Ujrzałam Harrego stojącego przy moim stanowisku pracy.
– Weź dwie – szepnął. – Zasłużyłaś na nie.
Westchnęłam i podziękowałam bezgłośnie.
– Może być dwunasta, Richard?
– Doskonale. Będę czekał niecierpliwie.
Ja nie miałam zbyt wielu powodów, by cieszyć się na prywatną pogawędkę ze Stantonem, ale karnie wyszłam z biura tuż przed południem. Limuzyna już czekała, zaparkowana przy krawężniku. Przywitałam się z Clancym, kierowcą i ochroniarzem
Stantona, który otworzył mi drzwi, a następnie usiadł za kółkiem i zawiózł mnie do centrum. Po dwudziestu minutach siedziałam przy stole konferencyjnym w biurze Stantona, patrząc na pięknie podany lunch dla dwóch osób.
Stanton pojawił się wkrótce po moim przybyciu, dystyngowany i elegancki. Włosy miał zupełnie białe, a twarz naznaczoną zmarszczkami, ale wciąż bardzo atrakcyjną. Jego oczy o barwie spranego dżinsu spoglądały z błyskotliwą inteligencją. Był zadbany i atletycznie zbudowany, ponieważ zawsze znajdował w napiętym grafiku czas na ćwiczenie kondycji,
nawet na długo zanim poślubił dużo młodszą żonę – moją mamę.
Podniosłam się na jego widok, a on pocałował mnie w policzek.
– Wyglądasz ślicznie, Evo.
– Dziękuję. – Byłam podobna do mamy, mimo włosów w kolorze czekolady. Szare oczy odziedziczyłam jednak po tacie.
Stanton umyślnie wybrał miejsce u szczytu stołu, na tle okna, wykorzystując linię drapaczy chmur przecinających niebo niczym teatralny rekwizyt, aby dodać sobie powagi dzięki temu imponującemu widokowi.
– Jedz – niemal rozkazał. Z jaką łatwością mężczyznom dzierżącym władzę przychodziło wydawanie poleceń. Takim pokroju Justina Biebera.
Czy Stanton również dążył do celu z podobną determinacją, co Bieber, gdy był w jego wieku?
Chwyciłam widelec i zabrałam się do sałatki z kurczakiem, żurawiną, orzechami włoskimi i serem feta. Była pyszna, a ja umierałam z głodu. Cieszyłam się, że Stanton nie zaczął rozmowy od razu, żebym mogła nacieszyć się posiłkiem, ale egzekucja nie została odłożona na długo.
– Eva, moja droga, chciałem porozmawiać o twoim zainteresowaniu krav magą.
Zesztywniałam.
– Słucham?
Stanton wypił łyczek wody z lodem i odchylił się na oparcie fotela, a jego napięta szczęka była dla mnie znakiem ostrzegawczym, że nie spodoba mi się to, co zamierza powiedzieć.
– Twoja matka była zupełnie wytrącona z równowagi ubiegłego wieczoru, gdy poszłaś do tej szkoły na Brooklynie. Zajęło mi trochę czasu, by uspokoić ją i zapewnić, że poczynię pewne kroki, żebyś zechciała rozwijać swoje zainteresowania w bezpieczniejszy sposób. Ona nie chciałaby...
– Zaczekaj. – Odłożyłam ostrożnie widelec, nagle straciwszy apetyt. – W jaki sposób dowiedziała się, że tam poszłam?
– Namierzała twoją komórkę.
– Nie wierzę – parsknęłam, opadając bezwładnie na oparcie fotela. Beztroska, z jaką oznajmił tę nowinę, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, przyprawiła mnie o mdłości. Mój żołądek ścisnął się nagle, bardziej próbując zwrócić lunch niż go strawić.
– To dlatego nalegała, żebym używała jednego z twoich firmowych telefonów. To nie miało nic wspólnego z tym, aby oszczędzić mi płacenia rachunków.
– Oczywiście częściowo chodziło też o finanse. Ale również o to, żeby była spokojniejsza.
– Spokojniejsza? Dzięki śledzeniu dorosłej córki? To jest chore, Richardzie. Chyba sam to dostrzegasz. Czy ona ciągle chodzi do doktora Petersena?
Miał na tyle przyzwoitości, by okazać pewne skrępowanie.
– Tak, oczywiście.
– Czy zwierza mu się ze swoich poczynań?
– Nie wiem – odpowiedział chłodno. – To jest prywatna sprawa Moniki. Ja się w to nie wtrącam.
Jasne, że się nie wtrącał. On ją hołubił. Rozpieszczał. Zgadzał się na jej wszystkie zachcianki. I pozwolił na to, by jej obsesja na punkcie mojego bezpieczeństwa urosła do kolosalnych rozmiarów.
– Ona musi o tym zapomnieć. Ja zapomniałam.
– Byłaś bezbronnym dzieckiem, Evo. Dręczą ją wyrzuty sumienia, że nie zapewniła ci dostatecznej ochrony. Musimy przymknąć oko i dać jej trochę swobody.
– Swobody? Ona zachowuje się niczym psychopatyczny prześladowca! – Myśli kłębiły mi się w głowie. Jak mama mogła wedrzeć się w moją prywatność w tak niewybredny sposób? Dlaczego? Doprowadzała do szaleństwa siebie, próbując pociągnąć mnie za sobą. – To się musi skończyć.
– Załatwimy to w prosty sposób. Już rozmawiałem z Clancym. Będzie cię odwoził, gdy tylko najdzie cię ochota na wycieczkę krajoznawczą po Brooklynie. Wszystko zostało już zorganizowane. Tak będzie dla ciebie wygodniej.
– Nie próbuj wmawiać mi, że to wszystko dla mojego dobra. – Gardło miałam ściśnięte, a piekące oczy z trudem powstrzymywały łzy bezradności. Byłam wściekła, że wypowiadał się o Brooklynie, jakby to był kraj Trzeciego Świata. – Jestem dorosłą kobietą. Sama podejmuję decyzje. Mam do tego pieprzone prawo!
– Nie mów do mnie tym tonem, Evo. Ja po prostu opiekuję się twoją matką. I tobą. Wstałam gwałtownie od stołu.
– Spełniasz wszystkie jej zachcianki. W ten sposób podsycasz jej szaleństwo, a przy okazji doprowadzasz do szału mnie. Niedobrze mi się robi.
– Usiądź. Powinnaś coś zjeść. Monica martwi się, że nie odżywiasz się dostatecznie zdrowo.
– Ona martwi się o W S Z Y S T K O, Richardzie. I wo tym właśnie tkwi problem. – Rzuciłam serwetkę na stół. – Muszę wracać do pracy.
Odwróciłam się na pięcie i pognałam do drzwi, by wyjść najszybciej, jak to możliwe. Odebrałam torebkę od sekretarki Stantona i zostawiłam komórkę na jej biurku. Clancy czekał na mnie przy recepcji. Ruszył za mną, a ja miałam dość zdrowego rozsądku, by nie oponować, ponieważ Clancy przyjmował rozkazy tylko od Stantona. Gotując się ze złości na tylnym siedzeniu, pozwoliłam odwieźć się do pracy. Mogłam wyklinać i narzekać, ile się da, ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że nie jestem lepsza od Stantona, gdyż koniec końców i tak się poddam. Ulegnę i pozwolę jej postawić na
swoim, gdyż bolało mnie serce na myśl, że coś mogłoby przysporzyć jej jeszcze więcej cierpień, niż doznała do tej pory. Była taka wrażliwa i kochała mnie do szaleństwa. Kiedy dotarliśmy do Bieberfire, wciąż dręczyły mnie czarne myśli. Poczekałam, aż Clancy i jego limuzyna znikną w tłumie samochodów, i stojąc pośrodku zatłoczonej ulicy, rozglądałam się za miejscem, gdzie mogłabym kupić coś słodkiego na poprawę humoru, oraz za sklepem z komórkami, by zaopatrzyć się w nowy telefon. Skończyło się na tym, że nim wróciłam do pracy, zrobiłam sobie spacer wokół budynku i kupiłam kilka batoników w sklepie na rogu. Nie było mnie dokładnie godzinę, ale nie zamierzałam wykorzystywać dodatkowego czasu, który dał mi Harry. Chciałam skupić się na pracy, żeby zapomnieć o mojej popieprzonej rodzince. Gdy tylko znalazłam się w pustej windzie, rozdarłam opakowanie i łapczywie wbiłam zęby w czekoladowy batonik. Istniało duże prawdopodobieństwo, że w tym tempie osiągnę narzucony sobie tygodniowy limit czekolady, zanim dotrę do dwudziestego piętra. Nagle
winda zatrzymała się na czwartym. Z wdzięcznością przyjęłam ten niespodziewany przystanek, by przez kilka dodatkowych chwil cieszyć się ukojeniem, jakie odnajdowałam w smaku ciemnej czekolady i karmelu rozpływającym się na języku.
Drzwi windy się rozsunęły, ukazując Justina Biebera rozmawiającego z jakimiś dwoma facetami.
Tradycyjnie na jego widok wstrzymałam oddech, co sprawiło, że ledwo już tlący się gniew wewnątrz mnie zapłonął z nową siłą. Dlaczego tak na mnie działał? Kiedy w końcu uodpornię się na emanujący z niego erotyzm?
Podniósł wzrok i gdy mnie dostrzegł, koniuszki jego ust uniosły się powoli w leniwym uśmiechu.
Cudownie. Ja i moje gówniane szczęście, nie ma co. Stałam się dla niego czymś w rodzaju wyzwania.
W ułamku sekundy uśmiech zniknął, a jego miejsce zajął zniecierpliwiony grymas.
– Dokończymy później – burknął do swoich towarzyszy, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wkraczając do windy, powstrzymał ich gestem dłoni, by nie szli za nim. Obaj wytrzeszczyli oczy ze zdumienia, przenosząc wzrok to na mnie, to na Biebera. Postanowiłam wysiąść i złapać inną windę w przeświadczeniu, że tylko dzięki ucieczce
zachowam zdrowe zmysły. Zrobiłam krok ku wyjściu.
– Nie tak szybko, Evo. – Bieber chwycił mnie za łokieć i wciągnął z powrotem do środka. Drzwi się zasunęły i winda ruszyła do góry.
– Co pan wyprawia? – warknęłam. Po przeprawie ze Stantonem ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam do szczęścia, był kolejny dominujący samiec, który próbował mną dyrygować.
Bieber złapał mnie za ramiona i wpił się w moją twarz tym swoim intensywnie karmelowym spojrzeniem.
– Coś jest nie tak. Co cię dręczy?
Poczułam, jak między naszymi naelektryzowanymi ciałami znowu przebiegają niewidzialne iskry, jak wytwarza się między nami ta znajoma energia, podsycana jeszcze przez mój gniew.
– Pan.
Musnął kciukami moje ramiona, po czym mnie puścił. Następnie wyciągnął z kieszeni pojedynczy klucz i włożył go do gniazdka w tablicy z numerami pięter. Wszystkie numerki zgasły oprócz tego symbolizującego ostatnie piętro.
Kolejny raz ubrany był w czerń, przełamaną tym razem wąskimi szarymi prążkami. Widok jego sylwetki z tyłu przyjęłam niczym objawienie. Ramiona miał atrakcyjnie szerokie, lecz nie przesadnie rozrośnięte, jak u niektórych mężczyzn. W perfekcyjny sposób podkreślały jego wąską talię i długie nogi. Jedwabiste kosmyki włosów opadały kusząco na kołnierzyk, budząc we mnie pragnienie, by chwycić je i przyciągnąć. Z całej siły. Nieważne jak wściekła i podminowana, wciąż go pragnęłam. Chciałam podgrzać atmosferę, nawet poprzez kłótnię.
– Nie jestem w nastroju na pańskie gierki, panie Bieber.
Wpatrywał się w stylizowaną na zabytkową wskazówkę nad drzwiami, odmierzającą mijane piętra.
– Mogę wprawić cię w odpowiedni nastrój. - mruknął ochrypłym, niskim głosem.

***
10 komentarzy i następny rozdział :)
Dziękuję wszystkim czytelnikom <3

niedziela, 17 listopada 2013

V

FANFICTION ZAWIERA WYLUGARYZMY LUB/I WĄTKI SEKSUALNE. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Stanęłam tak gwałtownie, że zatarasowałam drogę Harremu, który wpadł z impetem na moje plecy, i poleciałam do przodu. Pan Mroczny i Niebezpieczny złapał mnie w talii. Zachwiałam się na nogach i wpadłam prosto w jego ramiona. W jednej chwili wstrzymałam oddech, tym samym chyba wyłączając tryb zdrowego rozsądku. Mimo że dzieliły nas warstwy materiału, i tak czułam jego stalowe mięśnie pod mymi dłońmi, a jego twardy brzuch stykał się z moim. Gdy wciągnął gwałtownie powietrze, moje sutki stwardniały pod bluzką, pobudzone ruchem jego szerokiej klatki piersiowej. Och nie. Ktoś musiał rzucić na mnie klątwę. Niczym w kalejdoskopie przez moją głowę przewinęły się obrazy ilustrujące moje upokorzenia, uświadamiając mi tysiące sposobów, na które mogłam potknąć się, upaść, stracić równowagę, poślizgnąć się lub uderzyć w coś na oczach boga seksu w ciągu następnych dni, tygodni i miesięcy.
– Witaj ponownie – mruknął swym wibrującym głosem, który obudził we mnie bolesną żądzę. – Jak zawsze to wielka przyjemność wpaść na ciebie.
Zaczerwieniłam się ze wstydu i pożądania zarazem, niezdolna, aby się cofnąć, pomimo obecności dwóch innych osób w pomieszczeniu. Nie pomagało wcale, że jego uwaga skupiona była wyłącznie na mnie, a silne ciało wydawało się żądać i zniewalać mnie promieniującą od niego potężną energią.
– Panie Bieber – zaczął Harry zza moich pleców – przepraszamy za to gwałtowne wejście.
– Niepotrzebnie. Na pewno wyryje się w mojej pamięci.
Gdy Bieber wypuścił mnie wreszcie z ramion, aż zachwiałam się na szpilkach. Po tak bliskim kontakcie z jego ciałem nogi miałam jak z waty. Znów otulała go czerń marynarki, którą uzupełniały stonowane szarości koszuli i krawata. Jak zwykle wyglądał niewiarygodnie dobrze.
Co czuje ktoś o tak bajecznym wyglądzie? Byłam pewna, że gdziekolwiek się pojawił, wywoływał sensację.
Harry pomógł mi złapać równowagę, po czym puścił mnie ostrożnie. Wzrok Biebera śledził jego dłoń na moim łokciu, dopóki jej nie cofnął.
– No dobrze. – Harry wziął się w garść. – To jest moja asystentka, Eva Brooks.
– Spotkaliśmy się już wcześniej. – Bieber podsunął mi krzesło obok swojego. –Zapraszam, Evo.
Spojrzałam na Harrego, licząc na jakąś wskazówkę, wciąż niezdolna wrócić do siebie po tym, jak tkwiłam przylepiona do tego seksualnego supergeneratora w garniturze od Fioravantiego.
Bieber pochylił się ku mnie i rozkazał cicho:
– Siadaj, Evo.
Harry skinął szybko głową, ale ja już opadałam na krzesło na komendę Biebera; moje ciało podporządkowało mu się instynktownie, zanim umysł zdążył zgłosić obiekcje. Starałam się usiedzieć spokojnie w miejscu, gdy przez następną godzinę Harry zwijał się w ogniu pytań Biebera i dwóch atrakcyjnych brunetów w eleganckich garniturach, dyrektorów Kingsmana. Ten w malinowym szczególnie gorliwie zabiegał o uwagę Biebera, podczas gdy ten w kremowym skupiał się wyłącznie na moim szefie. Cała trójka wydawała się pod wrażeniem elokwencji i siły przekonywania Harrego, gdy prezentował, w jaki sposób dzięki jego efektywnemu podejściu do klienta współpraca z naszą agencją reklamową może przerodzić się w wymierną wartość dla marki klienta. Podziwiałam Harrego za to, że zachowywał spokój, znajdując się pod tak dużą presją wywieraną przez Biebera, który w naturalny sposób zdominował spotkanie.
– Dobra robota, panie Styles. – Bieber pochwalił Harrego oszczędnie, kiedy podsumowywali spotkanie. – Z przyjemnością przyjrzę się waszej ofercie w odpowiednim czasie. A co ciebie by skłoniło do spróbowania wódki Kingsmana, Evo?
Zamrugałam zaskoczona.
– Słucham?
Patrzył na mnie tym swoim intensywnym, świdrującym spojrzeniem. Odnosiłam wrażenie, jakby nie widział nikogo poza mną, jakby koncentrował się wyłącznie na mnie, co tylko utwierdziło mnie w podziwie wobec Harrego, który musiał wytrzymać nacisk tego spojrzenia przez godzinę.
Bieber obrócił swój fotel równolegle do długości stołu, odwracając się ku mnie całym ciałem. Jego prawa dłoń spoczywała na blacie, długie eleganckie palce wybijały rytm, przesuwając się po gładkiej drewnianej powierzchni. Zerknęłam mimowolnie na jego nadgarstek wyłaniający się z mankietu koszuli i z jakiegoś szalonego powodu widok tego
niewielkiego skrawka złocistej skóry pokrytej delikatnym meszkiem ciemnych włosów sprawił, że moja łechtaczka zaczęła pulsować w oczekiwaniu pieszczot. On był po prostu taki... samczy.
– Która z koncepcji zaproponowanych przez Harrego podoba ci się najbardziej? – ponowił pytanie.
– Myślę, że wszystkie są znakomite.
Jego twarz pozbawiona była wszelkich emocji, gdy oznajmił:
– Pozbędę się wszystkich z sali, żeby poznać twoją szczerą opinię, jeśli krępujesz się mówić przy nich.
Moje palce wbiły się kurczowo w podłokietniki fotela.
– Właśnie wyraziłam szczerą opinię, panie Bieber, ale jeśli już musi pan wiedzieć, wydaje mi się, że seksowny luksus po przystępnej cenie trafi do najszerszej grupy odbiorców. Niestety brak mi...
– Zgadzam się. – Bieber wstał i zapiął marynarkę. – No to ma pan wskazówkę, w jakim kierunku podążać, panie Styles. Wrócimy do tego w przyszłym tygodniu.
Przysiadłam na chwilę, oszołomiona zawrotnym tempem wydarzeń. Następnie zerknęłam na Harrego, który zdawał się oscylować między pełną zaskoczenia radością a konsternacją.
Podniosłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Byłam do bólu świadoma obecności Biebera idącego obok mnie. Sposób, w jaki się poruszał, ta zwierzęca zwinność i arogancka powściągliwość, działał jak afrodyzjak. Wyobrażałam sobie, że musiał być świetny w łóżku, drapieżny niczym zwierzę, biorący, co chciał, w sposób, który sprawiał, że kobieta szalała, pragnąc dać mu jeszcze więcej. Bieber szedł przy mnie przez całą drogę do windy. Wymienił z Harrym kilka uwag,
chyba na temat sportu, ale zbyt rozpraszała mnie jego obecność, bym mogła skupić się na konwencjonalnej wymianie zdań. Gdy winda przyjechała, odetchnęłam z ulgą i pospieszyłam za Harrym.
– Zaczekaj, Evo – powiedział gładko Bieber, przytrzymując mnie za łokieć. – Za chwilę będzie z powrotem – rzucił zaskoczonemu Stylesowi, zanim drzwi windy zamknęły się mojemu szefowi przed nosem.
Bieber nie odezwał się słowem, dopóki winda nie znalazła się na dole i nie przywołał jej z powrotem, po czym zapytał:
– Sypiasz z kimś?
Zadał to pytanie tak swobodnym tonem, że nie od razu dotarło do mnie, co powiedział. Wzięłam głęboki oddech.
– A dlaczego to pana tak interesuje?
Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem i dostrzegłam w jego oczach to samo, co podczas naszego pierwszego spotkania – ogromną siłę i chłodną kontrolę. Obie sprawiły, że mimowolnie zrobiłam krok do tyłu. Znowu. Przynajmniej tym razem nie upadłam. Najwidoczniej robiłam postępy.
– Ponieważ mam ochotę cię przelecieć, Evo. Chcę wiedzieć o wszystkim, co może stanąć mi na drodze.
Poczułam gwałtowny skurcz między udami, tak że musiałam przytrzymać się ściany, by zachować równowagę. Chciał mi pomóc, ale podniosłam ostrzegawczo dłoń, by zachował dystans.
– A wziął pan pod uwagę, że pańska oferta może mnie w ogóle nie interesować, panie Bieber?
Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, przez co stał się jeszcze bardziej przystojny. Dobry Boże...
Moje ciało było w stanie takiego napięcia, że aż podskoczyłam na dźwięk dzwonka, który zasygnalizował przybycie windy. Nigdy w życiu nie byłam tak podniecona, tak rozpalona, tak obsesyjnie zafascynowana drugą osobą. I nigdy w życiu nie zostałam potraktowana w równie arogancki sposób przez obiekt mojego pożądania. Wkroczyłam do windy i odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechnął się.
– Do następnego razu, Evo.
Kiedy drzwi się zamknęły, oparłam się bezwładnie na mosiężnej barierce, próbując odzyskać równowagę. Ledwo doszłam do siebie, gdy drzwi windy się otworzyły i ujrzałam Harrego, drepczącego nerwowo w poczekalni na naszym piętrze.
– Jezu, Eva – wymamrotał, stając gwałtownie w miejscu na mój widok. – Co to miało, do diabła, znaczyć?
– Nie mam zielonego pojęcia – pospiesznie wypuściłam powietrze, w duchu żałując, że nie mogę natychmiast zwierzyć się komuś z tej niepokojącej, zuchwałej propozycji Biebera, zdawałam sobie jednak sprawę, że mój szef nie byłby najtrafniejszym wyborem. – A zresztą jakie to ma znaczenie? Przynajmniej wiesz, że jest gotów dać ci ten kontrakt.
Promienny uśmiech przegonił strapiony grymas z jego twarzy.
– Mam taką cichą nadzieję.
– Jak mawia mój współlokator, powinieneś to uczcić. Mam zarezerwować stolik dla ciebie i Louisa na wieczór?
– Czemu nie? Pure Food and Wine na siódmą, jeśli mogliby nas gdzieś wcisnąć. Jeśli nie, zaskocz nas.
Po powrocie Harrego do pokoju oblegli go członkowie zarządu, żądni szczegółów spotkania z Bieberem – Michael Waters, główny dyrektor zarządzający i prezes, a także Christine Field i Walter Leaman, przewodnicząca i wiceprzewodniczący rady nadzorczej. Wyminęłam chyłkiem całą czwórkę i wślizgnęłam się do mojego boksu. Zadzwoniłam do Pure Food and Wine, błagając o stolik dla dwóch osób. Po kilku minutach negocjacji, lamentów i próśb menedżer sali w końcu zmiękł.
Zostawiłam wiadomość na skrzynce głosowej Harrego:
– To z całą pewnością twój szczęśliwy dzień. Stolik zarezerwowany na siódmą. Baw się dobrze!
Następnie odbiłam kartę zegarową, z niecierpliwością oczekując powrotu do domu.
*
– Powiedział coś takiego?! – Niall siedział na drugim końcu naszej ogromnej kanapy i kręcił głową z niedowierzaniem.
– Właśnie, dasz wiarę? – Z przyjemnością pociągnęłam kolejny łyk wina, rześkiego i dobrze schłodzonego sauvignon blanc, które kupiłam w drodze do domu. – Moja reakcja była dokładnie taka sama. Ciągle nie jestem pewna, czy nie zmyśliłam sobie całej tej konwersacji, odurzona jego feromonami.
– A więc?
Podwinęłam nogi i wcisnęłam się w róg kanapy.
– A więc co?
– Wiesz, Evo. – Niall wziął netbooka ze stolika kawowego i umieścił go na skrzyżowanych nogach. – Zamierzasz na to pójść, czy jak?
– Przecież w ogóle go nie znam. Nawet nie wiem, jak ma na imię, a on rzuca mi taką podkręconą piłkę.
– On w jakiś sposób poznał twoje. – Zaczął stukać w klawiaturę. – A ta cała sprawa z reklamą wódki? Dlaczego tak zależało mu akurat na twoim szefie?
Dłoń, którą bawiłam się rozpuszczonymi włosami, zastygła w powietrzu.
– Harry jest niezwykle utalentowany. Jeśli Bieber ma smykałkę do interesów, na pewno musiał o nim słyszeć i chciał go wypróbować.
– Wygląda na to, że to Bieber ma łeb do interesów. – Niall odwrócił netbooka w moją stronę i pokazał mi stronę główną Bieber Industries, na której dumnie prezentowało się imponujące zdjęcie Bieberfire. – To jego budynek, Eva. Własność Justina Biebera.
Niech to szlag. Zamknęłam oczy. Justin Bieber. Pomyślałam, że to imię doskonale do niego pasowało. Było seksowne i elegancko męskie, jak on sam.
– Ma ludzi od tego, żeby zajmowali się marketingiem jego różnych firm.
Prawdopodobnie całe dziesiątki.
– Przestań, Niall.
– Jest seksowny, bogaty i chce zerżnąć cię na wylot. Zatem w czym problem?
Spojrzałam na niego.
– Byłoby dosyć niezręcznie ciągle wpadać na niego w biurze. Mam zamiar dłużej zagrzać miejsca w tej firmie. Naprawdę lubię moją pracę. Lubię Harrego. Całkowicie wciągnął mnie w projekt i już tyle się od niego nauczyłam.
– Pamiętasz, co doktor Travis mówił ci o skalkulowanym ryzyku. Jeśli psychiatra radzi ci, żebyś trochę się zabawiła, to musisz mu zaufać. Poradzisz sobie z tym. Ty i Bieber jesteście dorośli – przekonywał Horan, po czym znów pochłonęło go internetowe śledztwo. – Łał. Wiesz, że facet przekroczy trzydziestkę dopiero za dwa lata? Pomyśl o jego sile żywotnej.
– Pomyśl o jego chamstwie. Obraził mnie tym zachowaniem. Nienawidzę, gdy ktoś traktuje mnie jak chodzącą waginę.
Niall przerwał poszukiwania i spojrzał na mnie współczująco. W jego oczach malowało się zrozumienie.
– Przepraszam, mała. Jesteś taka silna, o wiele silniejsza ode mnie. Po prostu przestałem dostrzegać, że ty też taszczysz swój bagaż, jak ja.
– Spoko, nie robię tego non stop. – Odwróciłam wzrok, gdyż nie chciałam rozmawiać o tym, przez co oboje przeszliśmy w przeszłości. – Nie chodzi o to, żeby zaraz obsypywał mnie kwiatami czy śpiewał serenady pod balkonem. Ale istnieją chyba subtelniejsze sposoby powiedzenia kobiecie, że chcesz zaciągnąć ją do łóżka.
– Masz rację. To arogancki dupek. Możesz rozpalać go, aż się tak rozgrzeje, że spuchną mu jaja. Należy mu się.
To mnie rozśmieszyło. Cary zawsze potrafił mnie rozbawić.
– Nie wydaje mi się, żeby temu facetowi kiedykolwiek zdążyły spuchnąć jaja, ale to całkiem zabawny obrazek.
Niall zatrzasnął netbooka energicznym ruchem.
– To co robimy dziś wieczorem?
– Myślałam o tym, żeby sprawdzić tę szkołę krav magi na Brooklynie. – Po tym, jak spotkałam Liama Payne podczas treningu w Equinoksie, zebrałam trochę informacji na temat tej sztuki walki. Po głębszym namyśle ten rodzaj surowego fizycznego wysiłku wydawał się idealnym sposobem, by zapomnieć o stresach i napięciach. Wiedziałam, że krav maga nie mogła wprawdzie równać się z demonicznym rżnięciem przez Justina Biebera, ale podejrzewałam, że było to zajęcie o wiele bezpieczniejsze dla mojego zdrowia.


.-.-.-.
planowałam rozdział zakończyć na, cytuję, :"Ponieważ mam ochotę cię przelecieć, Evo. Chcę wiedzieć o wszystkim, co może stanąć mi na drodze." ale stwierdziłam, że nie będę aż tak chamska i dam wam poznać trochę więcej :)
Końcówka nie trzyma w napięciu, przepraszam :c
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
uwaga! jako że informuj 15 osób + promuję bloga na twitterze, ustalam granicę. min 10 komentarzy by pojawił się VI rozdział. Wiem, że to trochę jak szantaż, ale zdecydowanie wolę pisać dla kogoś niżeli dla siebie samej :)
Dziękuję za 35 komentarzy pod ostatnimi rozdziałami, i prawie 950 wyświetleń. Kocham was :)
do następnego!
P.S NIE WIEM CZY ZAUWAŻYLIŚCIE, ROZDZIAŁ DŁUŻSZY OD POZOSTAŁYCH! :))

środa, 13 listopada 2013

IV

Świadomy ascetyzm barw jego stroju, surowość srebrnego krawata i chłód śnieżnobiałej koszuli podkreślały niezwykły karmelowy kolor jego oczu. Moja reakcja na widok tajemniczego nieznajomego stojącego ze swobodnie odpiętą marynarką i rękami włożonymi nonszalancko do kieszeni była niczym uderzenie w niewidzialną ścianę, która niespodziewanie wyrosła przede mną. Stanęłam jak wryta, nie mogąc oderwać oczu od mężczyzny, który wydawał się jeszcze bardziej olśniewający, niż pamiętałam. Nigdy nie widziałam tak brązowych włosów. Były lśniące i nieco długie, niemal do kołnierzyka jego koszuli. Ta seksowna fryzura uzupełniała wizerunek prężnego biznesmena nutką zmysłowości niegrzecznego chłopca,
jak cierpka wisienka na słodkim torcie. Jak zwykła mówić moja matka, tylko awanturnicy i bandyci mieli takie włosy.
Zacisnęłam dłonie, by powstrzymać nieprzepartą ochotę dotknięcia ich, sprawdzenia, czy były w dotyku tak jedwabiste, jak się zdawało. Drzwi zaczęły się zamykać.
On jednak robił energiczny krok do przodu i nacisnął przycisk,by przytrzymać je otwarte.
– Zmieścimy się tu oboje, Evo.
Dźwięk tego zmysłowego, nieznoszącego sprzeciwu głosu wyrwał mnie z chwilowego oszołomienia. Skąd znał moje imię?
Wtedy przypomniałam sobie, że we wczorajszym zamieszaniu w jego ręce wpadł mój identyfikator. W panice rozważałam, czy nie skłamać, że czekam na kogoś, i nie przepuścić tej windy, ale mój mózg w końcu zaczął pracować. Co się, do diabła, ze mną działo? Mężczyzna ewidentnie pracował w tym samym budynku. Nie mogłam robić uników za każdym razem, kiedy na niego wpadałam. I dlaczego w ogóle miałabym to robić? Jeśli będę spotykać go częściej, w końcu nauczę się patrzeć na niego bez emocji i uodpornię się na erotyzm, którym emanował. Z czasem nie będę na niego zwracała większej uwagi niż na meble w lobby. Ha! To wcale nie było takie proste. Wkroczyłam do windy.
– Dziękuję – wymamrotałam.
Puścił przycisk i wszedł za mną. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy w dół. Momentalnie pożałowałam, że zdecydowałam się wsiąść razem z nim. Od bliskości jego ciała mrowiła mnie skóra. Miałam wrażenie, że jego siła rozsadza niewielką przestrzeń klatki, w której byliśmy zamknięci. Emanował niemal namacalną energią i takim seksualnym magnetyzmem, że poczułam, jak miękną mi nogi. Mój oddech stał się tak samo nierówny, jak uderzenia serca. Znowu poczułam to niewytłumaczalne przyciąganie, jakby promieniował niemym żądaniem, na które instynktownie odpowiadałam.
– Dobrze się pani bawi pierwszego dnia? – zapytał, wprawiając mnie w osłupienie. Jego głos był dźwięczny, opływał mnie uwodzicielskim rytmem. Skąd, do diabła, wiedział, że to mój pierwszy dzień w pracy?
– Na razie tak – odpowiedziałam gładko. – A pan?
Czułam, jak jego wzrok prześlizguje się po moim profilu, ale siłą woli starałam się nie odrywać oczu od aluminiowych drzwi windy. Serce galopowało mi w piersi, w brzuchu trzepotały motyle. Miałam mętlik w głowie.
– No cóż, nie był to wprawdzie mój pierwszy dzień – odpowiedział z rozbawieniem w głosie – ale był całkiem udany.
I z każdą chwilą staje się lepszy.
Skinęłam głową i zmusiłam się do uśmiechu, nie mając pojęcia, o co mogło mu chodzić. Winda przystanęła na dwunastym piętrze, by zabrać trójkę rozprawiających z ożywieniem facetów. Przesunęłam się do tyłu, by zrobić im miejsce, jednocześnie próbując schować się w przeciwległym rogu z dala od Pana Mrocznego i Niebezpiecznego. Tyle że on podążył za mną. Nagle znalazłam się bliżej niego niż wcześniej. Gdy poprawiał perfekcyjnie zawiązany krawat, jego ramię otarło się o mnie. Wciągnęłam głęboko powietrze i udręczona starałam się ignorować jego towarzystwo, próbując skupić się na rozmowie tamtych. Mogłam się nie wysilać. Jego obecność była zbyt namacalna. Stał tuż obok. Cały perfekcyjny, zachwycający i pachnący bosko. Moje myśli pogalopowały niekontrolowane, trzepocząc wokół tego, jak twardy może być
ten kawałek jego ciała w dole garnituru. Kiedy winda stanęła na parterze, niemal westchnęłam z ulgi. Czekałam niecierpliwie, aż zrobi się luźniej, i gdy tylko nadarzyła się okazja, ruszyłam do przodu. Wtedy poczułam, jak kładzie dłoń na moim krzyżu i idzie obok, sterując mną. Jego dotyk w tak wrażliwym miejscu wywołał dreszcz, który przepłynął przez całe moje ciało. Dotarliśmy do bramek i wtedy cofnął dłoń, pozostawiając poczucie dziwnej pustki. Zerknęłam na niego, starając się go rozszyfrować, ale chociaż patrzył wprost na mnie, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
– Eva!
Widok Nialla, opierającego się swobodnie o marmurową kolumnę w lobby, położył kres tym torturom. Mój przyjaciel miał na sobie dżinsy, eksponujące długie na milę nogi, oraz obszerny sweter w kolorze ciepłego błękitu, który podkreślał jego oczy. Bez trudu przyciągał uwagę mijających go ludzi. Zwolniłam, podchodząc do niego i bóg seksu wyminął nas, przeszedł przez obrotowe drzwi, po czym opadł płynnie na tylne siedzenie zaparkowanego przed budynkiem czarnego bentleya SUV-a, którego już widziałam tutaj. Niall zagwizdał, podążając wzrokiem za limuzyną.
– No, no. Sądząc po maślanych oczach, to musiał być facet, o którym mi wczoraj opowiadałaś, mam rację?
– O tak, to był zdecydowanie on.
– Pracujecie razem? – Niall chwycił mnie za rękę i pociągnął na ulicę przez boczne wyjście.
– Nie. – Przystanęłam na chodniku wśród rzeki przechodniów, by zmienić buty, przytrzymując się jego ramienia. – Nie mam pojęcia, kim on jest, ale niepokoi mnie, że zapytał o wrażenia z pierwszego dnia w pracy, więc chyba powinnam zrobić małe dochodzenie.
– No cóż... – Niall wyszczerzył zęby w uśmiechu, przytrzymując mnie za łokieć, gdy podskakiwałam niezdarnie na jednej nodze. – Nie wiem, jak ludzie mogą skupić się na pracy, gdy on jest w pobliżu. Aż mi przez chwilę mózg zaskwierczał.
– Wydaje mi się, że to powszechna reakcja. – Wyprostowałam się. – Chodźmy. Potrzebuję drinka.
*
Następnego ranka powitało mnie lekkie pulsowanie z tyłu głowy, jakby kpiące ze mnie za wypicie tego jednego kieliszka za dużo. Jadąc windą na dwudzieste piętro, nie wyrzucałam sobie kaca tak bardzo, jak powinnam. Do wyboru miałam bowiem danie sobie w gardło lub randkę z wibratorem, która skończyłaby się najpewniej dostarczonym przez baterię orgazmem wywołanym fantazjami z Panem Mrocznym i Niebezpiecznym w roli głównej. Nie żeby miał się w jakiś sposób dowiedzieć albo żeby w ogóle obchodziło go, że tak mnie rozpalał, ale ja to wiedziałam i nie zamierzałam poddawać się fantazjom o nim.
Wrzuciłam swoje rzeczy do dolnej szuflady biurka i sprawdziwszy, że Harrego jeszcze nie ma, wróciłam z kubkiem kawy do boksu, by nadrobić zaległości na ulubionych blogach reklamowo-biznesowych.
– Eva!
Aż podskoczyłam, gdy nagle pojawił się koło mnie z szerokim uśmiechem, odznaczającym się śnieżną bielą na ciemnej twarzy.
– Dzień dobry, Harry.
– A żebyś wiedziała, że dobry. Chyba przynosisz mi szczęście. Chodź do mnie, proszę, i weź swój tablet. Możesz dzisiaj zostać dłużej?
Podążyłam za nim, zarażając się jego entuzjazmem.
– Pewnie.
– Miałem nadzieję, że to powiesz. – Zanurzył się w swym fotelu.
Usadowiłam się na tym samym krześle, które wybrałam wczoraj, i szybko otworzyłam program tekstowy.
– A więc – zaczął – otrzymaliśmy zapytanie o ofertę od Kingsman Vodka i wyraźnie wymienili moje nazwisko. Pierwszy raz ktoś zasugerował, że chce pracować właśnie ze mną.
– Gratulacje!
– To miłe z twojej strony, ale zachowajmy pochwały do czasu, gdy faktycznie dostaniemy kontrakt. Kiedy już przedstawimy im naszą propozycję, i tak będziemy musieli brać udział w przetargu. Chcą spotkać się ze mną jutro wieczorem.
– Łał. Czy to standardowa procedura?
– Nie. Zwykle czekają, aż przygotujemy i złożymy ofertę, zanim zaaranżują spotkanie. Kingsman Vodka została niedawno przejęta przez Bieber Industries, giganta sprawującego kontrolę na dziesiątkami zależnych firm. Jeśli nam się uda, możemy nieźle na tym zarobić. Oni dobrze o tym wiedzą, dlatego chcą, żebyśmy tańczyli, jak nam zagrają.
Pierwszy etap to spotkanie ze mną.
– Nad przygotowaniem oferty pracuje cały zespół, prawda?
– Tak, prezentujemy pomysły jako grupa. Ale oni znają reguły gry. Wiedzą, że po tym, jak nasz dyrektor kreatywny roztoczy przed nimi piękną wizję kampanii, właściwą robotę będzie faktycznie wykonywał dla nich młodszy specjalista. Ktoś taki, jak ja. Chcą mnie po prostu wcześniej przetestować, zanim podejmą z nami współpracę. Poza tym muszę oddać
im tę sprawiedliwość, że ich zapytanie o ofertę obfituje w informacje, co oszczędza mi mnóstwo pracy, jeśli chodzi o przygotowania. Naprawdę nie mogę zarzucić im, że ich wymagania są zbyt wygórowane. Są tylko skrupulatni. To standardowe postępowanie, gdy masz do czynienia z takimi rekinami jak Bieber Industries.
Przejechał nerwowo dłonią po krótkich, mocno skręconych włosach, zdradzając tym gestem presję, jaką czuł.
– Co sądzisz o Kingsman Vodka?
– Uhm... No cóż... Szczerze mówiąc, nigdy o nich nie słyszałam.
Harry opadł na oparcie fotela i się zaśmiał.
– Dzięki Bogu. Już myślałem, że jestem jedyny. No cóż, dobrą stroną jest to, że nie mają złej prasy, z którą trzeba by walczyć. Brak informacji to czasami najlepsza informacja.
– Więc w czym mam ci pomóc? Oprócz zdobycia informacji na temat rynku wódki i gotowości, by zostać po godzinach?
Myślał przez chwilę, zagryzając wargi.
– Dobrze, zanotuj następujące rzeczy...
Pracowaliśmy nieprzerwanie, odpuszczając sobie lunch, i siedzieliśmy nad projektem jeszcze długo po tym, jak budynek opustoszał, analizując wstępne dane przygotowane przez dział strategii. Było kilka minut po siódmej, gdy ze skupienia wyrwał mnie dźwięk telefonu Harrego, który zakłócił ciszę uśpionego biura. Nie przerywając pracy, Styles włączył funkcję głośnomówiącą.
– Cześć, najdroższy.
– Czy ty w ogóle nakarmiłeś to biedactwo? – odezwał się ciepły męski głos po drugiej stronie słuchawki.
Harry zerknął na mnie przez szklaną ścianę biura ze zmieszaną miną.
– Oj... zapomniałem.
Szybko odwróciłam wzrok, przygryzając wargę, żeby powstrzymać chichot. Z telefonu wydobyło się wyraźne prychnięcie:
– To dopiero jej drugi dzień, a ty każesz jej harować jak wół i do tego ją głodzisz. Zobaczysz, tylko czekać, aż zrezygnuje.
– Cholera, masz rację. Louis, kochanie...
– Przestań mi tu słodzić. Myślisz, że lubi chińszczyznę?
Podniosłam kciuki do góry. Uśmiechnął się.
– Myślę, że tak.
– Dobrze. Będę u was za dwadzieścia minut. Daj znać ochronie, żeby mnie wpuścili.
Niemal dokładnie dwadzieścia minut później prowadziłam Louisa Tomlinsona przez poczekalnię do naszej części biura. Był postawnym mężczyzną, miał na sobie ciemne dżinsy, zdarte robociarskie buty i starannie wyprasowaną rozpinaną koszulę. Ciemnowłosy,ze śmiejącymi się niebieskimi oczami, był równie przystojny jak jego partner, tyle że w zupełnie inny sposób. Rozsiedliśmy się całą trójką wokół biurka Harrego. Wyłożyliśmy na papierowe tacki kurczaka kung pao i wołowinę z brokułami, dodaliśmy kleisty biały ryż i zaatakowaliśmy to pałeczkami.
Dowiedziałam się, że Louis był przedsiębiorcą budowlanym. Wraz z Harrym stanowili parę od czasów college’u. Obserwując, jak odnoszą się do siebie, czułam podziw i lekkie ukłucie zazdrości. Ich związek wydawał się funkcjonować tak fantastycznie, że spędzanie czasu w ich towarzystwie było prawdziwą przyjemnością.
– Niech mnie diabli, dziewczyno! – Louis aż gwizdnął ze zdziwienia, gdy sięgałam po trzecią dokładkę. – Ty to możesz wtrząchnąć! Gdzie to się podziewa?
Wzruszyłam ramionami.
– Myślę, że na siłowni. Może to pomaga...?
– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedział Harry, szczerząc zęby. – Lou jest po prostu zazdrosny. Musi uważać na swoją dziewczęcą figurę.
– Do diabła. – Louis wykrzywił się do partnera. – Może powinienem zabierać ją na lunch z załogą. Mógłbym załapać sporo kasy na zakładach z chłopakami, ile ona może zjeść.
Uśmiechnęłam się.
– Mogłoby być zabawnie.
– Ha! Od razu wiedziałem, że jesteś ciut zakręcona. Widać to w twoim uśmiechu.
Ze wzrokiem wbitym w jedzenie próbowałam odgonić od siebie wspomnienia, jak byłam popieprzona, kiedy przechodziłam swoją buntowniczą i samodestrukcyjną fazę.
Harry przyszedł mi z pomocą, mówiąc:
– Nie napastuj mojej asystentki. I co ty tak naprawdę wiesz o szalonych kobietach?
– Wiem, że niektóre z nich lubią spędzać czas w towarzystwie gejów. Lubią nasz punkt widzenia. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Wiem również parę innych rzeczy, jeśli rozumiecie, co mam na myśli... Hej, nie bądźcie tacy zaszokowani. Chciałem tylko sprawdzić, czy ten seks hetero nie jest za bardzo przereklamowany.
Najwyraźniej dla Harrego była to nowość, ale sądząc z jego drgających warg, był na tyle pewien ich związku, że uznał całe to wyznanie za zabawne.
– Ach tak?
– I jak ci się podobało? – spytałam odważnie.
Louis wzruszył ramionami.
– Nie chcę mówić, że to jest przereklamowane, gdyż bez wątpienia nie jestem grupą docelową i moja ocena bazuje na ograniczonej próbce, ale z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nie jest mi to potrzebne do szczęścia.
Uznałam to za dosyć wymowne, że Louis relacjonował swoją historyjkę, używając języka marketingowego, którym operował w pracy Harry. Było jasne, że wymieniali się doświadczeniami z pracy, mimo że ich dziedziny dzieliły lata świetlne.
– Biorąc pod uwagę twoją obecną sytuację życiową – powiedział z udawaną powagą Harry, chwytając pałeczkami łodyżkę brokułu – to chyba dobrze dla ciebie.
Gdy skończyliśmy jeść, zrobiła się ósma i do biura wkroczyła ekipa sprzątająca. Harry nalegał, by zamówić mi taksówkę.
– Czy chcesz, żebym przyszła jutro wcześniej? – zapytałam.
Louis szturchnął Harrego znacząco.
– Ty naprawdę musiałeś zrobić coś dobrego w poprzednim życiu, że zostałeś wynagrodzony taką asystentką.
– Wydaje mi się, że zasłużyłem na nią, wytrzymując z tobą w obecnym – odgryzł się Harry.
– O co ci chodzi! – zaprotestował Louis. – Przecież zrobiłeś ze mnie prawdziwego pantofla. Opuszczam nawet deskę klozetową.
Harry posłał w moją stronę udręczone spojrzenie, w którym kryły się pokłady czułości dla partnera.
– Mam ci za to wręczyć medal?
*
Wraz z Harrym harowaliśmy jak opętani, żeby przygotować jego spotkanie z zespołem z Kingsmana o szesnastej. Spędziliśmy roboczy lunch z ludźmi z działu kreacji, którzy mieli wziąć udział w przyszłej prezentacji podczas przetargu. Głowa mi pękała od natłoku informacji i pomysłów. Następnie przestudiowaliśmy materiały na temat obecności Kingsmana w sieci i na portalach społecznościowych. Około trzeciej trzydzieści zrobiłam się trochę nerwowa, wiedząc, że korki o tej porze
potrafią dać w kość, ale Harry nie przestawał pracować, nawet gdy sygnalizowałam mu czas. Kwadrans przed czwartą wyskoczył ze swego biura z szerokim uśmiechem na ustach, zmagając się z marynarką.
– Dołącz do mnie, Evo.
Zamrugałam ze zdziwienia.
– Naprawdę?
– Hej, ciężko pracowałaś, pomagając mi w przygotowaniach. Nie jesteś ciekawa, jak pójdzie spotkanie?
– Ależ oczywiście. – Zerwałam się na równe nogi. Wiedząc, że asystentka jest najlepszą wizytówką szefa, wygładziłam czarną ołówkową spódnicę i wyprostowałam mankiety mojej jedwabnej bluzki z długimi rękawami. Przypadkowym zrządzeniem losu jej szkarłatna barwa idealnie pasowała do krawata Harrego. – Dziękuję.
Kiedy wsiedliśmy do windy, ta ku mojemu zaskoczeniu ruszyła do góry zamiast w dół. Wjechaliśmy na ostatnie piętro i znaleźliśmy się w poczekalni, która była zdecydowanie bardziej przestronna i ozdobna niż ta na dwudziestym piętrze. Wiszące w koszach z paprocie i lilie wypełniały powietrze miłym zapachem. Na przydymionym szkle drzwi wejściowych widniał napis Bieber Industries, wygrawerowany boldem, typowo męskim krojem pisma. Wpuszczono nas do środka i poproszono, byśmy poczekali chwilę. Oboje grzecznie odmówiliśmy zaoferowanej nam wody i kawy. Po mniej więcej pięciu minutach zostaliśmy poprowadzeni do zamkniętego pokoju konferencyjnego.
Gdy recepcjonistka chwytała za klamkę drzwi, Harry popatrzył na mnie z błyskiem w oku.
– Gotowa?
Odpowiedziałam uśmiechem.
– Gotowa.
Drzwi otworzyły się i Harry puścił mnie przodem. Wchodząc do sali, zadbałam o promienny uśmiech... który dosłownie zamarł mi na ustach na widok mężczyzny podnoszącego się z krzesła, by nas powitać.

---------
jak myślicie, kogo Eva zobaczyła? :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ, TO MOTYWUJE :)
do następnego!
wasza aggie xx
tt: @mjrauhlin

piątek, 1 listopada 2013

III

Przeszłam przez drzwi obrotowe i znalazłam się w lobby Bieberfire dziesięć minut przed dziewiątą następnego ranka. Chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie pierwszego dnia w nowej pracy, dlatego zdecydowałam się na prostą, dopasowaną sukienkę i czarne czółenka, na które w windzie szybko zamieniłam moje wygodne płaskie baleriny. Ciemne włosy miałam upięte w wyszukany kok przypominający ósemkę, rezultat fryzjerskich talentów Nialla. Zawsze byłam niezdarna, jeśli chodzi o układanie włosów, ale Niall ma do tego prawdziwą smykałkę i potrafi stworzyć na głowie efektowne dzieła sztuki. W uszach błyszczały mi drobne perłowe kolczyki, które dostałam od taty z okazji ukończenia studiów, a na przegubie pysznił się rolex, podarunek od Stantona i matki. Miałam pewne wątpliwości, czy nie przesadziłam z dbałością o wygląd, ale gdy tylko wkroczyłam do lobby, przypomniałam sobie, jak rozciągnęłam się na podłodze w moich treningowych łachach, i odetchnęłam z ulgą, że w obecnej stylizacji w niczym nie przypominałam tamtej niezdarnej dziewuchy. Wydawało się, że dwóch ochroniarzy, którym machnęłam identyfikatorem, idąc do bramki kontrolnej, nie skojarzyło mnie z wczorajszym incydentem. Dwadzieścia pięter później znalazłam się w holu Waters Field & Leaman. Przede mną wznosiła się ściana z kuloodpornego szkła, a w niej podwójne drzwi, które prowadziły do recepcji. Recepcjonistka siedząca przy biurku w kształcie półksiężyca zauważyła, jak macham moją kartą przed szybą. Nacisnęła przycisk i drzwi się otworzyły. Schowałam identyfikator z powrotem.
– Cześć, Megumi – powitałam ją, wchodząc do środka i chwaląc jej bluzkę w kolorze żurawiny. Dziewczyna była bardzo ładna, o oryginalnej mieszanej urodzie, z pewnością z kroplą azjatyckiej krwi. Miała błyszczące, gęste ciemne włosy, obcięte w stylu chanelowskim, krócej z tyłu, z przodu sięgające do podbródka, piwne oczy w kształcie migdałów emanujące ciepłem, a usta pełne i naturalnie zaróżowione.
– Eva, cześć. Harrego jeszcze nie ma, ale wiesz, gdzie jest twoje biurko, prawda?
– Oczywiście. – Machnęłam jej i ruszyłam korytarzem na lewo od recepcji do samego końca, gdzie znów skręciłam w lewo. Dotarłam do biura zajmującego jedno wielkie pomieszczenie z wydzielonymi boksami, z których jeden był mój. Podeszłam do funkcjonalnego metalowego biurka, wrzuciłam torebkę oraz siatkę z płaskimi butami do dolnej szuflady, po czym włączyłam komputer. Przyniosłam ze sobą kilka drobiazgów, żeby nadać otaczającej mnie przestrzeni bardziej osobisty charakter.
Wśród nich znajdował się oprawiony w ramkę zestaw trzech zdjęć – na pierwszym ja z Niallem na plaży w Coronado, na drugim mama i Stanton na jachcie na Lazurowym Wybrzeżu, na trzecim tata w radiowozie podczas służby w City of Oceanside, w Kalifornii. Oprócz tego wyciągnęłam z torby barwną kompozycję szklanych kwiatów, prezent od Horana
z okazji pierwszego dnia w pracy. Postawiłam je obok ramki ze zdjęciami i odchyliłam się, żeby ocenić efekt.
– Dzień dobry, Evo.
Podniosłam się z krzesła i stanęłam na wprost mojego szefa.
– Dzień dobry, panie Styles.
– Proszę, mów do mnie Harry. Zapraszam do gabinetu.
Podążyłam za nim korytarzem, myśląc sobie po raz kolejny, że ze swoją lśniącą opaloną skórą, starannie rozczesanymi lokami i śmiejącymi się zielonymi oczami mój szef był miłym dla oka mężczyzną. Miał kwadratową szczękę i uroczo szelmowski uśmiech. Wysportowany i trzymający się prosto, kroczył z dyskretną pewnością siebie, budzącą zaufanie
i szacunek. Wskazał na jedno z siedzisk przed szklano-metalowym biurkiem i poczekał, aż usiądę, zanim usadowił się
w swoim bajeranckim fotelu. Na tle nieba pociętego drapaczami chmur Harry wyglądał na zrealizowanego i wszechmogącego. W rzeczywistości był tylko junior account managerem*, a jego gabinet to była nędzna garderoba w porównaniu
z tymi, które zajmowali dyrektorzy i kierownicy, ale widok i tak robił wrażenie. Teraz pochylił się do przodu i uśmiechnął.
– Zadomowiłaś się już w nowym mieszkaniu?
Zaskoczył mnie tym pytaniem i było mi bardzo miło, że pamiętał. Poznałam go podczas drugiego etapu rekrutacji i od razu polubiłam.
– W zasadzie tak – odparłam. – Wciąż jeszcze kilka pudeł poniewiera się tu i tam.
– Przeprowadziłaś się z San Diego, prawda? Miłe miasto, ale bardzo różne od Nowego Jorku. Tęsknisz za palmami?
– Tęsknię za suchym klimatem. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tutejszego wilgotnego powietrza.
– Poczekaj, aż lato walnie z pełną siłą. – Uśmiechnął się. – A więc... to twój pierwszy dzień w pracy i jesteś moją pierwszą asystentką, więc będziemy musieli wszystko sobie ułożyć z biegiem czasu. Nie byłem dotąd przyzwyczajony do przekazywania obowiązków, ale mam nadzieję, że szybko wejdzie mi to w krew.
Od razu poczułam się swobodniej.
– Z wielką chęcią przejmę te obowiązki.
– Współpraca z tobą jest dla mnie dużym krokiem naprzód, Evo. Mam nadzieję, że będzie ci się tutaj podobało. Pijesz kawę?
– To podstawa mojej codziennej diety.
– Ach, asystentka o podobnych upodobaniach! – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Nie będę cię prosił o podawanie kawy, ale przydałaby mi się twoja pomoc, żeby rozgryźć, jak działają te nowe ekspresy, które ustawili w kafeterii.
Uśmiechnęłam się.
– Nie ma sprawy.
– Szkoda, że w tej chwili nie mam dla ciebie nic innego do roboty. – Potarł się po karku z zakłopotaną miną. – Ale może pokażę ci kontrakty reklamowe, nad którymi obecnie pracuję, i razem coś z tym zrobimy?
Niewiele pamiętam z reszty dnia, wszystko działo się tak szybko. Harry skontaktował się z dwoma klientami, po czym odbył długie spotkanie z zespołem kreatywnym pracującym nad pomysłami wypromowania szkoły biznesu. Z zafascynowaniem
obserwowałam z bliska, jak różne działy przekazują sobie pałeczkę, by poprowadzić kampanię od początku do końca. Chciałam nawet zostać trochę dłużej, by lepiej zaznajomić się z rozkładem biura, ale mój telefon zadzwonił pięć minut przed piątą.
– Biuro Harrego Stylesa. Eva Brooks przy telefonie.
– Rusz łaskawie swój tyłek do domu, żebyśmy mogli pójść na tego drinka, którego obiecałaś mi wczoraj.
Udawana powaga w głosie Nialla wywołała uśmiech na mojej twarzy.
– Dobra, dobra, już.
Wyłączyłam komputer i uporządkowałam biurko. Gdy dotarłam do wind, wyciągnęłam komórkę, by wysłać Horanowi wiadomość: „jestem w drodze”. Dzwonek poinformował mnie, która winda zatrzyma się na moim piętrze. Podeszłam więc tam i ponownie
skupiłam się na telefonie, by wysłać wiadomość. Kiedy drzwi windy się otworzyły, ze wzrokiem wciąż wbitym w ekran komórki zrobiłam krok do przodu. Rozkojarzona podniosłam głowę i... mój wzrok spotkał się z karmelem jego oczu. Wstrzymałam oddech.
Jedynym pasażerem w windzie był bóg seksu.


----
*Junior Account Manager – młodszy specjalista odpowiedzialny za kontakt z klientem
w agencji reklamowej

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
mam nadzieję że rozdział bardziej wam się podoba niż poprzedni